W poniedziałek Frajer dostrzegł Artystę na zatłoczonym, głośnym korytarzu: stał niedaleko marmurowej rzeźby (dwa dzieła sztuki obok siebie; to tak dziwny widok). Frajer przyglądał im się przez chwilę i nawet w tak krótkim czasie zdołał dostrzec między nimi okrutne podobieństwa: Artysta i rzeźba byli niemalże identycznie monumentalni; emanowali potęgą i ponadczasowym, mrocznym pięknem.
Wskutek dzielonej między sobą potrzeby bliskości, Frajer i Artysta znaleźli się przypadkiem w kolejnej chaotycznej sytuacji – tego wieczoru pokój Artysty wirował od kolorów i zachodzącego słońca, a ich ciała były pokryte niebieską farbą.
Frajer zaważył, że Artysta miał pewnego rodzaju słabość do niebieskiego, wszystkich jego odcieni, ciemnych jak pochmurne letnie niebo i jaśniejszych, przełamanych innymi kolorami (fioletem - jak żyłki na jego cienkiej skórze; bielą i brązem). Frajer zostawiał niedbałe, niebieskie ślady na żuchwie Artysty, na jego ustach i obojczykach. I wciąż sięgał niżej (niżej i niżej, tak nisko, że czuł bicie serca w wielu miejscach jednocześnie, a jego krew stała się błękitna). Niebieska farba mieszała się z jego smutkiem i nadziejami, wypływała spomiędzy ich ust i ukrywała się w ich zamglonych spojrzeniach.
Wtorek: niebieskie ślady na skórze Artysty, jej pozostałości na jego łokciach i pod żuchwą;
oraz żółte plamy, wyłaniające się spod niebieskości na obojczykach jak promienie słońca spośród burzowych chmur; palący w oczy żółty; żółty, który jest jasny, jasny i piękny, piękny i złowrogi; złowrogi i zdradliwy. Żółta farba nie wyglądała dobrze z niebieskim, nie na skórze Artysty.
Frajer odwrócił wzrok. Nie był przecież tym, który ją tam pozostawił.
CZYTASZ
FRAJER W RAJU PALI FAJE
Genç KurguWracał do domu zmęczony, skończony i przegrany. Chodził pustymi chodnikami miasta, omijając dziury, z papierosem w dłoni i zamglonym wzrokiem starał się odnaleźć swoją młodość, która gdzieś uciekła. A przecież wydawało mu się, że jeszcze chwilę temu...