Rozdział 4: "TAK! Właśnie tak Snickers! Walcz! Uratuj swojego pana!"

1K 62 3
                                    

Całkiem miło idzie się przez ciche, prawie puste miasto. 

Zero ludzi, tylko ty i nieliczne samochody, których kierowcy pędzą do pracy. Podobało mi się to, gdyż mogłem w spokoju pomyśleć. O tym, co powiedziała wczoraj Rydel, o tym, że pies będzie terapią. Zawsze myślałem, że te zwierzaki są dla ludzi uzupełnieniem rodziny, a moja zachowuje się, jakby wcale go nie chciała. O tym, co powiedział Riker. Że nie dostrzegam, jak się o mnie martwią. Możliwe, dawno z nimi nie rozmawiałem tak "na poważnie". Całe dnie spędzałem u siebie pogrążając się w rozpaczy. O tym, co dzisiaj będzie się działo. W końcu, hello, kupię swojego wymarzonego psa, nie? I pójdę tam z Laurą. A później spotkamy się z jej siostrą. 

Ma siostrę imieniem Vanessa. Tyle wiem. 

Jest od Laury starsza, czy młodsza? Jak wygląda? Czy zacznie nas z piskiem gonić jak nas zobaczy? Czy muszę zabrać zapasowe ciuchy? 

I w ten sposób dotarłem pod jej dom. 

Dom jak dom. Już od zewnątrz wyglądał przytulnie. Podszedłem drzwi i zapukałem. Usłyszałem dźwięk przekręcanego zamka i ujrzałem starszą ode mnie brunetkę z oczami bardzo podobnymi do Laurowych. Była ładna, ale chyba bardziej w stylu Rikera, mnie jakoś specjalnie nie urzekła.

- O. Mój. Boże - mruknęła.

- Eee... Hej. Jestem Ross. Jest może Lau... 

- AAAAAAAA! - dziki wrzask dziewczyny przeszkodził mi w dokończeniu moich słów. Gdy przestałą krzyczeć spojrzała na mnie rozanielonymi oczami z uśmiechem le reklama pasty do zębów.

- Ahaa, ty pewnie jesteś Vanessa - stwierdziłem.

- O mój Boże Ross Lynch zna moje imię o mój Boże LAAAURAAA! - wbiegła do środka, a ja dalej stałem w progu. Cóż, nie tak to sobie wyobrażałem... - A, wejdź proszę.

- Dzięki - mruknąłem i wkroczyłem do domu, który od środka wyglądał jeszcze przytulniej. Było w nim cieplutko, ale nie za ciepło. Obok mnie znajdowała się komoda, na której stało zdjęcie obu sióstr, a nad nią wisiał wieszak. Nie miałem co powiesić, więc tylko zdjąłem buty i wszedłem dalej. 

- LAURA MASZ GOŚCIA! - krzyknęła ponownie Vanessa.

- Kurcze, jeszcze nie jestem gotowa! - skarżyła się druga.

- Mam czas... - mruknąłem spoglądając na zegarek. 

- Usiądź. Chcesz coś do picia? Coś do jedzenia? Włączyć telewizor? Podać ci hasło do wifi? - pytała jak nakręcona.

- Poproszę wody, jeśli to nie problem. Tylko tyle. Jadłem w domu - odpowiedziałem. Przytaknęła i pobiegła do kuchni. Wyciągnąłem telefon ponownie i wpisałem hasło odblokowując go. Nie wiem, po co. Tak jakoś.

- Wszystko gra? - spytała Vanessa wchodząc do pokoju, niosąc szklankę wypełnioną przeźroczystym płynem.

- Taa - mruknąłem.

- Skoro tak mówisz... - odmruknęła i usiadła naprzeciwko mnie. Czas się dłużył. Gdzie. Jest. Laura?

- Hej - rzuciła wchodząc do salonu. 

- Cześć - odpowiedziałem, uśmiechając się smutno. Miałem ten swój "nawrót wspomnień", co nie było wesołe. Raczej przygnębiające, dołujące i Bogowie wiedzą, jakie jeszcze.

- Co się stało? - spytała siadając obok mnie.

- Nic - skłamałem.

- Panie Lynch. Bo się obrażę - zagroziłem.

Another Love - RauraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz