Rozdział 2: "Chciałabyś może... Ykhm... no... e... Spotkać się może wieczorem?"

1.3K 65 10
                                    

Obudził mnie telefon.

Ziewnąłem głośno, jednocześnie się przeciągając. Westchnąłem i zacząłem sięgać po telefon.

Kątem oka zarejestrowałem, że słońce było wysoko na niebieskim niebie, ptaszki ćwierkały i wszystko było cacy.

- Halo? - jęknąłem do słuchawki.

- Wybacz, stary, że cię budzę, ale na którą byliśmy umówieni? - spytał Calum. Westchnąłem z ulgą. W końcu mógł dzwonić ktoś gorszy, nie?

- Chyba na trzynastą...

- Tak. Na trzynastą - potwierdził.

- No. Więc w czym problem?

- Jest trzynasta dziesięć - mruknął.

- Trzynasta... dziesięć... - powtarzałem nieświadomie. Odwróciłem głowę w stronę budzika. 13:10. - O MÓJ BOŻE! DZIESIĘĆ PO PIERWSZEJ! CO MI NIE MÓWISZ?! - wrzasnąłem do kumpla, a on pewnie odsunął swój od ucha, nie chcąc stracić słuchu. - Będę za piętnaście minut - oznajmiłem, po czym spadłem z łóżka. - No dobra, może dwadzieścia.

- Tylko się nie przejedz, motylku.

- Spadaj - warknąłem, a on wybuchnął śmiechem.

- Czekam. - Rozłączyłem się i rzuciłem w stronę mojej szafy, wyciągnąłem z niej zwykłe dżinsy i białą koszulkę, po czym wpadłem jak bomba do łazienki zamykając uprzednio drzwi. Znam moich braci i wiem, że nie cofną się przed niczym, gdy ich pęcherz woła "opróżnij mnie!".

Po pięciu minutach prawie wybiłem sobie zęby, zbiegając po schodach.

- A gdzie ty tak pędzisz? - spytała moja mama odrywając oczy od laptopa.

- Umówiłem się z Calumem w parku i jestem tak troszkę spóźniony - odpowiedziałem i zgarnąłem jabłko.

- W lodówce masz koktajl. Robiłam dzisiaj rano.

- Truskawkowy? - zapytałem z nadzieją.

- Przecież innych ci nie robię, nie? - uśmiechnęła się do mnie, a ja podszedłem do niej i mocno ją uściskałem.

- Dziękuję. Wypiję po drodze, dobrze?

- Jak chcesz.

Otworzyłem drzwi lodówki i przelałem zawartość dzbanka do plastikowego kubka, których mieliśmy w nadmiarze. Później pomachałem mamie i wybrałem się do przedpokoju. Jednak wróciłem z pytaniem...

- Gdzie są wszyscy?

- Z tego co wiem, Rydel poszła z Ratliffem do kina, twój ojciec jest w pracy, a twoich braci wywiało z samego rana na plażę. Wiesz, jak ciężko jest znaleźć miejsce w cieniu.

- Taak, pamiętam - mruknąłem. Cienia jest tam tyle, że nawet jeśli my go zajmiemy, to ledwo się w nim zmieścimy. - To pa! - pożegnałem się, zabrałem bluzę i wyszedłem. Oczywiście, że ubrałem buty, nie mam w zwyczaju paradować po mieście boso.

No więc biegiem ruszyłem do parku, prawie wylewając przy tym koktajl.

Calum czekał na miejscu. I był wkurzony.

- Sorry, stary, sorry! - krzyknąłem na powitanie. - Nie chciałem się spóźnić, zapomniałem nastawić budzik...

- Przynajmniej się przyznałeś - puścił mi oko i uśmiechnął się szeroko. - Dobra, chodź. Mamy wiele spraw do obgadania - mruknął. Westchnąłem. Szliśmy powoli pomiędzy drzewami jak jakieś cioły. - Jak się trzymasz? - spytał.

Another Love - RauraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz