rozdział 5 - Hailee

1.3K 67 34
                                    

„Zemsta to potrawa, która smakuje najlepiej, kiedy jest zimna."

Mario PuzoOjciec Chrzestny


Z trudem otworzyłam powieki i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, spostrzegłam ogarniającą mnie ciemność. Ze strachem upewniłam się, że moje oczy nadal pozostają otwarte. Jednak nie byłam w stanie dostrzec ani jednego promienia światła. Wszystko, co mnie otaczało, przybierało mroczną barwę.

Próbowałam podnieść się na łokciach, jednak przychodziło mi to z trudem. Całe moje ciało, zdawało się odmawiać mi posłuszeństwa. Głowa bolała mnie niemiłosiernie i gdzieś w środku ducha dziękowałam, że nie oślepiło mnie żadne światło. Przymknęłam powieki, bo nawet z otwartymi oczami, nie byłam w stanie dojrzeć żadnych szczegółów.

Powoli zaczęły do mnie docierać, minione chwile. Nie wiedziałam, jednak ile czasu minęło, od mojego spotkania z nieznanym mi mężczyzną. Strach ponownie owładnął moim ciałem, a ramiona niekontrolowanie zaczęły drżeć.

Gdzie byłam?
Dlaczego tutaj jestem?
Kim jest mężczyzna, który groził mi śmiercią?

Wiele myśli zaprzątało mi w tym momencie głowę. Jednak najdziwniejsze było to, na czym leżało moje ciało. Niepewnie badałam palcami materiał, tuż przy swoim biodrze.
Delikatna struktura była dość przyjemna w dotyku. Wszystkie te sprzeczne informacje galopowały w mojej głowie, nie odnajdując wspólnego środka.

Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Odruchowo naciągnęłam materiał, którym byłam przykryta, niemal pod samą szyję. W półmroku zauważyłam drobną postać. Zmrużyłam oczy, by dokładniej się jej przyjrzeć. I ku mojemu zdziwieniu, w drzwiach stała kobieta. Odetchnęłam z ulgą, kiedy dotarło do mnie, że osobą tą, nie jest mężczyzna spotkany na ulicy.

— Pomóż mi. — Wyszeptałam błagalnym głosem, obserwując każdy krok kobiety. Jednak ona, nie odezwała się nawet słowem. W ciszy zmniejszała dzielącą nas odległość, a kiedy była dostatecznie blisko, położyła przedmiot, który trzymała w dłoni, tuż obok miejsca, na którym leżałam.

— Proszę, zabierz mnie stąd. — Kolejny raz spróbowałam, zacząć rozmowę, jednak kobieta była nieugięta. Nachyliła się, a po chwili w pomieszczeniu zrobiło się znacznie jaśniej. Światło padające z lampki nocnej, dostatecznie dobrze oświetliło jej twarz. Dostrzegłam jej bursztynowe włosy, upięte w eleganckiego koka, z którego nie wypadały żadne niesforne kosmyki włosów.

Była starszą kobietą, ubraną w długą bordową spódnicę i sweterek w odcieniach kości słoniowej. Wyglądała na osobę dość przyjemną, a na jej twarzy malował się, niewiele mniejszy smutek niż odczuwałam w sobie ja.

— Obejrzę Twoją ranę. — Nagle poznałam głos, który należał do kobiety. Był cichy i niezwykle spokojny. Nie protestowałam, kiedy usiadła na skraju łóżka i maczając wacik, zbliżyła go do mojej twarzy.

Czy ja miałam ranę?!

Z natłoku wszystkich wydarzeń, dopiero teraz spostrzegłam, że mój ból głowy najwidoczniej spowodowany był uszkodzeniem ciała.

— Kto mi to zrobił? — Wstrzymałam oddech, kiedy wacik nasączony płynem odkażającym dotknął mojej rany na czole. Ze świstem wciągnęłam powietrze, zaciskając dłonie na materiale oplatającym moje ciało.

— Zemdlałaś, upadając, uderzyłaś w ziemię. — Jej odpowiedzi były mocno zdawkowe, ale miałam nadzieję, że w pewnym momencie wyjawi mi, gdzie się znajdowałam.

W ciszy wykonywała, zaczętą przed kilkoma minutami czynność. Jej dłonie były nadzwyczaj delikatne, a ich skóra błyszczała czystością. Musiałam ułożyć w głowie plan. Plan który, pomoże mi wydostać się z tego miejsca. Gdziekolwiek byłam i przez kogokolwiek się tutaj znalazłam, musiałam dowiedzieć się prawdy.
Cisza, która panowała pomiędzy mną a kobietą, w pewnym momencie, zamiast pomagać mi pozbierać myśli, zaczęła przeszkadzać.
Kiedy kobieta o bursztynowym kolorze włosów, nakleiła na moją ranę plaster, a ja odruchowo chwyciłam ją za dłoń. Przez chwilę nasze spojrzenie się skrzyżowało, moje oczy, niemo wolały o pomoc, kiedy drzwi w pomieszczeniu zaczęły się otwierać.

REVENGE [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz