Niektórzy, którzy umarli, spojrzeliby wstecz na swoje życie i nie czuliby żadnych zmartwień.
Ich trzy dusze hun i siedem dusz po znikną w połowie, odprowadzane we mgle w dół Żółtej Rzeki przez Żniwiarzy. Po drodze zapomną co tu robią, jaka była pora dnia wcześniej. Zapomną do czasu, aż nie dojdą na Most Bezradności. Później wezmą łyk Naparu Zapomnienia i ich poprzednie życie przepadnie na zawsze.
Ci, którzy popełniali złe uczynki kończyli w podziemiach, zaś zasługi dobrych były rozważane w spokoju. Jeśli zasłużyli na odrodzenie lub transmigracje, mogli wejść ponownie do cyklu reinkarnacji. Po śmierci, wszystko się układa, a zmarli zaczynają nowe życie czyści jak śnieg.
Dlatego zawsze, gdy ktoś odchodził, ludzie pozostający przy życiu robili wszystko, aby dokończyć ich sprawy, zaspokoić niespełnione pragnienia, aby oszczędzić im dodatkowych trudności w drodze Żółtą, Wiosenną Drogą.
Niektórzy wciąż mieli obsesję sprzed śmierci, więc ich dusze musiały niechętnie za tym podążać, a wszystko to ze względu na materialne korzyści ze świata śmiertelników. Dopiero potem mogli skąpać się w Żółtych Źródłach i czekać aż ktoś zaprowadzi ich do odrodzenia.
Problemy żywych nie miały być zmartwieniem umarłych.
Żółta Wiosenna Droga była bardzo długa - ciągnęła się dokładnie tyle, aby zdążyć zapomnieć o wszystkim.
O wszystkim, poza jedyną rzeczą: miłością. Po przebyciu czterech tysięcy, czterystu, czterdziestu czterech zhang*, wciąż mogli oglądać się za siebie i ustawiać w rzędzie pod Mostem Bezradności. Ci, którzy czekali na kogoś innego, mogli stać tak dzień lub dwa, dekadę lub dwie, a nawet całe życie innego śmiertelnika.
[*W przeliczeniu wychodzi około 19 kilometrów]
Niektórzy czekali na swoich wybranków, ale ten ktoś mógł nie być przytomny, mogli też się nie rozpoznać. Czasami, byli tacy, którzy potrafili, mimo tego że zwykle była to bardzo stara i bardzo młoda osoba, oni nadal, mimo wszystko, potrafili się rozpoznać i padali sobie w objęcia ze łzami w oczach. Wtedy też Żniwiarz przypominał im: "Wy dwoje, nadszedł czas, musicie iść..."
W miłości śmiertelników, zawsze istniało zamiłowanie do przysięgania sobie miłości na wieczność, ale zwykle były to tylko warunki na kilka dekad, nie więcej niż jedno życie lub cykl odrodzenia się i śmierci. Później były tylko warunki: "Ty jesteś sobą, ja jestem mną", nic więcej.
Jak to mogło nie być zabawne?Te słowa Cao Weining usłyszał od Posłańca, który mówił do Meng Po gdy on kucnął przy Moście Bezradności.
Posłaniec opowiadał, jak w swoim własnym, śmiertelnym życiu miał na nazwisko Hu, nadanym Jia i był osobą pełną pasji. Cao Weining słuchał, jak męczy Meng Po swoją nieustanną paplaniną, podczas gdy ona go ignorowała, nalewając zupę we własnym tempie.
Posłaniec Hu Jia gderał tak przez pół dnia, ale nigdy nie widział, żeby Meng Po podniosła głowę, więc zbliżył się do Cao Weininga i to z nim kontynuował rozmowę.
- Dzieciaku, czemu nie pijesz zupy? Czekasz na kogoś?
Śmiertelnicy byli mdli w miłości i szczęściu, rzadko zdarzało się mieć kogoś o tak jasnym umyśle, z którym nawet nieśmiertelny duch z zaświatów byłby skłonny porozmawiać.
- Ah... - to był pierwszy raz gdy Cao Weining mógł porozmawiać z Posłańcem i był więcej niż wdzięczny z takiej łaski - Haha, tak. Ty jesteś...
Hu Jia pewnie zupełnie nie miał zamiaru rozmawiać akurat z nim; najprawdopodobniej był znudzony i chciał się do kogoś odezwać.
- Był tu taki, który też czekał. - przerwał mu - A kiedy zaczął czekał trzysta lat.
CZYTASZ
✓ Faraway wanderers | Tłumaczenie PL ✓
RomanceAutor: Priest Tytuł oryginału: 天涯客, Tian Ya Ke Zgody i linki: w pierwszej części Opis: Opowieść o liderze specialnej organizacji, który porzuca swoją przeszłość i przypadkiem zostaje wplątany w intrygi świata kultywacyjnego.