Rozdział 7

342 23 21
                                    


- Trzy pomidory, makaron typu spaghetti, dwie cebule. - wymieniałam składniki na dzisiejszy obiad, które znajdowały się w mojej torbie zakupowej.

Miałam od rana trochę czasu, więc postanowiłam wyskoczyć na zakupy. Klientka była umówiona dopiero za dwie godziny, więc liczyłam, że zdążę przygotować mamie coś dobrego.

Szczęścia jednak dziś nie miałam, ponieważ wychodząc zza rogu jednego z budynków, uderzyłam ramieniem w coś twardego, jednocześnie potykając się i lądując twarzą na chodniku. Podnosząc głowę, widziałam, jak pomidory wyleciały z reklamówki i potoczyły się obok mojej głowy. Żeby tego było mało, jeden z nich właśnie zakończył swój żywot pod skórzanym męskim butem, które zapewne kosztowało więcej niż wszystkie moje razem wzięte.

- Kurwa. - Usłyszałam głośny, męski krzyk.

Po chwili poczułam duże dłonie, które złapały mnie pod pachami i pociągnęły ku górze.

Wiecie, jak to jest spotkać dwóch przystojniaków w jednym miesiącu?

Ja też nie wiedziałam, aż dotąd.

Przystojniak numer dwa, właśnie pozbierał moje zakupy i podał mi reklamówkę.

- Dziękuję i przepraszam.

- Nic się nie stało. - odpowiedział nieznajomy.

Przyjrzałam się dokładnie. Mężczyzna ubrany był w elegancki garnitur. Lekki zarost dodawał mu męskości, a krótkie blond włosy uwydatniały jego kości policzkowe. Ewidentnie próbował wyglądać poważnie, jednak jego sympatyczna twarz nie ułatwiała mu zadania.

Grymas wszedł na tę męska buźkę, gdy spostrzegł, w jakim stanie znajdywał się jego jeden z butów.

- Którą z nerek mam Panu oddać, by odkupić buty? - zapytałam z powagą.

- Ostatnio zapotrzebowanie jest na wątroby, więc chętnie wezmę w ramach rekompensaty. - Zaśmiał się nieznajomy.

Zrobił krok w tył i najzwyczajniej w świecie wytarł pozostałości pomidora z buta o trawę.

- To też moja wina, więc ja mam brudnego buta, a Ty nie masz jednego pomidora. - Wzruszył ramionami, jakby miał takie sytuacje codziennie.

- Cóż, lepiej nie mieć pomidora, niż wątrobę.

- Żartownisia z Ciebie. - Zaśmiał się i wystawił rękę w moją stronę, która uścisnęłam. - Jestem Blaise.

- Chloe.

- Miło, po zakupach wnioskuje, że pewnie gdzieś mieszkasz w pobliżu.

- Tak, ale za to Ty, wcale tu nie pasujesz. - Kiwnęłam głową w kierunku jego ubrań.

- Cóż, praca tego wymaga, ale jeśli Ci nie przeszkadza mój "dress code", to chętnie Cię odprowadzę. Mam trochę czasu jeszcze.

- W sumie, czemu nie. - zgodziłam się. - Ostrzegam, jednak jeśli chcesz mnie porwać, czy zgwałcić to tu się każdy z każdym zna, więc będzie wiadomo, że to Ty.

- Jeśli obie strony tego chcą, to nie gwałt, Kochanie. - mrugnął jednym okiem do mnie.

Nie powiem, że nie, ale zawstydził mnie lekko. Może nie byłam już nastolatką, ale też nie chodziłam do łóżka z przypadkowymi mężczyznami. A już w szczególności z TAKIMI mężczyznami. Postanowiłam, więc uśmiechnąć się na jego propozycję i ruszyć z nim w drogę.

Nikt z nas, więcej nic nie powiedział, więc zrobiło się lekko niezręcznie. Blaise szedł obok mnie i rozglądał się po okolicy. Postanowiłam sprowadzić jego myśli z powrotem na ziemię.

- Więc, co robisz w Naples? - zapytałam.

- Bliski przyjaciel przeprowadził się ostatnio w te okolice, więc przyjechałem, bo potrzebuje rady w sprawach służbowych.

Dałabym se rękę uciąć, że wiem, o kogo mu chodziło. Od mojego domu dzieliły nas dwa zakręty, gdy mój towarzysz się zatrzymał.

- O wilku mowa. - wskazał kierunek głową.

Lekko odwróciłam się w lewą stronę, by wyśledzić kierunek jego wzroku.

W naszą stronę zmierzał Pan Whitford, a może powinnam powiedzieć, że najprzystojniejszy mężczyzna na ziemi?

Dyskretnie wróciłam wzrokiem do Blaise'a i znów do czekoladookiego, by porównać ich. Oboje niesamowicie przystojni, jednak ciemne włosy są bardziej w moim typie.

Z tą swoją twarzą bez wyrazu podszedł do nas. Stając zdecydowanie za blisko mojej osoby.

- Dzień dobry. - rzucił, odwracając się w moją stronę.

- Dzień dobry. - odpowiedziałam.

Mówiłam, że wcześniej czułam się niezręcznie? To teraz nie wiedziałam, jak to opisać. Dwóch nieziemsko przystojnych mężczyzn i ja w środku. Myślę, że nie jedna osoba, ucieszyłaby się na moim miejscu, ale nie ja. Lubiłam swój spokój. A Ci dwaj to pieprzone huragany.

- Miałeś podobno siedzieć w domu i czekać na mnie. - odezwał się Anthony do swojego przyjaciela.

- No cóż, nudziło mi się bez Ciebie, więc postanowiłem pochodzić i w ten sposób trafiłem na tego małego elfa. - wyjaśnił Blaise, spoglądając na mnie.

Jego rozmówca nie skomentował zachowania kolegi, za to wbijał wzrok we mnie. Widziałam, że obserwował każdy mój ruch. Pomimo mojego, mało wyzywającego ubrania, poczułam się naga. Jego ciemne oczy śledziły wzrokiem moją sylwetkę, a mi z minuty na minutę robiło się cieplej.

- Tak, jak już mówiłem. - Próbował drugi z mężczyzn, zwrócić na siebie naszą uwagę. - Spotkałem ją i postanowiłem odprowadzić.

- Jeśli Chloe, nie ma nic przeciwko, pójdę z wami.

- A więc, się już znacie. Chyba jestem zazdrosny. - Spojrzał poważnie na ciemnowłosego.

Zazdrosny? Bliski przyjaciel? Nagle całe moje podniecenie opadło. Zebrałam wszystkie zdania w jedność. Wiedziałam, że cuda w postaci dwóch mężczyzn się nie zdarzają zwykłym kobietą. A jeśli już na takich wpadają, oni okazują się homoseksualistami tak jak moi rozmówcy.

Napięcie z mojego ciała wyparowało. Nie chciałam między nimi żadnych nieporozumień z mojej winy, więc postanowiłam interweniować.

- Pan Anthony, przyszedł do mnie w sprawie tatuażu. Zawodowo zajmuję się wbijaniem tuszu pod skórę. W centrum znajduje się mój salon.

Twarz Blaise'a, jak za sprawą czarodziejskiej różdżki, spowił uśmiech.

- A więc to tak. - skomentował mężczyzna.

W trakcie drogi blondyn zadawał mi dużo pytań związanych z moją pracą i wydawał się naprawdę zainteresowany. Podczas gdy drugi z towarzyszy wcale nie zabierał głosu i wydawał się zamyślony. Wchodząc na swoją ulicę, widziałam już swój dom.

- Tam mieszkam. - Wskazałam głową kierunek, na co mężczyźni skierowali wzrok w stronę budynku.

- Co to za urocza istota? - zapytał Blaise.

Przyjrzałam się dokładnie, by dostrzec, o kim mówi mężczyzna. Na podwórku siedziała moja rodzicielka i prawdopodobnie czytała książkę.

- Moja mama? - zapytałam niepewna, czy o nią mu chodziło.

- Więc się przywitajmy. - zawołał, wyprzedzając nas.

Spojrzałam na Anthony'ego, na jego twarzy gościł delikatny uśmiech. Uważałam, że tym uśmiechem mógłby nie jedną kobietę, lub nie jednego mężczyznę, powalić na kolana. Do mamy dotarliśmy już, gdy Blaise i Ona, zdążyli się poznać. Anthony grzecznie się przywitał i przypomniał towarzyszowi o czekającej pracy. Szybko, więc musieli się pożegnać.

- Blaise, przyjdź w sobotę do nas i weź kolegę! - krzyknęła za odchodzącym mężczyzną.

- Przyjdziemy! - odpowiedział, również podnosząc głos, by można było z odległości go usłyszeć.

- Upadłaś na głowę, mamo? - zwróciłam się do kobiety.

- No co Ty, dziecko! Widziałaś, jak ten blondyn na mnie patrzył?

- On jest o połowę młodszy od Ciebie i do tego gej! - uniosłam głos, zszokowana słowami matki.

- Głupia chyba jesteś. - skwitowała i pchając koła swojego wózka, wjechała przez drzwi frontowe do domu.

...........................................................
Dodaje na prośbę 😁

AnthonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz