9

896 52 15
                                    

💛Will💛3.os.💛

Jeżeli myślał, że ojca od robienia mu piekła powstrzyma ślub, to się mylił. Dlaczego miał na to nadzieję?

Za oknem, słońce chowało się za horyzont. Niebo opatuliły kolory pomarańczy i żółtego. 

4 dni. Tyle nie było go w obozie, ale miał wrażenie że minęła wieczność. 

Teraz, siedział skulony z tyłu na siedzeniu i wracał do obozu.

-Jeżeli komukolwiek...powiesz. To pamiętaj... - jego ojczym nie musiał dokańczać ,,Skrzywdzę mamę, chociaż ją kocham" , ,,Zabiorę cię z Obozu, choćby na siłę'' wiele innych dokończeń przychodziło Willowi do głowy, ale żadne nie było zachwycające...ale na pewno, była to groźba. - Zrozumiano?!

-T-Tak. - odpowiedział drżącym głosem.

Bał się. To co się wydarzyło w ciągu, tych 4dni...to było dla niego za dużo. Brzydził się siebie, znienawidził być dotykanym...bał się być dotykany. 

Cały czas dygotał, mimo ciepłej jesiennej kurtki. Lewy nadgarstek pulsował silnym bólem. Wszystko, go bolało. Mimo tego...Czy powinien mówić komuś coś się stało?

Tak. Ale, nie chciał. Bał się konsekwencji, jakie by za tym szły.

Zbliżali się do Obozu, a chłopak modlił się w duchu, żeby harpie go nie dorwały.

-Widzisz, synu... - mimo strachu, skrzywił się na słowo ,,synu". - Gdyby matka, Cię kochała, byłaby przy tobie...Ona kocha mnie...i nasze dziecko. Moje dziecko. Gdzie była, kiedy ty potrzebowałeś pomocy? Ojjj, no tak...Nie wiadomo...

-Może ma ciebie dość i postanowiła cię zdradzić - pomyślał, ale po nagłym zahamowaniu uświadomił sobie, że powiedział to na głos.

-Wyjdź! Już! Będziesz wracał, kiedy ja tego za żądam!

Pospieszenie wyszedł z auta i udał się w stronę obozu.

Było mu zimno i słabo, miał nadzieję że nie zemdleje. Jak on ma ukryć stan w jakim się znajduje?

*******

-Will! Wróci...łeś! Na bogów miłościwych, Solace! - krzyknął przerażony Lee Fletcher.

-Lee, co się...bogowie! Fletche... - dołączyła do nich Kayla.

-U-uciekałem, przed...przed harpiami...Ja...

Will zachwiał się i upadłby, gdyby nie Lee, który go podtrzymał. Syknął z bólu, kiedy złapał go za nadgarstek. Wzdrygnął się, kiedy poczuł że ktoś go dotyka.

-Trzeba, iść do infirmerii. Harpie, nic nam nie zrobią - stwierdził Lee i usadawiając go na łóżku, poszedł obudzić Emilii.

-Wyglądasz okropnie...w sensie, co się stało? - zapytała Kayla.

-Od...od kilku...kilku godzin...szedłem pieszo d-do obo-obozu - ciężko mu było złapać oddech z zmęczenia i strachu.

-Willi! - uśmiechnęła się Emilii, ale prawie natychmiast zrzedła jej mina. - Dobra...do infirmerii.  Lee i Austin ci...

-Nie. - Will skulił się na łóżku i zaczął lekko dygotać. Nie chciał, żeby ktoś go dotykał. - Do-dojdę sam.

-Will...

-Dam radę.

Wyszli z domku. Obóz spowiła cisza, pełnia księżyca ukazywała się na niebie. 

Nie czuł się dobrze z powodu, pójścia do szpitala obozowego, nie chciał być dotykany, ani oglądany.

Nico 3.os.

Słoneczny Anioł//SolangeloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz