- Wypijmy za naszą nienawiść! - darła się wniebogłosy Ann.
Kolejna sobota, gdzie niedane mi było w spokoju usiąść i przeczytać książkę. Dziś miało trafić na romans historyczny. Na młodą krawcową, która zostaje żoną księcia, wcale nie z miłości. Jednak po porannej wizycie na targu u Pani Natalii, spotkała mnie w domu niespodzianka. Mianowicie moja matka i praktykantka siedziały rozwalone przed telewizorem i oglądały... Pamiętniki wampirów!
Po młodej, mogłam się tego spodziewać, ale nie po mojej rodzicielce. W jej wieku powinna oglądać jakąś bzdetną operę mydlaną, a tymczasem całe południe kobiety debatowały, który z braci jest większym przystojniakiem.
Co mogłam poradzić? Ja nie byłam fanką ani Pamiętników, ani Pottera, więc nie zostało mi nic innego, jak zapewnić jakieś procenty.
Takim sposobem siedzieliśmy do późnej godziny. Dziewczyny na szczęście przed dwudziestą przerwały swój maraton. Zapewne z litości do mnie i puściły muzykę, by móc poplotkować. O czym baby mogą rozmawiać bez końca? O facetach.
- To słuchajcie tego... - zaczęła dziewczyna. - Kiedyś zaczepił mnie taki jeden na mieście. Ogólnie bardzo średni typ, ale chciałam być miła, więc dałam mu swój numer. Dzwonił, wypisywał i męczył strasznie i tak z pół roku. W końcu powiedziałam sobie dość i grzecznie kazałam mu spadać. Wiecie, co on na to?
Jednocześnie z matką pokręciłyśmy głowami w zaprzeczeniu, zaciekawione czekając na ciąg dalszy historii.
- Powiedział, cytuje: "I tak wyglądasz, jak pasztet po terminie".
Wszystkie trzy wybuchłyśmy śmiechem.
- O Boże! - piszczałam, jednocześnie śmiejąc się niczym nawiedzona.
- Młodość była fajna. - westchnęła mamuśka.
- Oj tam, Pani N to jeszcze nie taka stara! - wykrzyczała młoda, upojona alkoholem, chyba nie specjalnie kontrolowała głośność swoich krzyków.
- A właśnie że tak. Podobno ten nowy w mieście jest niezły. Trzydzieści lat mniej i sama bym się brała za niego, ale niestety, starość nie radość. Moja jedyna opcja to samotny sąsiad trzy domy dalej, który jest pasjonatem ogrodnictwa, albo Pan z targu, który zawsze chce wcisnąć mi swoje produkty za pół ceny. Problem w tym, że sprzedaje akcesoria kuchenne, a po co mi więcej chińskiego badziewia w domu? - rozwodziła się kobietą w swojej opowieści.
- W sumie, jak dla mnie to ten facet wygląda trochę jak zbir. Taki na czarno ubrany i poważny, jakby zabił już nie jedną staruszkę. - odparła z powagą Ann.
Ta dziewczyna to dopiero miała pomysły.
- Co Ty mówisz. - Śmiałam się ze słów dziewczyny.
- No mówię wam. Nikt nie widział, by mieszkał, ktoś jeszcze tam inny, prócz niego. Po co mu taki duży dom dla jednej osoby? Pewnie trzyma w nim porwane kobiety i dzieci, by sprzedać za niezłą sumkę. - ciągnęła.
- Jasne... - zbywałam słowa dziewczyny.
- Też jesteście już tak nawalone? - odezwała się najstarsza w towarzystwie.
- W sumie to tak. - przyznałam i zmęczona oparłam głowę na stole. Chłód bijący od mebla bym przyjemny.
- Mam pomysł, chodźmy to sprawdzić.
- Ale co? - zapytałam, nie mogąc skleić sensu słów, młodej.
- No zakradniemy się do niego i sprawdzimy, czy nie trzyma tam czegoś nielegalnego! - ekscytowała się, jakby ten pomysł był najlepszym, co w życiu wymyśliła.
- Laska, wiesz, że to jest karalne? - dopytałam, zdziwiona jej zapałem.
***
Wiecie co? Właśnie pchałam wózek z moją matką, a obok dumnie maszerowała Ann z papierową torbą pod pachą. Zgrabnie przemierzaliśmy spowite nocą miasto.
Dlaczego się na to zgodziłam?
Za cholerę nie wiedziałam.
Myślę, że odwagi dodawał mi alkohol, który buzował mi we krwi. Dla wiarygodności młoda praktykantka, przeszukała nasze szafy, w poszukiwaniu czarnych bluz, byśmy mniej wyróżniały się na dworze. Jedynym minusem naszego ubioru, była późna godzina. O północy już nikt nie włóczył się po nocy, więc opcja, że ktoś nas przyłapie, była minimalna.
- Już niedaleko. Musisz jeszcze wtargać Panią N, pod górkę i gotowe. - stwierdziła fakt.
Wiecie, kto mi pomógł? Nikt!
Ann wesoło rozmawiała z moja matką, która również nie paliła się, by odciążyć córkę. Jednak udało mi się dotrzeć do starego domostwa w miarę sprawnie. Przez oczywiste względy, rodzicielka nie mogła iść z nami dalej, więc byłyśmy zmuszone zostawić ją w pobliskim krzaku, by nikt jej przypadkiem nie zobaczył, ale miała dobry widok na akcje.
- Ciemno w oknach. - stwierdziła moja towarzyszka, zaglądając przez szyby w głąb domu.
- Pójdę z drugiej strony. - rzuciłam i pobiegłam na tyły.
Zwinnie niczym bohater filmu, przemknęłam cicho do ścieżki prowadzącej na plażę i podniosłam niezbyt zgrabnie jedną z nóg, by przedostać się na drugą stronę płotu. Zastanawiałam się, czy na pewno byłyśmy tak dobrymi agentami, czy zwyczajnie alkohol tak mącił nam w głowach. Dostałam się do ogrodu, który ogrodem nazywanym być nie powinien i podeszłam do jednego z okien. Tego samego w którym, widziałam ruszająca się zasłonę, podczas leżenia na plaży. Teraz okna były szczelnie nimi pozasłaniane i próby zobaczenia czegokolwiek, były daremne.
Drogą, która się tu dostałam, również wróciłam. Ann widocznie znudziła się akcja, ponieważ elegancko siedziała za krzaczkiem pod oknem i rozkoszowała się zawartością swojej torebki.
Szybko jednak otrzeźwił nas dźwięk silnika, który był coraz głośniejszy. Pojazd z dużą prędkością zbliżał się do domu. Rozejrzałam się za mamą, ale kobieta miała świetna kryjówkę i nie było jej widać z drogi, tak samo Ann. Ja sama schowałam się za rogiem budynku, mając w nadziei, że nie zostanę przyłapana.
Reflektory samochodu oświetliły dom, ale na szczęście żadnej z nas nie udało się znaleźć. Silnik zgasł, światła również. Dźwięk zamykanych drzwiczek podziałał na moją ciekawość i dzięki temu, że było ciemno, nabrałam odwagi, by wychylić głowę.
Na podjeździe stał On. Mężczyzna z czekoladowymi oczami, spojrzał na swój telefon, który na chwilę oświetlił jego przystojną twarz, by po chwili ruszyć do drzwi domu i zręcznie otworzyć je kluczami.
Zniknął w środku, a ja złapałam Ann za ramię i pociągnęłam w stronę samotnej matki w krzakach.
- Mówiłam, że jest jakiś podejrzany! Kto o tej godzinie wraca do domu? - zaczęła swój wywód, gdy byłyśmy już wszystkie razem.
- Na przykład właśnie my. - wypomniałam dziewczynie.
- Dajcie spokój, łapcie za mój wózek i spadamy stąd. - przypomniała o swojej obecności rodzicielka.
Ann widocznie zdążyła się zaprzyjaźnić z zawartością torebki i ją opróżnić, więc cisnęła ją daleko w krzaki. Nie przemyślała jednak, że w środku znajdowała się szklana butelka, która od upadku rozbiła się i narobiła dużego hałasu.
- Wiejemy! - wykrzyczała mamuśka.
Nie zostało mi w nic innego, jak złapać jedną ręką dziewczynę, a wózek druga, pomagając sobie całym ciałem, więc jednocześnie ciągnęłam i pchałam swoje towarzystwo w stronę drogi powrotnej, starając się szybko uciec z posesji mężczyzny.
CZYTASZ
Anthony
RomanceNaples, to mała miejscowość w, której wychowywała się i dorastała Chloe. Otworzyła swój biznes i wcale nie narzekała na monotonnie. Tatuaże i jej ukochana matka, to jej jedyny cel w życiu. Anthony ucieka przed przeszłością, trafiając na małe miastec...