44. [Adrienette] Burczenie

263 17 2
                                    

Adrien spakował ostatnie rzeczy do torby, upychając je do drugiej kieszeni, w której Plagg nie spał. A jak na złość zwierzak wybrał sobie tę większą, z dnem obłożonym koszulką na zajęcia WF. I spał tak od samego rana, aż do zakończenia zajęć, nie budząc się nawet na pięć minut w trakcie domniemanego ataku Władcy Ciem.

Podobno kwami nie potrzebowały snu tak samo jak ludzie, ale najwyraźniej w pewnych okolicznościach zachowywały się jak koty.

Nie miało to większego znaczenia dla Adriena. Przynajmniej ominęło go otwieranie camemberta przy wszystkich uczniach i tłumaczenie się, dlaczego je tak cuchnącą rzecz w szkole. Dzień również minął spokojnie, zaskakująco normalnie jak na ostatni rok jego superbohaterskiej kariery. Nie pamiętał kiedy ostatnio ktokolwiek pozwolił mu cieszyć się zwyczajnym, nastoletnim życiem. Życzył sobie, żeby doznać w przyszłości w takich dni – bez walk, ratowania życia i poobijanych kości, nawet jeśli to oznaczało braku spotkań z Biedronką. Ona też czasem potrzebowała odpoczynku.

— Adrien? — Marinette nieśmiało do niego podeszła.

— No co tam? Udał się nam eksperyment na chemii, co nie? — dla przełamania lodów wspomniał o wspólnym zadaniu sprzed dwóch godzin, które zaliczyli jako pierwsi z klasy.

— E? — zdziwiła się. — A tak, tak, eksperyment. Dobrze, że z moim szczęściem nic nam nie wybuchło.

— Myślisz, że dalibyśmy radę wysadzić szkołę w powietrze?

— Z moimi możliwościami to bardzo prawdopodobne. — Zaśmiała się słodko. — A skoro już rozmawiamy o... o... To znaczy o szkole, no i jesteśmy już po niej, nie pakujesz się za szybko, więc pewnie się nigdzie nie spieszysz, więc może... ciastko? Herbata?

— Zapraszasz mnie do siebie do domu?

— Ja... — Marinette nagle palnęła się w czoło. — Tak, u mnie jest ciastko i kawa – zdała sobie sprawę, jakby jej dom wcale nie był w planach na wspólne spędzenie czasu.

— Jeśli nie chcesz, to...

— Nie, nie! — przerwała mu gwałtownie. — Wszystko mi pasuje. Ostatnio rodzice nauczyli mnie robić taki pyszny sernik.

Nagle coś zaburczało i to w torbie Adriena. Przycisnął ją do siebie, udając, że dźwięk wydobył się z jego żołądka. Zaczerwienił się odruchowo.

— Ja...

— Jesteś... głodny? — zapytała niewinnie Marinette.

— Umieram z głodu, a na wspomnienie o twoich wypiekach, to aż zaczyna mi grać w żołądku. Ale spokojnie, to...

Grrr...

Burczenie stało się jeszcze głośniejsze.

Adrien schował zawstydzoną twarz między dłońmi, mając ochotę wywalić torbę wraz z Plaggiem na zewnątrz. Marinette nic nie mówiła o serze, tylko serniku, a ten głupi kot wyłapał po tylu godzinach snu, że ma na coś ochotę.

— Mogę wpaść? Jestem głodny? — ciągnął dalej swoją wymówkę.

— Tak, to znaczy... — Marinette wybuchnęła śmiechem, nie zdołała dłużej wstrzymać w sobie radości. Z tego wszystkiego, aż się rozpłakała. — Przepraszam, przepraszam, ale nigdy... to znaczy, że ty potrafisz... Przepraszam.

— Nie, nie, to zdecydowanie moja wina. Wybacz. Nie mów o tym nikomu.

— Spokojnie, nie powiem, poza tym jak wrócę, to rodzice naszykują jakiś obiad. Może masz ochotę zostać?

Propozycja Marinette sprawiła, że serce zabiło mu mocniej w piersi. W najbardziej odległych snach nie marzył, że jeszcze raz będzie mu dane zasiąść przy stole z rodziną Dupain—cheng – przy stole wypełnionym ciepłem rodzinnym, uśmiechem i miłością, zupełnie innym od pustego, chłodnego blatu, przy którym siadał wraz z ojcem.

Koniec końców burczenie Plagga okazało się bardzo... przydatne.

— Jeśli jeszcze jeden bezdomny kot nie będzie przeszkadzał to z przyjemnością przyjmę zaproszenie.

Opowiadanie napisałam w ramach rozgrzewki. Miłego czytania!

In the rain - opowiadania Miraculous: Adrienette, Lukanette i inne...  [z]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz