18. [Lukanette] Nie wierz w jedną miłość...

790 26 0
                                    

Słodycz ostatniego pocałunku z Adrienem wciąż tkwiła na usta Marinette, lecz samo wspomnienie przynosiło jej ból, którego nie umiała stłumić. Pomyłka nie była warta pocałunku z ukochanym, bo ten odwrócił się od niej. „Marinette to moja przyjaciółka" — wciąż słyszała słowa Adriena, które powtarzał dookoła wszystkim, których znał. Aż w końcu sama je usłyszała.

Bolały...

Marinette usiadła na ławce parku. Zakochana para przeszła obok niej, śmiejąc się i jedząc wspólnie lody. Mówili coś o swojej rocznicy, a mężczyzna w wolnej ręce chował ozdobne pudełeczko. Kawałek dalej zaproponował, by usiedli. Marinette odruchowo się uśmiechnęła. Trzymała za nich kciuki, przynajmniej inni mogli liczyć na szczęście, którego jej brakowało.

Kobieta usiadła, a mężczyzna przyklęknął. Podsunął pod nos ukochanej pierścionek i kiedy już miał ją poprosić o rękę jedna kulka lodów spadła z rożka prosto na jego spodnie. Pisnął, a pudełeczko poleciało do góry. Marinette zerwała się z miejsca i w ostatniej chwili złapała je, padając twarzą prosto w trawę.

— Mam! — krzyknęła radośnie na cały park.

— Cco? — zająknął się mężczyzna. Przeszedł obok ławki i z wdzięcznością przyjął pudełeczko. Wcisnął pierścionek głębiej i szepnął: — Dziękuję.

Spodnie mężczyzny były całe ufajdane w lodach truskawkowych. Jego dziewczyna śmiała się, trzymając swojego rożka i resztę chłopaka.

— No chodź już, bo stracisz wszystkie! — zawołała do niego.

— A wyjdziesz za mnie? — zapytał bez żadnego zastanowienia.

Lody wysunęły się z rąk kobiety. Złapała się za policzki i wykrzyczała donośne „TAK" na cały park. Przyklęknęła i pocałowała ukochanego.

Marinette skinęła, poniekąd będąc dumna ze swojego czynu. „Nawet bez kostiumu, jesteś bohaterem" — słyszała w myślach słowa Tiki. Może i miała rację. Czasami nie trzeba posiadać supermocy, żeby dokonać czegoś wielkiego, nawet jeśli tylko złapała pierścionek zaręczynowy.

Wstała i poszła ścieżką widokową, którą burmistrz miasta odnowił tego roku. Po obu jej stronach posadzono młode drzewa, sama uczestniczyła w akcji ochrony środowiska. Kwiatami już się nie zajmowała, rozrysowała jedynie wzór, który teraz można było zobaczyć z tarasu widokowego wybudowanego na najwyższym punkcie parku. Trzy serca z róż otoczyła begoniami i aksamitkami, a całość okrążyła krzewami, które kwitły tylko przez kilka dni na wiosnę na biało. Dlatego w tym okresie tak wiele par decydowało się na zaręczyny w tym miejscu. „Taras zakochanych" — tak zaczęto nazywać miejsce, do którego powstania przyczyniła się Marinette. Była z siebie dumna, ale co z tego, jeśli sama nie mogła tam wejść z ukochanym i usłyszeć to, co kobieta przed chwilę.

— O czym ty w ogóle myślisz głupia? — Walnęła się kilka razy w głowie. Zaręczyny? Całowała się tylko kilka razy w życiu i do tego najwięcej pocałunków zaliczyła z Czarnym Kotem. A więc jednak przesąd o czarnym kocie coś znaczył...

Westchnęła. Lodów nie zjadła z Adrienem, nie weszła z nim na taras, a teraz powoli traciła tytuł dobrej przyjaciółki. Oddała się od chłopaka, bardziej niż kiedykolwiek mogła przewidzieć.

Nagle w parku rozbrzmiała muzyka, gitara. Zaciekawiona zaczęła iść w kierunku miejsca, z którego dobiegały przepiękne, delikatne dźwięki. Dla jej uszu piosenka była miodem. W jakiś sposób powoli koiła jej zranione serce, zapominała o bólu. Znała tę melodię. Kiedyś już ją usłyszała. Uliczny występ? Ktoś puszczał głośno muzykę? Nie, to było przedstawienie grane na żywo.

In the rain - opowiadania Miraculous: Adrienette, Lukanette i inne...  [z]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz