Rozdział 2

466 22 8
                                    

- Podłoga umyta, Szefowo.- oznajmił dziewczęcy głos, wydobywający się zza moich pleców.

Oderwałam swój wzrok od projektu, który wczoraj zaczęłam i musiałam szybko go skończyć. Zostało nie wiele, ale lubiłam mieć wszystko na czas skończone. Taka już byłam, na spotkania przychodziłam dużo za wcześnie, by mieć pewność, że się nie spóźnię, a i nie lubiłam ludzi, którzy nie stawiali się na umówiony czas.

Odwróciłam wzrok i wbiłam w moją praktykantkę, Ann. Dziewczyna była dużo młodsza i dopiero się uczyła, ale chętnie ją przyjęłam. Nie robiła sama żadnych tatuaży, ale niestety tak to wygląda na każdych praktykach w salonach tatuażu. Dziewczyna dbała o czystość i pomagała. W zamian miała możliwość obserwowania mnie, podczas pracy i dzięki temu pozyskiwała wiedzę, którą kiedyś sama przeleje na skórę swoich klientów.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu i kiwnęłam głową, na potwierdzenie jej słów.

- Klientka przyjdzie za godzinę, więc zrób nam kawy i możesz zjeść śniadanie. Ja muszę to skończyć.- zarządziłam.

- Jasne.- odpowiedziała i ruszyła do pokoju socjalnego.

Nie lubiłam przestrzeni, tak jak mój dom nie był duży, tak salon też nie można było nazwać wielkim. Raptem cztery pomieszczenia. Recepcja była pokojem przechodnim i mi do tego tylko służyła, ponieważ ono, jak i pokój socjalny był królestwem Ann. Moim miejscem było serce studia, moja pracownia. To tu tworzyłam magię i kochałam przebywać. Byłam introwertykiem i nie lubiłam dużej ilości ludzi w moim otoczeniu. Lubiłam przebywać w świecie, stworzonym przez moją wyobraźnię i gubić się w jego zamętach.

Wróciłam wzrokiem do rysunku i wzięłam się do pracy.

***

Wystarczyło jeszcze tylko przyklejenie opatrunku w postaci "Dermalize" na świeży tatuaż i dzieło skończone. Wyrzuciłam rękawiczki do kosza i zdezynfekowałam dłonie.

Odsunęłam się od klientki, by ocenić swoje dzieło i byłam zadowolona. Po uśmiechu kobiety, wnioskowałam, że ona też. Wzór idealnie pasował na ramieniu klientki i ładnie wpasowywał się w inne tatuaże, mojego autorstwa, które widniały na długości dłoni.

Jeszcze tylko zalecenia... - Wzięłam jedną kartkę, z biurka i wręczyłam.- Wiem, że posiada Pani już ich kilka, ale kolejny nie zaszkodzi.- Przyjęła go z uśmiechem.

Po odprowadzeniu kobiety, zza drzwi i pożegnaniu, odwróciłam się w stronę Ann.

- Laska, jest dopiero godzina piętnasta, ale nie ma dziś więcej klientów. Posprzątaj i leć do domu. - zwróciłam się do dziewczyny.

- A Pani? - zapytała.

- Ja też zaraz uciekam. Ładna dziś pogoda, więc wyjdę z mamą na spacer. Przyda jej się trochę świeżego powietrza i wyjścia do ludzi.- wyjaśniłam.

- Jasne, super. Ja się biorę do roboty, a Pani może iść, jeśli chce, mogę zamknąć drzwi. - zapewniła szczęśliwa.

- To do jutra. - rzuciłam jej na wyjściu.

Taka właśnie była Ann. Chętna do pracy i cieszyła się, gdy dostała coś bardziej odpowiedzialnego, niż zrobienie kawy, czy odebranie telefonu.

Do domu dotarłam szybko, ponieważ była wczesna godzina i większość ludzi dopiero teraz wracała z pracy. Nasza starsza sąsiadka, Pani Natasha, również dziś nie korzystała z pogody, przed swoim domkiem. Wchodząc za furtkę, zapisuję sobie w pamięci, by w najbliższym czasie skosić trawnik. Szkoda, że nie doczekałam się męskiego rodzeństwa, bo to nie było jedno z moich ulubionych zajęć.

***

Poprawiłam koc na nogach mamy, by nie spadł przez wiatr. Słońce jeszcze świeciło, ale lekki wiatr wiał od strony wody. Spacerowałyśmy razem po molo i przysiadłyśmy na najdalszej ławce. Przeniosłam kobietę, by mogła poczuć się, jak osoba niedotknięta kalectwem. Nie okazywała tego, ale wiem, że takie życie ją męczyło. Nie dziwiłam się. Nie wiem, jak sama bym się czuła na jej miejscu.

Miałyśmy idealne miejsce z widokiem na nasze miasteczko. O tej godzinie, spacerowało tu pełno ludzi, począwszy od rodzin z dziećmi, do par, przychodzących na randki.

- Poszłabyś na jakąś randkę, dziecko. - napomknęła mama.

- Jasne, już idę. - zaśmiałam się, z niedorzeczności słów kobiety.

- Nie masz jeszcze trzydziestu lat, a zachowujesz się, jakbyś była moją matką, a nie na odwrót. Poznaj kogoś, a nie tylko opiekujesz się mną, albo siedzisz w salonie. - naciskała.

- Skończmy ten temat. Lubię swoje życie. Pomówmy o czymś innym. - Próbowałam zmienić kierunek w jaki zmierzała nasza rozmowa.

To nie pierwszy raz, kiedy naciska, bym kogoś poznała. Nie tyle, że nie chce kogoś mieć, ale nasze miasteczko jest małe. Większość mężczyzn znam bardzo dobrze, a drugą część kojarzę i doskonale wiem, że żaden nie jest dla mnie.

- Ten dom stoi już tak długo pusty i nikt go nie chce.- Westchnęła mama.

Wzrokiem odnalazłam obiekt, o którym mówiła mama. W oddali na prawo od wejścia na molo, na wzniesieniu stał stary dom. Nie był przesadnie wielki, ale też nie można było go nazwać małym. Idealny dla rodziny, gdyby nie jeden szczegół. Dom potrzebował gruntownego remontu, ponieważ od lat nikt w nim nie zamieszkiwał. Budynek już długo jest wystawiony na sprzedaż, ale nikt jeszcze się na niego nie skusił. Nie dziwne, pieniądze potrzebne do odnowienia go, prawdopodobnie wyniosłyby więcej, niż sam dom. Jedynym jego plusem była mała, ale prywatna ścieżka prowadząca na plaże. Wyobrażałam sobie, że widoki z jego okna muszą być zniewalające. Nie każdy może się poszczycić widokiem Zatoki Meksykańskiej z wysokości, nad ranem.

- Macie przestarzałe informacje, moje Panie. - Od myśli, odciągnął nas ciepły głos staruszki.

- Słucham?- zapytałam zaskoczona.

- Dom na dniach został kupiony, ale niestety nie udało mi się dowiedzieć przez kogo. - wyjaśniła, Pani Natasha.

- To cudownie. Mam nadzieje, że jacyś mili ludzie. Dawno u nas nie było nowych twarzy. - skomentowała mama.

Spodziewałam się, że niedługo zrobi się głośno, o nowych mieszkańcach Naples. Taka sytuacja to wręcz wydarzenie dla naszej społeczności. Ostatnio zrobiło się nad wyraz monotonnie i poza nowo pomalowanym płotem Williamsów, nic się u nas nie działo.

- Miło Cię widzieć w zdrowiu, Nicole. Twoja córka często mnie odwiedza na targu.- Staruszka, zwróciła się do mojej mamy.

- Trochę nadopiekuńczy gnojek mi się trafił, ale bardzo kochany. - zaśmiała się rodzicielka.

- Uważaj, bo Cię tak zostawię na tej ławce. - odgryzłam się.

- No dobrze, dziewczyny. Uważajcie na siebie i zbierajcie do domu. Podobno pod wieczór ma padać.- pożegnała się sąsiadka.

Jeśli ta kobieta mówi, że będzie padać, to BĘDZIE padać.

Przeniosłam mamę na wózek i szczelnie owinęłam jej nogi kocem. Podniosłam głowę i znów wzrok wbiłam w stary dom.

- Ciekawe.- pomyślałam.

Złapałam za wózek i pchnęłam w stronę powrotną do naszego małego kąciku na ziemi.

AnthonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz