Rozdział 24

356 22 10
                                    

No i nadszedł ten moment, w którym stanęliśmy twarzą w twarz. Może to śmieszne, że tak bardzo bałam się z nim spotkać. Chciałam poznać odpowiedzi, a jednocześnie nie chciałam. Byłam pomiędzy zdrowym rozsądkiem, a ciekawością, ponieważ w końcu nie wiedziałam co myśleć. Wierzyć w jakiś cud, czy może postawić się przed rzeczywistością i przyjąć do wiadomości, że życie to nie bajka. Wszystko się strasznie pogmatwało. Zrobiła się z tego babska telenowela, w której gramy główne role. Życie kręci się dalej, a ja stałam w miejscu. Niby byłam dorosła, a ciężko mi było zmierzyć się ze światem, a przede wszystkim z nim.

To była jego trzecia, a zarazem ostatnia sesja u mnie. Przywitaliśmy się ze sobą jak dojrzali ludzie. Poprowadziłam go do mojego azylu, by jak zwykle usiadł na leżance. Tak dziwnie. Nie chciałam zaczynać tematu, ponieważ po ostatnim naszym spotkaniu, nie skończyło się to dobrze. Uznałam, że jeśli on ma mieć coś do powiedzenia, to to zrobi.

Zaczęłam przygotowywać narzędzia potrzebna do pracy i czułam, jak mężczyzna obserwuję moje działania. Ta sesja różniła się znacznie od pozostałych. Nie tylko blizny było mniej widać, a za chwilę miało już ich praktycznie nie być, pozostawiając po sobie jedynie nierówności wyczuwalne pod dotykiem.

- Chloe. - szepnął mężczyzna, zwracając moją uwagę na siebie.

- Tak? – odpowiedziałam, udając obojętność.

- Czy możemy porozmawiać?

- Jeśli masz coś do powiedzenia, to to powiedz.

- Rozumiem, dlaczego taka jesteś, ale chciałbym Ci, wszystko wyjaśnić. Rozumiem też ostatnią ucieczkę sprzed Starbucksa.

- Chyba nie rozumiem. - udałam głupią, ale idealnie wiedziałam, o co chodzi.

- Jasne, uznajmy, że nie wiadomo o co, chodzi i nie drążmy dalej tego tematu.

- Chyba miałeś mi coś powiedzieć.- staram się zmieniać temat.

- W sumie to nie wiem, od czego zacząć.

Anthony zamyślił się przez chwilę, a ja wskazała mu, że już może zdjąć koszulkę i położyć się na leżance, ponieważ byłam gotowa do pracy.
Powoli uczynił to o co, go prosiłam. I przystąpiłam do pracy, jednocześnie skupiając się by wyłapać każde słowo, które mężczyzna wypowiadał do mnie.

- Ciężko mi w sumie zacząć. Chcę cię przeprosić za ostatnią sytuację, która miała miejsce u mnie w domu. Nie mogę powiedzieć, że podziałem dużo rzeczy, ponieważ właśnie zrobiłem tego za mało.- przekręcił głowę bardziej w moją stronę, by móc obserwować moją reakcję. - Chcę Ci powiedzieć, że naprawdę mi na tobie zależy, ale jest dużo spraw, o których musisz się dowiedzieć, jeśli naprawdę mielibyśmy się do siebie zbliżyć tak na poważnie.

Serce zabiło mi szybciej.

- Chyba nie rozumiem. - Udawanie głupiej weszło mi w krew.

- Pierwszą sprawą jest to co, znalazłaś w szkatułce. - Chciałam zaprzeczyć, ale on mi nie pozwolił. - Mam świadomość, że widziałaś zawartość, nie musi być ci głupio ani nic w tym podobnie, ponieważ to rozumiem. By to wyjaśnić, muszę poruszyć kwestię sprzed mojego przyjazdu tu. Miałem dom, własną firmę i żonę.

Lekko się skrzywdziłam, co mężczyzna wyłapał. Miał? Miałam mętlik w głowie, ponieważ możliwe, że wyciągnęłam wnioski, szybciej niż je przemyślałam, ale nie odezwałam się nic, ponieważ chciałam usłyszeć resztę historii.

- Liliana, bo tak nazywała się moja żona, była nią już od 5 lat. Wszystko między nami było dobrze, aż któregoś dnia wracając z pracy, już z daleka dojrzałem wozy strażackie gotujące pod naszym domem. Dotarłszy na miejsce, nigdzie jej nie znalazłem, a żaden ze strażaków nie potrafił odpowiedzieć na moje pytania. Dom już w tamtej chwili był ruiną, pochłoniętą praktycznie doszczętnie przez ogień. W tamtej chwili modliłem się, by moja żona znalazła się cała i bezpieczna, będąc w odwiedzinach u jakiejś sąsiadki, bądź stojąc w kolejce w jakim sklepie spożywczym.

Chciałam przerwać opowieść Anthony'ego, ponieważ przeczuwałam, jakie może być jego zakończenie, jednak mężczyzna mi na to nie pozwolił.

Po jakimś czasie strażakom udało się lekko ugasić płomienie, by być w stanie wejść do środka. Stałem i modliłem się, by nie znaleźli kobiety w którymś z pokoi. Strażak stojący niedaleko mnie otrzymał informację przez krótkofalówkę. Już wcześniej wyglądał mi na mężczyznę, który wszystkim to dowodził. Ruszył w moim kierunku. Wiedziałem, że mają dla mnie wieści. W ostatniej chwili, do ostatniego jego kroku modliłem się, ponieważ tylko to mi zostało w tamtym momencie. - Głos mężczyzny lekko się zachwiał, już nie patrzył na mnie, a głowę miał przyciśniętą twarzą do leżanki. Naprawdę chciałam oszczędzić mu opowiadania tej historii, jednak on był nieugięty. – Znaleźli ją. Przyciśniętą drewnianą belką do podłogi naszego domu i z pożerającymi jej ciało płomieniami.

Tutaj zakończył historię, jednocześnie ja również przerwałam pracę, ponieważ emocje, które się we mnie skumulowały, oczekiwałyby móc wypłynąć na wierzch.

Nie wiedziałam, co robić, spuściłam głowę, wpatrując się w podłogę. Anthony również już się więcej nie odzywał.

- Przepraszam. – rzuciłam.

Podniósł głowę, by spojrzeć się na mnie zdziwiony i zapytać.

- Za co?

- Za to, że musiałeś opowiedzieć mi tę historię, za moją ostatnią wizytę i w sumie nie wiem, za co jeszcze, ale przepraszam, ponieważ czuję, że muszę cię przeprosić.

- Chloe, daj spokój. Przecież nic w tej historii nie jest twoją winą. Przyjechałam do tego miasta, ponieważ to był pomysł Blaise'a. Wiedział, jak się męczę i do wszystkiego straciłem chęci, szczególnie do życia. Jednak muszę przyznać, że ty i twoja rodzina, łącznie z tą walniętą dziewczyną, stawiacie mnie na nogi i sprawiacie, że życie jest choć trochę lepsze, niż w czasie sprzed mojego przyjazdu tu.

- Cieszę się, że zmiana otoczenia pozytywnie wpłynęła na ciebie. - Uśmiechnęłam się lekko, wymuszając podniesienie kącików ust.

- Nie konkretnie zmiana otoczenia, a ludzie, którzy z tym przyszli. Głównie to ty, jesteś za to odpowiedzialna, więc nie masz mnie za co przepraszać, ponieważ moje zachowanie, przez długi czas mogło być mylące i mogłaś czuć, że Cię zwodzę i to ja, powinienem przepraszać Cię, a nie ty, mnie. Dodatkowo powinienem Ci, za wszystko podziękować.

Nie powiem, że mnie to lekko nie skrępowało, ponieważ nie jestem przyzwyczajona do tego, by ktoś mi za coś dziękował, szczególnie za coś tak trywialnego, jak to, że zwyczajnie jestem obok. Odjechałam lekko fotelem w stronę biurka, by otworzyć dobrze znaną szufladę i wyjąć garść cukierków, by po chwili je rozsypać obok głowy mężczyzny, ponieważ leżał na brzuchu i tylko tutaj mogłam mu je dać. Może to mój sposób, by wypowiedzieć zwyczajnie " wszystko będzie dobrze"?

AnthonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz