Rozdział 4

387 25 12
                                    

Tak jak zapowiedziała Ann, tak się stało. Właśnie stałam przed wejściem na plażę. W jednej ręce trzymałam koc, a w drugiej torbę, wypchaną książka i innymi bzdetami potrzebnymi, by przetrwać ten absurdalny pomysł dziewczyny. Z oporem schyliłam się po moje trampki, by resztę drogi przebyć na boso. Piach nieprzyjemnie parzył w stopy, ale nie uśmiechało mi się później wytrzepywać go z obuwia.

Po rozłożeniu koca, zdjęciu sukienki i przyjęcia wygodnej pozycji na ziemi, spojrzałam na dziewczynę obok. Porównałam ją ze mną i pomyślałam, że czasy mojej młodości już odeszły i przy jej boku wyglądam, jak starsza siostra, albo – co gorsza – jej matka. Ann miała na sobie skąpe czerwone bikini, podczas gdy ja ubrałam zwykły czarny, jednoczęściowy kostium. Czas w którym, przejmowałam się każda niedoskonałością na moim ciele, bezpowrotnie minęły i miałam nadzieję, że nie wrócą. Najważniejsze, że czułam się ze sobą dobrze i jadłam, co chciałam. W końcu na coś trzeba umrzeć, prawda?

Rozłożyliśmy się po tej bardziej piaszczystej części i z dala od mola. Nie chciałam, by ciągle ktoś się kręcił nade mną. Była tu również cisza, więc złapałam za książkę. Młoda leżała obok i się opalała z zakryta twarzą, koszulką. Rozejrzałam się wokół, najbliżsi ludzie byli około dwudziestu metrów od nas, a domy wcale nie bliżej. Mogłam się założyć, że jednak platynowy odcień moich włosów przykuwa uwagę z daleka. Uniosłam głowę i wbiłam wzrok w zniszczony budynek, który w tej chwili nie stał już tak daleko i był ostatnio tematem rozmów w mieście. Miałam wrażenie, że nic się w nim nie zmieniło, ale przez wysokość, na jakiej stał, nie miałam okazji przyjrzeć mu się dokładnie. Zmrużyłam oczy i mój wzrok padł na jedno z okien w którym, poruszyła się zasłona, albo to tylko moja wyobraźnia płata mi figle.

- Nie za bardzo widać, by ktoś brał się za remont tego straszydła. - W tej chwili, przypomniało mi się, że nie jestem tu sama, a z dziewczyną obok, ponieważ jej głos wyrwał mnie z domysłów.

- Może tylko z zewnątrz tak źle wygląda. - stwierdziłam, obojętnym tonem.

- Może. - urwała temat.

***

- Przecież Ty nie powinnaś pić, kobieto! - krzyknęłam, by można było mnie usłyszeć w salonie.

- Nie marudź, ten wózek można prowadzić po pijaku i bez prawka. - usłyszałam jedną z mądrości mojej mamy.

Zabrałam się za przygotowanie drinków z moich skarbów, zebranych z zakamarków całej kuchni. Mamie nalałam o połowę mniej wódki niż nam, ale miałam to zachować w tajemnicy. Sądziłam jednak, że po połowie dnia leżenia plackiem na słońcu, trzy porządne drinki na osobę mogą nas równo pozamiatać.

Zgarnęłam szkło na prowizoryczną tackę, która w rzeczywistości była plastikową deską do krojenia. Tu niepięciogwiazdkowy hotel, trzeba wykazać trochę kreatywności w którym, byłam mistrzem.

- Który film pierwszy? - zapytałam, wchodząc do salonu.

- Ja i Pani N jednogłośnie zadecydowaliśmy nad Harrym Potterem. - odpowiedziała Ann z zapałem.

- Hola! - zawołałam. - umawialiśmy się na coś innego!

- Dawać "Czarę Ognia", a później możecie oglądać te wasze filmy dla starych panien. - zadecydowała najstarsza z grona.

Nie miałam właściwie okazji dokonać sprzeciwu. Obie rzuciły się do laptopa, który został umiejętnie przypięty do dużego telewizora, a następnie odpalone przygody Czarodzieja.

Na suchy pysk nie dałam rady przebrnąć przez film, więc gdy nastąpił przeze mnie upragniony koniec, piłam trzeciego drinka, lekko szumiało mi w głowie i przyglądałam się znudzona, małemu brudowi, który przykleił się do stołu i staczał walkę z moim paznokciem.

Podczas tego obie kobiety, bawiły się ze sobą w najlepsze.

- Niech Pani słucha tego!
"Lucjusz Malfoy siedzi w Azkabanie. Pyta go inny z więźniów:
- Jak wpadłeś?
- Przez przypadek. Mój syn Draco pisał w szkole wypracowanie na temat "Czym się zajmuje mój tata?"

- Dobre, dobre, ale nie mów mi jak do starszej Pani. - śmiała się rodzicielka.

- Więc, jako do kogo mam mówić? - spoważniała.

- Sama wiesz do kogo! - wykrzyknęła i obie zaniosły się śmiechem.

Czy zrozumiałam? W sumie to nie bardzo, ale jedno jest pewne. Tę bitwę wygrałam ja. Jeden do zera dla mnie, głupi paprochu!

***

Niedziela nie wystarczyła widocznie, by emocje u Ann opadły. W poniedziałek, już kompletnie oszalała. Latała po całym salonie i nie mogła znaleźć miejsca. Ciągle nawijała o sobocie, ponieważ gdy ja usnęłam przy stole upojona alkoholem, te dwie, przebrzydłe baby, urządziły sobie maraton do późnych godzin. Rano wcale nie było lepiej. Podczas gdy, ja ledwo stoczyłam się z kanapy na, której zostałam pozostawiona, te dwie, elegancko wyspały się w łóżkach. Chyba nie muszę tłumaczyć, kogo łóżko zajęła Ann.

Dziś od rana lata mi nad głową i wręcz zagłusza dźwięk pracującej maszynki.

Do godziny piętnastej, udało mi się skończyć tatuaż, drugiej dzisiejszej klientki i przyjęłam tę wiadomość z poczuciem ulgi. Moja praktykantka była świetną dziewczyną, ale aktualnie planowałam zamknąć drzwi, by oddzielały nasze dwie osoby.

Mój plan wypalił, ale tylko na chwilę, ponieważ, w drodze powrotnej do biurka, usłyszałam wołanie dziewczyny.

- Szefowo! - darła się niemiłosiernie, a moja boląca głowa, wcale nie pomagała w tej sytuacji.

Wyszłam ze swojej oazy i zauważyłam, że prócz nas znajduje się w pomieszczeniu ktoś jeszcze.

- Przepraszam, ale nie mogłam przyjść i zapukać w tej chwili, a Pan o Ciebie pytał. - wyjaśniła swoje krzyki dziewczyna, widząc moją krzywą minę i wskazała na dodatkową osobę.

W sumie nie musiała tego robić, ponieważ po przekroczeniu progu drzwi, mój wzrok spoczął od razu na mężczyźnie. Nie byle jakim mężczyźnie. Metr dziewięćdziesiąt czystego seksu, odzianego w czerń. Na pewno nie był częścią społeczności Naples, ponieważ lepiej, lub gorzej znałam tu większość mieszkańców, a jego na pewno bym zapamiętała. Krótko ścięte, ale modne, czarne włosy. Ciemne czekoladowe oczy. Seksownie zarysowana linia szczęki, bez najmniejszego włoska. Nie tylko swoją przystojną twarzą przyciągał wzrok. Mimo ciepłego dnia, nieznajomy ubrany był w czarny golf, który idealnie dopasowywał się do jego mięśni. Długie czarne spodnie pasowały do górnej części ubioru, ale byłam przekonana, że na taką pogodę nie chciałabym być na jego miejscu.

Wróciłam wzrokiem do najciekawszej części jego wyglądu, oczu. Głęboka czekolada, wręcz nawoływała do grzechu i nie były mi dłużne. Nasze spojrzenia skrzyżowały się, a jego szczęka poruszyła, by idealnie pasujące do twarzy usta, wypuściły uwięziony, męski głos, który już wcześniej gdzieś słyszałam.

- Nazywam się Anthony Whitford i dzwoniłem ostatnio. Przyszedłem, by omówić tatuaż i miejsce, w którym ma być wykonany.

AnthonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz