rozdział 8 - Hailee

1.4K 67 43
                                    

„- A ty jak się masz? - spytał Puchatek.
- Nie bardzo się mam - odpowiedział Kłapouchy. - Już nie pamiętam czasów, żebym jakoś się miał."

Alan Alexander Milne, Kubuś Puchatek

W życiu każdego człowieka przychodzi dzień, w którym zastanawia, się kim tak naprawdę jest. Do czego prowadzi go ciągła gonitwa o lepszy byt, niekiedy zatracając się we własnych uczuciach. Dopiero w obliczu śmierci i strachu dociera, do nas ile jeszcze niewypowiedzianych, słów krąży w naszej głowie.

Ile niekorzystnych słów dla nas samych, ujrzało światło dzienne. Tkwiłam obecnie w miejscu, które przyprawiało mnie o bóle brzucha. Bałam się tutaj być, bo nie wiedziałam jaki koniec mnie czeka. Jednak, po informacji usłyszanej od Christiana, wszystko zdawało mi się obojętne.

Z niepokojem stwierdziłam, że im częściej powtarzałam w myślach jego słowa, bardziej odczuwałam strach i smutek, który niekoniecznie pomagał mi w owej chwili myśleć racjonalnie. Uniosłam napuchnięte od płaczu oczy, zauważając jak mężczyzna przebywający ze mną w jednym pomieszczeniu, przeciera dłonią swój zarost.

— Jesteś potworem! — Zadrżałam, w momencie, w którym wypowiedziałam te słowa. Obrzydzenie, które czułam do Christiana, wzbierało się w moich żyłach.

— Jakoś zbytnio nie zależy mi na Twoim zdaniu, Hailee. — Czarnowłosy mężczyzna, przysiadł na skraju łóżka, opierając łokcie o kolana. Tym samym sprawił, że cała jego postura, lekko przechyliła się do przodu.

— Zgnijesz w piekle!

— Jeśli nie będzie tam tak pyskatej i mało urodziwej kobiety jak Ty, już dziś mogę zgnić. — Mężczyzna prócz lekkiego uśmiechu, nadal wydawał się bez emocji. Jednak we mnie coś pękło i nie chodziło tutaj wcale o obrazę, którą skierował w moją stronę. Ból po informacji o śmierci moich rodziców, spowodował wielką ranę w sercu. Bez zastanowienia, rzuciłam się z pięściami na siedzącego mężczyznę. Byłam niczym w amoku, kiedy moje dłonie, zaciśnięte w pięści okładały jego ciało. Przez chwilę, która trwała zaledwie kilka sekund, wcale nie reagował na mój atak. Jednak czas ten trwał w moim przeświadczeniu znacznie dłużej.

Miałam nadzieję, że owy atak z mojej strony, sprawi mi, choć odrobinę ulgi, jednak były to tylko złudne nadzieję. Z każdym kolejnym uderzeniem w jego ciało czułam, jak brakuję mi sił.

— Jak mogłeś ich zabić...?! — Krzyczałam, na przemian płacząc. Nienawidziłam tego mężczyzny, choć wmawiałam sobie, że nie może być, aż takim złym człowiekiem. Wszystkie dotychczasowe nadzieję, oddalały się ode mnie, powodując złość i nienawiść.

Niespodziewanie, w moim odczuciu, dłonie mężczyzny mocnym i zdecydowanym ruchem, chwyciły mnie za nadgarstki. Czując ból w okolicach przegubów, natychmiast oprzytomniałam. Uniosłam głowę, zdając sobie sprawę, że mój umysł nie zakodował nawet momentu, kiedy oboje stanęliśmy naprzeciwko siebie.

Był ode mnie wyższy o prawie dwadzieścia centymetrów, dlatego mój wzrok powędrował w górę. Jego dłonie nadal przytrzymywały moje ręce i ani na moment nie poluźniły uścisku.

— Opamiętaj się... — Spokojny głos Christiana dotarł do mnie jakby w zwolnionym tempie. Prychnęłam pod nosem, niczym mała rozwydrzona dziewczynka, mamrocząc pod nosem kilka wulgarnych epitetów.

— Zabiłeś moich...

— Nie zabiłem ich, kurwa! Jeszcze nigdy nikogo nie zabiłem! — Widziałam gniew w oczach mężczyzny. Jego oczy, znacznie się zmniejszyły, ale nie mogłam wyczytać z nich czy mówi prawdę.

REVENGE [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz