Rozdział 2 - Przypadkowe spotkanie

1.6K 192 56
                                    

Podróżowanie po świecie z obfitością wina.

---------------------------------------------

Gwoździe miały jeszcze jeden sekret, którego nie znał nikt oprócz Zhou Zishu. Tak naprawdę kiedy on umrze, ten sekret zostanie pogrzebany wraz z nim i kilkoma innymi, już martwymi nieszczęśnikami. 

Tajemnica mówiła o tym jak sprawić, żeby Gwoździe nie zabiły cię od razu.

Jeśli włoży się wszystkie siedem w tym samym czasie, gdy dana osoba jest chora, to nawet jeżeli miałby tak wielką siłę jak Zhou Zishu, zdążyłaby może wyjść z pałacu. Choć prawdopodobnie stałaby się po prostu kupką mięsa bez życia, niezdolną nawet do samodzielnego postawienia kroku.

Jeśli jednak będziesz wbijać jeden co trzy miesiące, pozwalając ciału się przystosować, wówczas będziesz mógł żyć nawet trzy lata. Gwoździe staną się częścią twojego ciała, a ty przez następne osiemnaście miesięcy będziesz cierpieć w ogromnych spazmach bólu. Dzięki temu jednak, będziesz w stanie utrzymać połowę swojej siły duchowej i zachowywać się jakby nic się nie stało.

Istniało przekonanie, że metoda ta doprowadzała ludzi do obłędu. Zhou Zishu zobaczył jednak, że plotki były bezpodstawne. Nie tylko pozostał świadomy, ale czuł się szczęśliwy jak mało kiedy w swoim życiu.

Ci, którzy opuścili Tian Chuang, nadal byli obserwowani. Informacje o tym kim się stali, kiedy wyjechali lub gdzie zginęli. Wszystko to było szczegółowo zapisane. Organizacja była jak wielka sieć pająka, z której uciec można było tylko wydając ostatnie tchnienie.

Na szczęście dla Zhou Zishu, w całym swoim życiu pełnym poświęceń zebrał kilku zaufanych ludzi.

Zhou Zishu, trenowany przez władcę, opanował każdą potrzebną do stania się przywódcą organizacji umiejętność. Okazał się najzdolniejszy w sztukach walki i kamuflażu. Wręcz niemożliwym było odróżnienie go od tłumu, kiedy chciał się w nim zgubić. I to właśnie on, najbardziej przerażający ze wszystkich podległych Tian Chuang, ją opuścił. Wolny duchem, marnie wyglądający wędrowiec, ujeżdżający drobnego konia. Żując słomę w swoich ustach i nucąc ludowe piosenki, pozostawił dawne życie za sobą.

Stał się pierwszym, który opuścił organizację i wyplątał się z jej sieci tak po prostu.

Na twarzy miał nie do końca dopracowaną maskę z plamami chorowitego koloru. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak ktoś na krawędzi życia. Po sprawdzeniu siebie, kiedy pił wodę z brzegu rzeki, poczuł że to przebranie idealnie wpasowuje się w jego sytuację. Stał się jeszcze bardziej usatysfakcjonowany niż był wcześniej.
W momencie, w którym przejeżdżał obok domu jakiegoś rolnika, ukradł mu zwykły zestaw ubrań. Swoje szaty spalił, zaraz potem gdy się przebrał. Do pasa przypiął starą butelkę, która do połowy była wypełniona niefiltrowanym, ryżowym winem.

Stał się jeszcze weselszy, gdy zdał sobie sprawę, że nigdy nie używał swojego imienia przez te lata. Zawsze było schowane gdzieś w zakamarkach pałacu. Dlatego też, odrzucił początkowe plany przybrania pseudonimu i od razu po poczynionych przygotowaniach wyruszył w drogę.

Nie myślał na razie jaki będzie jego cel. Jiangnan wydawał się dobrym miejscem, dlatego zdecydował się podróżować właśnie tam. Może po drodze okradnie kogoś by zdobyć trochę pieniędzy. Przynajmniej przez chwilę będzie miał za co żyć. Minął Kaifeng i Penglai, a po nieśpiesznej, trzymiesięcznej podróży zobaczył na własne oczy kolorową scenerię Jiangnan.

Zakradł się do piwniczki jednej z najsłynniejszych tawern. Rozsmakował w słodkim winie cassia* i topił się w pijackiej gorączce. Czuł się trochę nieobecny i w jakiś sposób podniecony, jak by w życiu nie przeżywał większego szczęścia.
Dziesięć dni później, po tym jak prawie został przyłapany, doszedł do wniosku, że powinien opuścić to miejsce. Wino było smaczne, ale powoli gubiło swój unikalny smak, zwyczajnie się nudziło.Opuścił to miejsce, zostawiając po sobie tylko kilka srebrnych bryłek**.

✓ Faraway wanderers | Tłumaczenie PL ✓ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz