Marinette skoczyła. Uniknęła ataku akumy i schowała się za ścianę budynku, nieustannie grzebiąc w torebce. Nie było tam jednak Tiki. Zaniepokojona rozejrzała się wokoło. Nie, nie mogła jej zgubić, aż tak nieuważna przecież nie była.
— Cukierek albo psikus — usłyszała za sobą.
Jeszcze raz przeszukała torebkę. Nie miała ani jednego cukierka. Westchnęła żałośnie.
— A więc psikus... — wyszeptał złoczyńca.
Dziewczynka ubrana w strój słodkiej wróżki zalała się czernią. Biała różka pokryła się cieniem, który zaczął szeptać złowrogie słowa, niszcząc nawet najcieńszą powłokę światła. Wyszczerzyła czarne zęby i zamachnęła się różdżką. Budynek ożył. Ściany uniosły się, a balkony wyrwały z kamienia, tworząc niby ręce. Drzwi zaklekotały, zapraszając do wejścia.
Marinette ścisnęła mocno powieki i ruszyła w biegu przed siebie. Ludzie wrzeszczeli za nią. Dom wciągnął kobietę z dzieckiem, potem już nastał tylko kolejny horror.
Niebo skryła jasna czerwień, prawie jak krew, a moment później spadł deszcz. Marinette przystanęła. Wystawiła przed siebie dłoń, pozwalając, by kilka kropel spadło na jej skórę. Czerwonych kropel...
Marinette wzdrygnęła się.
Chwyciła za ramiona i drżąc, uciekła pod Wieżę Eiffla. Oparła się o jedną z metalowych konstrukcji i rozpłakała się.
— Tiki, gdzie jesteś? — szepnęła żałośnie, rozglądając się za kwami. Zgubiła ją. Została sama. Nie ma jak walczyć, nie z potęgą nowego złoczyńcy.
Krzyk dziecka dobiegł z okolic placu. Marinette odruchowo wysunęła się z kryjówki, lecz gdy głowa dziecka przeturlała się pod jej stopami, wróciła do ukrycia. Nie płakała. Nie drżała. Pustym wzrokiem wpatrywała się w martwe oczy dziewczynki, która miała otwarte usta, jakby pragnęła po raz ostatni błagać Biedronkę o pomoc.
Marinette przysunęła się do dziewczynki. Objęła jej głowę, powieki przymknęła i zaczęła nucić kołysankę.
— Biedronko! — usłyszała wołanie. — Moja pani, gdzie jesteś?
Zadrżała. Odłożyła głowę dziecka na bok i sama wyszła z ukrycia. Czarny Kot zeskoczył przed nią.
— Marinette, widziałaś... — zaczął, lecz nie zdołał dokończyć.
Marinette rzuciła się na Czarnego Kota i wtuliła, najmocniej, jak tylko potrafiła.
— Oni nie żyją, to moja wina, nie uratowałam ich! — krzyczała.
— Spokojnie, spokojnie, wszystko będzie dobrze. Kogo nie... — urwał, kiedy spojrzał za Marinette.— Co tu się stało?
— Ja... Nie... — Pokręciła głową. — Jestem Biedronką — wyznała nagle. — Jestem Biedronką, ale Tiki zniknęła. Nie wiem, co mam zrobić. Boję się, oni nie żyją! Przepraszam.
— Ty... — Odsunął ją. — Jesteś Biedronką?
Kiwnęła.
— Tak — potwierdziła. — Jestem Biedronką. Jestem i nic nie mogłam zrobić. Nikogo uratować. Nikogo... — wyszeptała.
— Nie ma Tiki? — upewnił się.
— Nie ma, zgubiłam ją.
Czarny Kot otarł twarz Marinette z łez i krwawego deszczu.
— Ogarnij się. Musimy złapać akumę i wtedy znaleźć Tiki. Gdzieś jest, poza tym...
Pierścień Czarnego Kota wydał z siebie pisk.
— Lepiej się ukrył. — Odepchnęła chłopaka od siebie. — Nie będę patrzeć.
— Nie — nie zgodził się od razu. — Znam cię. Nie widzę powodu, żeby dłużej to ukrywać, Marinette...
Odsunął się.
— Plagg, schowaj pazury — wyszeptał.
Moc zeszła z niego. Czarne kwami wyskoczyło obok, a gdy czarna poświata zniknęła z Czarnego Kota, oczom Marinette ukazał się Adrien. Uśmiechnął się nieśmiało i powiedział:
— Hej.
— Hej. — Pomachała do niego. Była całkowicie zamroczona. Niekoniecznie wierzyła w to, że to, co się dzieje wokół niej, jest prawdziwe. Koszmar. Sen. Nieprawda. A może rzeczywistość.
Marinette pochyliła smutnie głowę.
— Przepraszam.
— Nic się nie... — nim zdążył dokończyć kolec przebił jego brzuch.
— Cukierek albo psikus! — rozbrzmiał wrzask złoczyńcy.
Dziewczynka prześlizgnęła się przez kałużę krwi. Uniosła Adriena i kilka razy nim potrząsnęła. Dławił się krwią, wciąż próbował wyjąć kolec. Złoczyńca jednak zaśmiał się. Dziewczynka zbliżyła Adriena do siebie i chusteczką otarła jego policzek poplamiony kilkoma kropelkami krwi.
— Nie — szepnęła Marinette.
— Za późno.
Zarzuciła Adrienem i uwolniła go z kolca, rzucając na sam szczyt wieży Eiffla. Krzyk zamarł na ustach Marinette. Upadła na kolana, wyciągając ręce ku górze, jakby z nadzieją, że jeszcze złapie ukochanego. Jednak gdy tylko zamrugała, świat przed nią zmienił się.
— Obudź się, Marinette, obudź! — krzyczała żałośnie Tiki, potrząsając Marinette.
Otworzyła szeroko oczy i podniosła się. Rozejrzała. Była we własnym pokoju. Cztery ściany oblepione zdjęciami Adriena, wyjście na balkon i dzwoniący telefon przy poduszce. Złapała się za szyję, potem policzki, głowę, aż w końcu opadła na poduszkę i rozpłakała się.
— Tiki, ja widziałam, jak on ginie — wyjęczała żałośnie.
— Ginie? — zdziwiła się. — Kto?
— Adrien — wydusiła z siebie. — Czarny Kot, oj, Tiki, to był sen, powiedz, że to był sen, że...
— Tak, to był koszmar — odpowiedziała łagodnym, kojącym głosem. — Już, będzie dobrze, będzie dobrze... Już wszystko jest dobrze...
CZYTASZ
In the rain - opowiadania Miraculous: Adrienette, Lukanette i inne... [z]
FanfictionOpowiadanka krótsze i dłuższe... Opowiadanka tworzone na poważnie i czasem z nudów... Opowiadanka ze świata Miraculous... Wszystkie napisane do tej pory one-shoty są dostępne pod adresem: https://rolaka-fiction.blogspot.com Jeśli chcesz wesprzeć aut...