Lily pov.
Spojrzałam jeszcze na odchodzące przyjaciółki i ruszyłam w stronę miejsca, które wskazał Dumbledoor. Nigdy nie przepadałam za dropsem, nigdy nie potrafiłam zrozumieć jego logiki. Istny człowiek zagadka.
- Gdzie to jest?- Mruknęła pod nosem, nie do końca rozumiem jak mam dojść do środka zakazanego lasu. W SZPILKACH. Kurwa, mogłam założyć balerinki.
Stwierdziłam że będę szła prosto. Idę tam co pełnie, ale nie wiem jak tam trafić, no ludzie tragedia, jeszcze gdybym znała kierunek.
-Lumos- Powiedziałam dosyć głośno, w przeciwieństwie do rudej, ja głośno wymawiam zaklęcia.
Rozejrzałam się, szukając czegokolwiek przypominającego ścieżkę, którą można dojść do polany. Czemu. Nie. Mogliśmy. Spotkać. Się. w. Gabinecie? No tak, jego logika jest tak samo zepsuta, jak ta Midnight, obaj są pokręceni. Niby Drops to spoko koleś, ale ja za nim nie przepadam, te jego uduchowienie mnie wkurwia.
Kiedy po raz kolejny się przewróciłam, po prostu rzuciłam buty w drzewo, mama da mi nowe, jest modelką i jej zdjęcia bardzo często znajdują się na okładce magazynu ''Czarownica''. Jej rywalizacja, w tym przedziale, z mamą Lavender Brown przelała się na nas. Właściwie to na początku się tolerowałyśmy, ale późnej się znienawidziłyśmy. Ja z Midnight, Jennifer i Fans, gadałyśmy sobie o takiej innej Lavender, mówiłyśmy o tym jak bardzo nas wkurza, a Brown akurat wtedy obok nas przeszła, znając życie myślała że to o niej, no i się wkurzyła.
Nie żebym jakoś specjalnie nad tym ubolewała...
Poczułam znajomy zapach wiatru po deszczu, który zawsze towarzyszy w drodze do jeziorka pełni. Wiedziałam że jestem blisko.
Ruszyłam zaledwie kilka kroków, gdy usłyszałam szmer w krzakach, po tym jak Fans opowiadała opowieści swojej rodziny, która nie zwracała uwagi na takie szmery, bardzo się zaniepokoiłam. W dodatku Midnight mówiła że nie ma tu zbyt wielu zwierząt, jedynie jednorożce, wiewiórki i sowy, każde z nich trzyma się po drugiej połowie lasu, odchodzą stamtąd tylko w wakacje, kiedy ryzyko spotkania ucznia maleje do zera.
Kolejny szmer.
Jeszcze szybsze bicie mojego serca.
Biała sukienka mocno odbijała się na tle ciemnego lasu, chcąc być mniej zauważalna zmieniłam się w czarnego liska, zazwyczaj jestem ruda, ale sytuacja wymagała zmienienia ubarwienia.
Skupiłam się, obserwując otoczenie, mimo że nic nie słyszałam nadal byłam czujna, nigdy nie wiadomo co może mnie zaskoczyć. Bardzo dobrze że zachowałam czujność.
- Avada Kedavra!- Zza krzaku wyszedł zamaskowany śmierciożerca. Skąd on się tu wziął.
Nie traciłam czasu na zbędne rozmyślania. Biegiem ruszyłam w stronę polany, różdżki nie miałam ale równie dobrze mogłam użyć magii żywiołów, z jakiegoś powodu los obdarował mnie tym darem.
- Po co uciekasz?!- Krzyczał sługa Voldemorta.- I tak cię złapię!
Nie doczekanie twoje...
Jak to się dzieje że gdy od czegoś zależy twoje życie, to wszystko się udaje? Szukałam tej polany już blisko godziny, ale gdy ktoś chce mnie zabić to znajduje ją w pięć minut, życie jest nie fair.
Zmieniłam się w człowieka, palce zaczęły mi się iskrzyć, wiem że się nie przemienię, ale bardzo bym chciała, łatwiej by mi było, w ten sposób, tak bez przemiany, nie jestem pewna czy się obronie.
- Avada Kedavra!- śmierciożerca ponowił próbę zabicia mnie. Tym razem nie uciekłam, choć miałam na to wielką ochotę.
Ruchami ręki zrobiłam lodową tafle, najchętniej użyłabym wody z jeziorka, nie z organizmu, ale to jest święte czy coś.
- Czego ode mnie chcesz?- Spytałam, hardo patrząc w oczy mojego przeciwnika.
- Ja? Niczego. Prawa ręka Czarnego pana już tak, twojej śmierci.- Bellatrix chce mnie zabić? Oj, no to ciotulka się zawiedzie.
- Wątpię.- I rzuciła w niego lodowymi soplami. Jedna trafiła go w ramie, resztę odrzucił.
Tym razem zaatakował mnie zaklęciem niewerbalnym, wiedziałam że teraz tego nie obronie. uskoczyłam odrobinę za późno, przez co zaklęcie zacięło mnie w łydkę.
Zaczęliśmy wymieniać się zaklęciami, ja ostrymi soplami lodu. Bo przecież wodą go nie ochlapię. Było trzeba słuchać Midnight, gdy gadała o tym, że też zapomniałam różdżkę.
Dziesięć minut później ręce mnie bolały, myliłam się w ruchach i ledwo stałam na nogach. Zamaskowany facet też nie trzymał się najlepiej, lepiej ode mnie, co nie oznacza że dobrze. Unik, cios, obrona, cios, unik, obrona. Daję słowo że poczytam o obronie przez moce, o kontroli nad nimi, bo dopiero teraz widzę jak nad nimi nie panuję, oraz oczywiście o sztuce walki.
Traciłam siły, czułam to, wiedziałam że długo już mi się nie uda. Nie jestem Mid i nie będę walczyć do ostatku sił. Nie jestem Fancy, nie będę próbowała rozmawiać. Nie jestem Jeni, nie będę się tylko bronić, aż sam opadnie z sił.
Jestem Lily i nie gram fair.
Szybko zmieniła się w parę wodną i zaczęłam atakować go w plecy. Zdaję sobie sprawę że to co robię wogóle nie jest honorowe, ale tu chodzi o moje życie, mam prawo się bronić, nie zawsze trzeba być idealnym, bo każdy posiada jakieś wady.
Niedługo później śmierciożerca padł na ziemię, a ja? Ja patrzyłam na to ze spokojem.
- Brawo panno Black, udało ci się.
Spojrzałam na starca, który pojawił się znikąd.
- Pan to zaaranżował?- Oburzenie w moim głosie znalazłby nawet głupiec.
- Nie Lily. Nadal chcesz iść do rodziny?- Dumbledoor przyglądał mi się, czułam się dziwnie spokojnie, dziwnie rozluźniona, jednocześnie będąc spięta.
- Czy to będzie bezpieczne? Dla nich i dla mnie.
- Nie.
- To ja również się tam nie zjawię.
- Rozumiem. Złap mnie za ramię, musimy wracać, pamiętaj Lily, 516. Zapamiętaj tą liczbę.
Czy on zwariował? Przecież to bez sensu, ale zapamiętam. Chwyciłam jego rękę i znalazłam się w skrzydle szpitalnym.
- 516...- Mruknęłam, ruszając w stronę gabinetu Pomfrey.
---------------------------------------------------------
Jest rozdział! Wróciłam z gór i coś mnie właśnie natchneło. Trzeba pokazać charakter Lilki. Jutro może będzie z Fancy. Postaram się ogólnie robic cos takiego że Najpierw : Midnight pov, Lily pov, Fancy pov, no i Jennifer pov. Mam nadzieję że wypali.
SŁÓW:917
Bayou ludki! :3
![](https://img.wattpad.com/cover/263382812-288-k69959.jpg)
CZYTASZ
Queens| Siotra Pottera
FanfictionKsiążki nie pisałam jakoś bardzo dawno temu, ale jednak widać ile jest tu błędów, nie pokonczonych wątków, a już szogólnie literówek i częstych powtórzeń słów, mimo wszytsko nie wyszła najgorzej i zapraszam do czytania. Książka jest źle zakończona...