Rozdział 17

315 20 17
                                    

Odkąd wszedł do salonu, wiedziałam, że coś jest nie tak. Jego twarz była bez wyrazu, a oczy ciemniejsze niż zazwyczaj. Poza zwykłym "Cześć" nie usłyszałam nic więcej. Jak na autopilocie, wszedł, rozebrał się i położył na leżance tak jak za pierwszym razem. Czułam się niezręcznie. Naszykowałam sprzęt, zdezynfekowałam skórę i zabrałam się do pracy. Ta cisza była przerażająca. Nawet Ann, udzieliła się atmosfera, ponieważ zawsze jej było dużo, lubiła gadać szczególnie z klientami, doglądać moją pracę, co w sumie było tu jej obowiązkiem. Teraz siedziała przy swoim stanowisku i wbijała swój wzrok w coś leżącego na blacie. Chyba zamyśliła się, od dłuższej chwili siedziała w tej samej pozycji. Kawa, którą nam przyniosła, prawdopodobnie zdążyła wystygnąć. Ja nie miałam ochoty odrywać się od wypełnień, by zrobić sobie przerwę, a Anthony raczej nawet nie zauważył, jak wcześniej Ann weszła z kubkami. Leżał z głową zwróconą w moją stronę, ale wzrok miał wbity w ścianę za mną. Ciarki strachu przechodziły moje ciało, ponieważ mężczyzna w pewnych chwilach wyglądał jak nieżywy. Nawet mrugał bardzo rzadko. Postanowiłam to przerwać, ponieważ albo on by mi to zaraz zszedł, albo ja. Odłożyłam maszynkę na czysty i owinięty folią blat, nogę zabrałam ze stopki i przesunęłam ją w głąb pod leżak, by w razie czego nie nadepnąć i nie wprawić w ruch sprzęt. Sięgnęłam i złapałam mężczyznę za nadgarstek, by lekko nim potrząsnąć.

- Zróbmy przerwę.- zarządziłam.

Anthony przeniósł wzrok na mnie i tylko lekko kiwnął głową na znak, że się zgadza. Szybko przemyłam plecy klienta z resztek wypływającego tuszu, krwi i osocza. Mężczyzna usiadł i to w sumie było na tyle. Położył swoje dłonie na udach i tym razem w nich znalazł punkt zaczepienia wzroku.
Poczułam ukłucie w sercu, ponieważ bądź co bądź zbliżyliśmy się z Tonym w ostatnim czasie i zwyczajnie go polubiłam. Nie wstając ze swojego krzesła, obróciłam się lekko tułowiem, by otworzyć jedną z szuflad w biurku, przy stanowisku wzięłam w garść jej zawartość. Oczywiście wcześniej pozbywając się brudnych rękawiczek i dezynfekując dłonie. Wzięłam trzy cukierki, które pochodziły właśnie z tej szuflady i położyłam je na dłoniach mężczyzny, zostawiając sobie również dwie dla siebie.

- Co to?- zapytał i drgnął jakby wybudzony z transu, ale głowy nie podniósł.

- Cukierki. - Wzruszyłam ramionami.- Każdemu tłumaczę, że trzymam je dla klientów by w razie, gdyby chcieli mi zemdleć w czasie pracy, było coś z cukrem i mogli zjeść. Jednak to jest prawda tylko w połowie, tak serio to sama je uwielbiam jeść.

Odwinęłam papierek jednego z cukierków i wrzuciłam sobie do buzi. Uwielbiałam karmelki. Anthony w reakcji na moją paplaninę, podniósł głowę i pierwszy raz odkąd wszedł do środka, lekko się uśmiechnął.

- Jesteś niemożliwa.- rzucił i sam również zjadł cukierka.

***

- Ty masz jakieś tatuaże? - zapytał, idąc ramię w ramię ze mną.-Nie uwierzę, że będąc tatuażystką, sama nie posiadasz żadnego.

- Wiesz, jak to jest. Będąc budowlańcem, kładziesz płytki u klientów, ale u siebie w domu zwyczajnie Ci ciężej to zrobić. Mogłeś nie zauważyć, ale mam od wewnętrznej strony prawego uda napis, na żebrach linearną różę, która w sumie była moim wymysłem na 18 urodziny i duże drzewo wiśni na plecach w kolorze. Planuje jeszcze inne, ale w tym mieście tylko ja prowadzę salon, więc zawsze muszę szukać i dojeżdżać.

- A napis?

- Co napis? - zapytałam głupio, niespecjalnie rozumiejąc pytanie.

- No co masz napisane na nodze.- wyjaśnił.

Tym razem zrozumiałam, wyrywając ją z myśli o poprzednim pytaniu.

- Nie powiem. -Uśmiechnęłam się chytrze.

- Dobra nie mów, sam kiedyś zobaczę.- odpowiedział mi, również lekko unosząc jeden z kącików ust.

Moje myśli i wyobrażenia wkroczyły w niebezpieczne tereny. Wiedziałam, że mężczyzn, nie ma na myśli tego, co ja, ale ciężko ukryć, że Anthony mi się bardzo podobał i pociągał jako mężczyzna. Szczególnie z tym jego uśmieszkiem. A po sytuacji z cukierkami mężczyzna rozchmurzył się, nie był już taki zamyślony, ale ja widziałam po jego oczach ten smutek i że w dalszym ciągu coś go gryzło. Nie pytałam, nie dociekałam. Wiedziałam, że nie narzucanie się teraz jest najlepszym pomysłem. O dziwo sam po skończeniu sesji zaproponował, że poczeka na mnie, aż sprzątnę sprzęt i odprowadzi mnie do domu. Dlatego w tej chwili szliśmy razem chodnikiem i rozmawialiśmy o głupotach.

- Opowiedz mi coś śmiesznego.- zachęciłam.

- Śmiesznego mówisz...- Zamyślił się.- Cóż... nie mam dużego kontaktu z rodziną i Blaise także. Był pewien długi czas, gdzie mieszkał u mnie i chłopak wpadł, któregoś roku na pomysł, by urządzić wigilię. Dałem mu w sumie wolną rękę. Ja nie potrafię gotować ani w tym podobnym, więc sprzątanie wziąłem na siebie. No i wracam z pracy w dzień Wigilii i stał garnek z czymś śmierdzącym, wyglądało jak zlewka rzeczy, które nie wyjdziesz do zlewu, a do toalety. Więc pozbyłem się tego i umyłem garnek. Gdy Blaise wrócił ze sklepu i uświadomił mnie, że te pomyje były zupą na wieczór, na którą przyjaciel znalazł przepis w Internecie, zwyczajnie poszedłem do sklepu i kupiłem mu fartuszek z napisem "Twoja wymarzona kuchareczka", który ma do tej pory.- Sam zaśmiał się na koniec z własnej historii.

Muszę przyznać, że nie spodziewałam się tego. Miałam tę scenę przed oczami i wiedziałam, że przy następnym spotkaniu z Blaise'em, znów parsknę śmiechem. Podniosłam jedną z brwi i wbiłam wzrok w mężczyźnie.

- Co? -zapytał, zauważając to.

-Nie pomyślałabym, że z Ciebie taki żartowniś, by kupować fartuszek z głupimi napisami.

-No widzisz, zdarza mi się nieraz wyjąć na chwilę kij od szczotki z tyłka. -Spojrzał na mnie znacząco.

- Czekaj, co?- Otworzyłam oczy zszokowana, ale również niesamowicie rozbawiona.- Tak na mnie patrzysz, jakbym to ja była autorką tych słów, a jestem pewna, że nigdy nawet tak nie pomyślałam.-Uniosłam w ręce w geście, że jestem niewinna.

-Ty nie, ale ta młoda już tak.- Wzruszył ramionami i zaśmiał się, niewzruszony.

-Ann?- zapytałam, na co dostałam lekkie kiwnięcie. - Ją nie można brać do siebie. Stara panna, cnotka niewydymka i pomoc społeczna, to tylko kilka z określeń, które używa w stosunku do mnie.

-Pomoc społeczna?- Zaśmiał się i zapytał.

-Ta, Ann uważa, że zachowuje się, jak matka kwoka w stosunku do mojej rodzicielki i trzęsę się nad nią jak galareta.- Zaśmiałam się, ale po chwili spoważniałam. -Ja chcę, tylko żeby niczego jej nie brakowało.

-Jesteś niesamowita.- Opowiedział równie poważnie, patrząc mi prosto w oczy.

AnthonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz