- Ross... - Ktoś mnie wołał, ale ja nie chciałem się budzić. Czemu miałbym to robić? Nie mam po co. - Ross - powtórzył głos. Mruknąłem coś i schowałem twarz w poduszce. - Ross! - Wkurzony głos, a raczej jego właściciel, zdarł ze mnie kołdrę, a ja natychmiast się obudziłem. Spojrzałem zaskoczony na Rydel stojącą obok mojego łóżka. Patrzyła na mnie z agresją w oczach. Miała założone ręce i nerwowo przytupywała. - Dzień dobry, śpiąca królewno. Jest 13:00.
- A co mnie to? Chcę spać - warknąłem i wyrwałem kołdrę z jej rąk.
- Aha, czyli pewnie cię nie zainteresuje, że za pół godziny spotykam się z Laurą.
- Co? - podniosłem się natychmiast, a ona wybuchnęła śmiechem. Posłałem jej zdziwione spojrzenie.
- Przecież to było jasne, że zareagujesz jak tylko o niej wspomnę - mówiła przez śmiech, a ja prychnąłem.
- Super, rób sobie ze mnie żarty dalej.
- Tak właściwie, to mówiłam poważnie, za pół godziny spotykam się z nią w parku - wyjaśniła, a mi odebrało mowę. - A później idziemy na zakupy. Jestem prawie pewna, że nie zechcesz iść.
- Ja... - jęknąłem. - Nie wiem. Może... Nie. Tak...? Nie wiem.
- To się zastanów. Mógłbyś umówić się z Calumem, lub wyjść z chłopakami. Później może byśmy do was dołączyły...
- Świetny pomysł siostra, poczekaj chwilę, muszę iść do ogrodu i odkopać moje życie towarzyskie spod basenu. Moja odpowiedź to jedno wielkie NIE - odpowiedziałem półkrzykiem i rzuciłem w nią poduszką.
- Twoja strata! Skoro wolisz gnić w tym pokoju śmierdzącym jak stare skarpety to proszę bardzo, ja ci nie bronię. Żebyś mi później nie marudził, że zmarnowałeś szansę, żeby spędzić z nią trochę czasu - burknęła i podeszła do drzwi. Usiadłem chowając twarz w dłoniach. - Chłopaki wychodzą za godzinę. Chętnie cię ze sobą zabiorą - dodała jeszcze i wyszła. Wyjrzałem przez okno. Było wyjątkowo ładnie. Niebo było niebieskie, prawie żadnej chmury. Szczerze? Chciałem wyjść, ale nie byłem pewny, jak Laura zareaguje na mój widok.Godzinę później szedłem obok braci przez park. Mówiąc "braci" mam na myśli moich wszystkich braci. Rocky przestał stroić fochy i był nawet... pogodny. Żartował sobie z Ellingtonem i najwidoczniej nie zwracał na mnie uwagi. Ryland słuchał nas, ale nie do końca. W jednym z uszu miał słuchawkę i najwidoczniej świetnie się bawił ignorując nas. Riker wręcz promieniował szczęściem, że ma nas wszystkich przy sobie, jak kiedyś. Mimo tego, że większość z nas nie umie się dogadać i toczymy, dosłownie, wojny domowe. Kiedyś też tak było, tyle że o samochodzik albo co najwyżej o ostatniego cukierka, którego i tak zjadał tata. Przynajmniej było zabawnie, a teraz? Wszyscy są przygnębieni, nikt się nie śmieje, ja i mój starszy brat kończymy jako smutne single. Tyle że on się (chyba) nie upijał... Chociaż chwila, to Rydel mnie upiła! Cofam wszystko.
- Hej, Ross, a co tam słychać u twoich tresowanych starych kanapek? - zażartował Rocky.
- Świetnie, uczymy się robić salta w tył, oraz skakać z biurka na podłogę nie rozpadając się przy tym - odpowiedziałem, a on zachichotał jak przedszkolak.
- Co i tak im nie grozi, ponieważ tak stwardniały - dodał, a po chwili wszyscy brechtaliśmy się z tych żartów na miarę grzanek.
- A tak właściwie, to gdzie my idziemy? - spytał RyRy.
- Jak to gdzie? - Riker, szczerze zaskoczony, spojrzał na niego jak na idiotę. - Będziemy śledzić ślicznotki!
- Ślicznotki? Słuchaj, ja rozumiem, że Van i Lau, ale twoja własna siostra? Riker... - upomniał go, a Ell oparł się o drzewo, próbując nabrać powietrza. Nie mam pojęcia, co go tak rozbawiło, ale dobra.
- Ale mi nie zabronisz! - wrzasnął po chwili, a wzrok Rik'a mówił "zginiesz dzisiejszej nocy".Wcześniej nie miałem pojęcia, że zabawa w Niby-Bonda może być fajna. No wiecie, chowanie się za półkami, zakrywanie twarzy książkami, zakładanie okularów przeciwsłonecznych w najmniej spodziewanych momentach. Mogę się założyć, że dla dziewczyn wyglądało to przekomicznie, banda pięciu chłopaków śledząca je od sklepu do sklepu, próbująca zaimponować dwóm staruszkom w sklepie muzycznym grą na fujarce i fletni pana. I musząca płacić karę za grę na instrumentach bez pozwolenia. Ale cóż, śmiesznie było.
Zastanawia mnie tylko, jak wyglądaliśmy w księgarni, kiedy żeby szybko ukryć nasze tożsamości musieliśmy zakryć się Greyem i słownikiem chińsko-angielskim. Rocky swoją książkę trzymał do góry nogami, a ja nic nie rozumiałem z tego słownika.
Następną typowo głupią sytuacją było to, jak w Starbucksie siedzieliśmy w półokręgu otoczeni ulotkami o nazwie "pozbądź się zmarszczek" (Ryland), "Rozdwajające się końcówki?" (Rocky), "herbatka dla niejadka" (ja, biedna istota), "Problemy z pryszczami?" (Rik) oraz "Gdy dziewczyna Cię nie chce..." (Ratliff) i podglądaliśmy panie wyraźnie nas olewające. W między czasie próbowałem zostać poderwany przez kelnerkę, a Ell kichnął tak głośno, że ktoś upuścił filiżankę. Po tym opuściliśmy kawiarnię i ukryliśmy się za rogiem.
Później, w Avonie, próbowaliśmy się ukryć w różnych miejscach w sklepie. Riker skończył wąchając próbki perfum (damskich), Ratliff testował cienie do powiek na ręce, Ryland podziwiał lakiery do paznokci, Rocky przeglądał farby do włosów, a mnie jakaś czterolatka wzięła za swojego ojca. No, bardzo komiczny moment, w którym obce ci dziecko woła "chodź tatusiu" wyprowadzając cię ze sklepu, a twój brat z perfumami Beyoncé w ręce śmieje się jak głupek i prawie przewraca półkę. A później to dziecko zaczyna płakać, bo uświadamia sobie, że wcale nie jesteś jego ojcem. I musisz tłumaczyć jego matce, czemu chciałeś uprowadzić jej dziecko. I tak dalej i tak dalej, aż w końcu twój jedyny młodszy brat postanawia kupić sobie pięć pastelowych lakierów do paznokci i przygoda w Avonie się kończy.
CZYTASZ
Another Love - Raura
FanfictionRoss to dziewiętnastolatek którego całkiem niedawno rzuciła bardzo ważna dla niego dziewczyna. Chłopak popadł w lekką depresję i nie potrafi z niej wyjść, mimo tego, że rodzina stara się mu pomóc. Gdy udaje im się przekonać go, by wyszedł z domu poz...