Rozdział 8

343 22 20
                                    

Myśleliście, że Naples to straszna dziura? Zaskoczę was. Posiadamy nawet Starbucksa, a dowodem moich słów jest kubek z kawą w dłoni, a nawet dwoma. Postanowiłam zrobić "dzień dobroci dla zwierząt" i wziąć również dla Ann. Salon leżał niedaleko, więc po chwili odkluczyłam drzwi. Jedną z dzisiejszych zdobyczy położyłam na biurku dziewczyny i udałam się do swojego azylu. Odłożyłam torbę na krzesełku, kawę na stół i usłyszałam, że ktoś wszedł do lokalu.

- Ann, to Ty? - krzyknęłam, wracając do stanowiska dziewczyny.

- No ja. - Przywitała mnie z wielkim uśmiechem. - Słuchaj tego! W drodze do pracy zastanowiłam się nad swoim życiem.

- Tak? I co twórczego wymyśliłaś? - zapytałam, wcale nie zainteresowana, nową głupotą dziewczyny.

- Postanowiłam korzystać z życia i... Odpowiedź jest jedna, brak w nim seksu. Postanowiłam to zmienić. Przygodne numerki to moje nowe imię. - mówiła z takim zapałem, że nie wiedziałam, czy mówi serio, czy żartuje.

- Kawa dla Ciebie. - To jedyne, co w tej chwili przyszło mi na myśli.

- O super. Co myślisz o moim pomyśle? - zapytała, łapiąc z kubek.

- Ile Ty masz dokładnie lat? - zapytałam zaskoczona.

- Dwadzieścia.

- Jezu... - wyszeptałam i uniosłam głowę ku górze, szukając pomocy.

- Co mówiłaś?

- Nic. - Chciałam zakończyć tą głupią rozmowę.

- Powiedz mi lepiej, kto dziś przychodzi.

- Już sprawdzam. - rzuciła, odstawiając kubek i otwierając notes. - Pan Anthony Whitford.

- Naprawdę? Wczoraj go spotkałam i nie wspominał... Chociaż on mało mówi. - Wróciłam wspomnieniami do wczorajszego spotkania z mężczyznami.

- Tajemniczy facet. Dalej trzymam się teorii, że trzyma w piwnicy kobiety na handel.

- Serio? - zapytałam, zastanawiając się, czy dziewczyna czasem dziś nie oszalała.

- Myślę, że można powtórzyć ostatnią akcję.

- Nie zamierzam już nikomu się zakradać na posesję! - uniosłam głos.

Nie wierzyłam. Ta dziewczyna chciała doprowadzić mnie do szału.

- Dzień dobry? - przerwał nam męski głos.

Odwróciłam się w stronę drzwi. Nie wiedziałam jakim cudem nie usłyszałam otwieranych drzwi, ale przed nami stał obiekt naszej rozmowy. Miałam tylko nadzieje, że nic nie usłyszał.

- Zapraszam pana. - Wskazałam dłonią drogę. 

Mężczyzna kiwnął głową i udał się  na miejsce, które ostatnim razem zajmował.

Zamknęłam drzwi za nami. Poinformowałam, by na razie Ann nie wchodziła do pomieszczenia, ponieważ nie wiedziałam, czy mężczyzna życzy sobie, by ktoś inny widział blizny.

- Myślałem, że uzgodniliśmy jak mam na imię. 

- Słucham? - zapytałam zdziwiona i zajęłam swoje stanowisko.

- Mam na imię Anthony. - mówił, patrząc mi wprost w oczy.

- Wiem. 

- O co mu chodzi?- pomyślałam.

- Więc proszę mi tak mówić.

- Dobrze, rozumiem. 

***

AnthonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz