Rozdział 22

243 24 5
                                    

Krzyknęła jeszcze raz. To był jakiś chory żart. Runęła na asfalt, instynktownie próbując zrobić cokolwiek z raną na brzuchu. Parę centymetrów i Chris nie miałby żadnych szans.

- Ana, kurwa! – Dopiero teraz usłyszała głos Tonego, który szarpnął nią boleśnie, ledwo ratując od kolejnego strzału. Najwyraźniej władcę już odpuścili.

Oboje skryli się za jednym z samochodów, nadal nie potrafiąc uwierzyć w to, co się właśnie działo.

- Chris... On...

- Jeśli teraz tam pójdziesz, zarobisz kulkę! Myśl racjonalnie – krzyknął Tony, trzymając Anę za kołnierz, gdy znów próbowała dostać się do Chrisa.

Strzelił do kilku z terrorystów, którzy dość szybko pojawili się na miejscu, samochodami zastawiając im drogę ucieczki. Wszyscy mieli na sobie kominiarki, nawet nie miał szans nikogo rozpoznać, więc tylko strzelał, nie pozwalając im się zbliżyć. Na szczęście cała reszta robiła już to samo, bo wiadomym było, że trzeba ich zabić. Jedynie Anę należało przywołać do porządku.

- Uspokój się! Nie czas na strach. Masz strzelać, do kurwy!

Czarnowłosa od razu się opanowała i zaczęła wściekle strzelać do wrogów.

Jak mogli ośmielić się mu coś zrobić?!

Atakujący byli dobrze przygotowani, jednak gniew, jaki nią w tamtej chwili zawładnął, tylko wspomagał jej celność i nawet co chwilę kryjąc się za maską samochodu, zdołała trafić tych najbardziej odsłoniętych.

Strzelaninie nie było końca, coraz więcej krwi bryzgało na bruk. Nawet nie obeszło ją, że wszyscy kierowcy leżeli już martwi. Dla niej liczył się tylko Chris. Chris, który właśnie wykrwawiał się na jej oczach. Chris, którego krew miała już na dłoniach.

- Mamy wsparcie! – krzyknął Tony, przeładowując pistolet.

Pierwszy zareagował jak najszybciej się dało, przyjeżdżając ze swoimi żołnierzami. Już po chwili i oni zaczęli strzelać, nie pozwalając terrorystom działać dalej.

- Anabelle! – krzyknął do niej, a ona od razu złapała krótkofalówkę, którą rzucił do niej zza swojego samochodu. – Co się stało? – spytał, gdy upewnił się, że miała ją już na uchu. – Obiecuję, że opanujemy sytuację, tylko powiedz mi, co się dzieje – dodał, gdy dziewczyna nie zamierzała mu odpowiedzieć.

- To nie jest jedna z twoich gierek?! Zaatakowali nas!

- Anabelle, nie mam z tym nic wspólnego – zapewnił, również sięgając po broń, gdy i do niego zaczęto strzelać. – Lekarze już jadą. Teraz musimy ich unieszkodliwić.

Po cholerę jej to mówił? Była w takiej furii, że prawie do niego wycelowała. Wybrała jednak jednego z zakrytą twarzą.

- To był snajper – wyznała w pewnym momencie. – Jestem pewna, że strzał padł z góry.

- Widziałaś go?

- Nie, ale na pewno dalej celuje.

- Więc uważaj na siebie.

Przeklęła głośno, gdy skończyły jej się naboje. Szybko przemieściła się pomiędzy samochodami, kucając tuż obok Marcela, który bez słowa podał jej amunicję ze skrzynki.

- Uważaj – mruknął Pierwszy ostrzegawczo, nawet na nią nie patrząc.

- Zamknij się – odparowała, rzucając trochę amunicji również swoim żołnierzom.

I wtedy to zobaczyła. Znajomy błysk lufy z góry.

Ogarnęła ją jeszcze większa furia niż przedtem. Sięgnęła po snajperkę spod samochodu i powoli położyła lufę na masce samochodu, celując w drania, który odważył się strzelić do jej przyjaciela.

WładczyniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz