2. [Lukanette] Randka

1.7K 59 29
                                    

Sprawdził telefon raz, potem drugi, aż za trzecim z zrezygnowaniem w oczach włożył go do tylnej kieszeni. Westchnął ciężko. Minęło dziesięć minut, a Marinette wciąż nie było. Może niepotrzebnie się martwił, ale roztrzepana dziewczyna zawsze potrafiła nieumyślnie potknąć się na idealnie prostej drodze i trafić na przypadkowo przejeżdżającą tędy budkę z lodami...

Zaśmiał się. Jednak po chwili wyszedł na chodnik, sprawdzając, czy Marinette faktycznie nie spełniła przewidywań z jego myśli. Dalej jej nie widział. Z powrotem usiadł pod parasolem, wyjmując z futerału gitarę, którą zabrał bez zgody matki. Piękne drewno zalśniło w letnim słońcu. Za jednym dotknięciem strun rozbrzmiała melodia, trochę denerwująca, ale zarazem idealna dla takiego instrumentu. Bardzo naturalna, jak lubił to określać.

— Luka! — Z oddali pomachała do niego Marinette. — Przepraszam za spóźnienie.

Poprawiła pasek, który zsunął się z jej ramienia, wraz z małą to torebką. Trzymane przez dziewczynę pudełko przechyliło się. Marinette szybko przykicała na jednej nodze niemal do samej krawędzi chodnika, łapiąc wypadający ze środka makaronik.

Wstał, podbiegając do niej. Chwycił w talii i pomógł stanąć na obu nogach, przy okazji podkradając jedno ciasteczko.

— Luka, to miało być na później — skarciła go, uderzając niewinnie po rączkach.

— Nie mogłem się powstrzymać, twoje makaroniki są najlepsze w całym Paryżu.

— Naprawdę? Oj, nie mów tak. — Zarumieniła się słodko. — I przepraszam za spóźnienie. — Załamała się. — Najpierw zrobiłam makaroniki, ale zapakowałam je do złego pudełka. — Wskazała na opakowanie. — Potem okazało się, że tata je sprzedał z samego rana i pobiegłam za kupcem, łapiąc go w ostatniej chwili przed światłami, ale oczywiście po drodze przewróciłam czyjś rower i nadepnęłam na ogon kota — opowiedziała na jednym wydechu, machając rękoma we wszystkie strony. — A z tego wszystkiego chciałam wyjść w piżamie i dlatego się spóźniłam na...

— Randkę — dokończył za nią, zabierając pudełko w najbezpieczniejsze miejsce — do własnych rąk.

— Randkę? — powtórzyła nieśmiało, za wszelką cenę unikając jego wzroku. — To znaczy randka, jakby inaczej, to znaczy...

Zaśmiał się cicho.

Marinette naburmuszyła się, ale inaczej niż wtedy, gdy po raz pierwszy się spotkali. Melodia w jej sercu była spokojniejsza, delikatniejsza. Musiała się pozbyć jakiegoś ciężar, problemu, jaki ją gnębił. Pragnął zagrać tę melodię, lecz gdy popatrzył na ręce dojrzał jedynie opakowanie z makaronikami. W tej całej akcji ratunkowej zapomniał o ukochanej gitarze matki. Skrzywił się. Jedna rysa i będzie martwy.

— Usiądźmy. — Wskazał palcem na zajęty stolik w kawiarni. — Coś zagram.

— Luka? — spytała, przyglądając mu się podejrzliwie. — Coś się stało?

— Jeszcze nie, ale jeśli matka zobaczy, że cokolwiek stało się jej gitarze... — Udał przerażonego. — Tym razem nie skończy się tylko na łańcuchach.

— Nie żeby nie było miło, to znaczy, spotkałam Biedronkę i nie narzekam, że akurat przywiązałam się, to znaczy, zostałam przywiązana, ach... — Westchnęła ciężko. — Znowu gadam bez sensu.

Wzruszył ramionami. To było całkiem... słodkie. Może dlatego właśnie go zainteresowała. W jej potoku czasami bezsensownych słów kryły się rzeczy, których od innych nigdy by nie usłyszał. Nawet jeśli nie zamierzała przekazać swoich myśli w ten sposób, robiła tak. Bez ładu, bez jakiegoś ogarnięcia, co chce powiedzieć, ale szczerze.

— To herbata czy kawa? — spytał, puszczając ku dziewczynie oczko.

— Zdecydowanie cappuccino. — Uśmiechnęła się. — Oczywiście, jeśli ty chcesz.

— Tylko pozwól mi posłodzić — zażartował.

— No tak. — Pacnęła się o twarz. — W tym zdenerwowaniu jeszcze wlałabym napój do cukiernicy. Oczywiście zdarzyło mi się to tylko siedem razy w życiu, ale przez ostatni rok ani razu! — podkreśliła.

Jeszcze raz potwierdził swoje przypuszczenia, Marinette była niesamowita. Szczera, odważna, może i trochę niezdarna, ale do tego zdąży się przyzwyczaić.

— Dzisiaj ja płacę, ale następnym razem ty — wspomniał, gdy szli już ku stolikowi.

— No dobrze — zgodziła się bez chwili wahania. — Zaraz, następnym razem?! — krzyknęła, siadając na wiklinowym krześle.

Przemilczał, dając jej przetrawić informację.

Krótko, ale mam nadzieję, że przyjemnie. Na razie będę bardzo powoli dodawać kolejne rozdzialiki, więc mam nadzieję, że będziecie czekać na kolejne!

PS. Zapraszam serdecznie do zajrzenia do zakładki WSPARCIE ;)

In the rain - opowiadania Miraculous: Adrienette, Lukanette i inne...  [z]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz