Rozdział 18

263 21 12
                                    

Nigdy nie spodziewałaby się, że Asher Carter w mundurze Piątej Strefy będzie wyglądać tak naturalnie. Jego drogie garnitury dodawały mu powagi i respektu, mundur za to sprawiał, że Ana czuła się w jego towarzystwie odrobinę lepiej. Powtórzę, tylko odrobinę. To, że zarządził, żeby oprowadziła go zwykłą trasą, którą zwykle szła na patrol, zdziwiło ją jeszcze bardziej. A to, że nawet nie marudził na nierówną ścieżkę niemalże ją zamurowało.

Marcel szedł za swoim władcą krok w krok, a Tony trzymał się raczej przy Anie z przodu. Pomijając latające robale, przez las przechadzali się w miarę z przyjemnością. Cisza, która panowała wokół, najwyraźniej pasowała im całkowicie.

Późniejsza droga przez ścieżkę była dla Any o wiele bardziej stresująca. Nie dość, że z oddali widoczne było już centrum strefy, to wokół żołnierzy powoli przewijali się już pojedynczy cywile. Pierwszy jakby nic sobie z tego nie robiąc, obserwował budynki wyłaniające się z odległości. Ana nie miała pojęcia, co takiego w nich widział. Zwykłe, szare bloki mieszkalne lub domy jednorodzinne na tle zadymionych fabryk w pełni pracy. Oczywiście ani na moment nie przestawały pracować.

Przecież produkcja dla wyższych stref nie mogła się zatrzymać.

***

Z westchnięciem pokazała swoją przepustkę jakiemuś kolesiowi z Trzeciej Strefy, który postanowił sprawdzić ich zaraz po wejściu do centrum. Miała ogromną nadzieję, że jej dowód mu wystarczy, bo jeśli zechciałby tylko skontrolować resztę, mieliby ogromne kłopoty. Oczywiście nie dała tego po sobie poznać i nawet nie zareagowała, kiedy koleś puścił do niej oczko.

~Zaraz ci je wydłubię, palancie...

- Miłego patrolu, piękna.

Dobrze, że potrafiła się opanować, bo na słowa tego kolesia miała ochotę przywalić mu twarz. Nienawidziła, gdy ktoś ją tak nazywał. Aż dziwne, że jej nie rozpoznał. Czy mundurowa czapka aż tak ją kryła? Raczej ten koleś był na tyle nierozgarnięty, że nawet z bliska nie poznał jej twarzy. Najwyraźniej Pierwszego też nie. Na całe szczęście.

Oczywiście, że musieli spotkać się z wracającym oddziałem. I oczywiście, że w grupie musiał być też Matt. Pomyśleć, że przeszli zaledwie kilkadziesiąt metrów...

- Cześć, kocico – przywitał się, stając przy niej wraz ze swoimi dwoma kolegami. – Od kiedy Żołnierze Główni chodzą na patrole? W dodatku z taką obstawą.

- To chyba nie twoja sprawa – odparła chłodno, próbując go wyminąć.

Jeszcze tego brakowało, żeby upokorzył ją przed najwyższym władcą.

- Czekaj, czekaj. Przecież możemy sobie jeszcze trochę pogadać, prawda? – powiedział, łapiąc ją za rękę, którą od razu wyrwała, mierząc go podirytowanym spojrzeniem.

Pierwszy obserwował całe zajście bardzo uważnie. Nie spodziewał się, że Anabelle Jones może mieć adoratora. A może nawet dręczyciela? Tego z pewnością miał się jeszcze dowiedzieć, co nie zmieniało faktu, że ta dziewczyna zaczęła go interesować aż zanadto.

Oh, Anabelle. Gdybyś tylko wiedziała, co siedzi mi w głowie...

- Uwielbiam, kiedy pokazujesz pazurki, kocico – oznajmił Matt, śmiejąc się pod nosem. – Ale ostatni incydent mogłaś sobie odpuścić. To już drugi raz.

- Jeśli się nie odpieprzysz, przywalę ci po raz kolejny. I tym razem będziesz łaził ze złamanym nosem – odparła zimno i znów próbowała się wywinąć, jednak Pryszczaty Palant ponownie zastawił jej drogę.

- Przecież wiesz, że mogłoby być nam dobrze. Wystarczy, że do mnie wpadniesz – powiedział flirciarskim tonem, a Ana zaczęła już przymierzać się do ciosu.

WładczyniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz