Rozdział 5: "Powiedziałem mama? Ahahaha miałem na myśli... Babcię!"

872 56 0
                                    

Wszystkim podobało się na tym "integracyjnym spotkaniu". Calum z Raini przestali być na siebie wkurzeni i zaczęli normalnie rozmawiać. On ją przeprosił za gadanie tych głupot, a ona za zastraszanie go chłopakiem, którego nie miała (rudemu zaświeciły się w tym momencie oczy, ale nic nie powiedział). Snickers spędził czas na bieganiu dookoła mnie i przynoszeniu mi jakichś śmieci. Oczywiście, jak mówi psia natura, gdy je wyrzucałem, on znowu przynosił. Jedną starą puszkę chyba siedem razy wyrzucałem.
W każdym bądź razie - Riker i Vanessa najwidoczniej się polubili, a to oznacza mniej więcej tyle, że wkrótce zyskamy nową parę w rodzinie. Nie żebym marudził.
Kiedy oni byli zbyt zajęci rozmową, zabrałem psa i zacząłem iść wzdłuż brzegu. On gonił mewy. Głupi.
Nagle poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłem się i zobaczyłem Laurę.
- Hej - powiedziałem, jednocześnie odciągając Snick'a od wody.
- Cześć. Czemu poszedłeś? - spytała.
- Jakby to powiedzieć... Nudziło mi się siedzenie na miejscu - wyjaśniłem, a ona przytaknęła.
- Świetnie, bo mi też - uśmiechnęła się do mnie, więc musiałem odwzajemnić uśmiech. Szczerze? Wolałbym, żeby za mną nie szła. Mógłbym w spokoju pomyśleć, lub po prostu znowu pogrążyć się w rozpaczy. - Ross.
- Tak mi na imię.
- Musimy pogadać. Ciągle wyglądasz, jakby ktoś umarł. Co się dzieje?
Przecież ktoś umarł. Moje życie miłosne.
- Ross wiem, jak to jest tracić. Dwa lata temu moi i Van rodzice nas zostawili. Po prostu się spakowali i wyjechali, zostawiając tylko liścik, że prędko się nie zobaczymy. - wyznała, a mnie dopadło poczucie winy. Idioto, ona ci to mówi, bo ci ufa. Jej rodzice ją zostawili, a ty boisz się jej powiedzieć, że dziewczyna z tobą zerwała! - Możesz mi wszystko powiedzieć. Nikomu nie wygadam, słowo harcerza.
- Laura ja... Nie wiem co...
- Hej. Na luzie. Pamiętaj o tym. I o tym, że do niczego cię nie zmuszam. Powiedz, jeśli chcesz, a jeśli nie, to nie musisz - ponownie się uśmiechnęła. Ma piękny uśmiech - przemknęło przez moją głowę. Rozbawiły mnie moje myśli.
- Śmiejesz się ze mnie? - zapytała. Zaprzeczyłem, ale mimo wszystko wepchnęła mnie do wody. Snickers wskoczył mi na brzuch i zaczął wyć jak syrena łodzi podwodnej.
- Zapłacisz za to, Marano!
- Wybacz, nie wzięłam gotówki... WOOOU! - krzyknęła, gdy pociągnąłem ją za rękę. Po chwili leżała pode mną, cała mokra i trzęsąca się jak galareta.
- Ross! - jęknęła. - Po kiego to zrobiłeś?
- Zemsta - mruknąłem, po czym się roześmiałem. Pies uciekł i usiadł na brzegu. Obserwował latające nad wodą ptaki.
- Ross...
- Tak?
- Mógłbyś ze mnie zejść? Tak trochę mnie przygniatasz...
- Ojej, strasznie cię przepraszam, ale... nie. Jest mi całkiem wygodnie.
- Tak, bo leżysz na mnie! Gdyby to tobie wbijały się kamienie z dna w plecy to już byś nie był taki zadowolony!
- A sprawdźmy!
- Zgoda! - krzyknęła, po czym mnie obróciła i usiadła na mnie. - I to rozumiem. Full wypas.
- Jasne. Nie rozumiem, o co ci chodziło. Peeling pierwszej klasy - uśmiechnąłem się.
- Nie wkurzaj mnie Lynch - warknęła, a ja się zaśmiałem. - Nie jest ci zimno?
- A tobie?
- Może trochę... - przyznała.
- To co tu jeszcze robimy?
- Twój peeling - wyjaśniła, a ja znów zacząłem się śmiać. - No co? Twoje słowa.
- Dobra. Wychodzimy - stwierdziłem, podnosząc się. Pisnęła, gdy ponownie wylądowała w wodzie. - Przecież powiedziałem, że wychodzimy.
- Nie mądrz się - warknęła, a ja podałem jej rękę i pomogłem wstać. - Widzisz? Przez ciebie mi zimno!
- Było nie zaczynać - stwierdziłem i wzruszyłem ramionami.
- To ty zacząłeś - prychnęła i zaczęła iść w stronę reszty ekipy. Ruszyłem za nią. Patrzyli na nas dziwnie, kiedy podawałem jej moją bluzę, którą od razu założyła i otuliła się nią jak kocem - w końcu była na nią trochę za duża.
- Czy mamy to rozumieć tak, że Ross chciał się jednak utopić, ale Laura go uratowała? - spytał niepewnie Rocky.
- Jeśli chcesz - mruknąłem, a moja pseudo wybawczyni kichnęła.
- A ja chcę wiedzieć, jak było naprawdę - zawołała moja siostra, a moi bracia jej przytaknęli. Westchnąłem.
- Pobiliśmy się i wylądowaliśmy w wodzie. Cała historia.
- A gdzie masz psa? - spytał Riker, a moje oczy zaczęły przypominać piłeczki pingpongowe. Mój starszy brat pokręcił głową z zażenowaniem.
- NIEEEEE! - krzyknąłem zrywając się z ziemi i ruszając biegiem w miejsce, gdzie ostatnio mojego podopiecznego widziałem. - TRZYMAJ SIĘ MAŁY! TATUŚ JUŻ PO CIEBIE ID... o, tutaj jesteś. - Jak się okazało zwierzak dalej wpatrywał się we fruwające ptaszyska. Riker tak się śmiał, że każdy przechodzący obok człowiek patrzył na niego jak na kompletnego idiotę, a ja zacząłem się za niego wstydzić. Co z tego, że przed chwilą nazwałem siebie samego ojcem psa, którego rzekomo zgubiłem. No po prostu geniusz.
Podniosłem zwierzaka, który spojrzał na mnie jak na psychopatę i zaczął szczekać.
- Tak, świetnie, przepraszam za przerwanie obserwowania tych szczurów.
- Ross... - zaczęła Laura - nie chcę cię martwić, ale rozmawiasz z psem.
- Bo to mój przyjaciel. On mnie rozumie - skarżyłem się, a Snick jakby dla potwierdzenia tych słów polizał mnie po twarzy. Super, psia ślina, zawsze o tym marzyłem.
- Ojej, wasza przyjaźń jest taka idealna! - ekscytowała się Laura.
- Dzięki - fuknąłem, a ona zachichotała. Odstawiłem zwierzaka na ziemi, a on zaczął biegać dookoła nas wszystkich. A później... przyniósł mi puszkę. - No nie, poważnie?
- Hau! (czyt. rzucaj idioto!)
- Super, po prostu świetnie - warknąłem i rzuciłem puszkę. Pobiegł za nią. Usiadłem obok Laury i położyłem głowę na jej głowie.
- Ross... masz gorączkę? - spytała Ryd.
- Czuję się świetnie.
- HAU! (czyt. tylko na tyle cię stać fajtłapo?! rzucaj mocniej!)
Zabrałem psu puszkę i położyłem na kolanach Laury. Przekręcił łeb nie całkiem rozumiejąc, po czym wskoczył jej na kolana. Chwycił metal w zęby i spojrzał na nią z nadzieją. Westchnęła i rzuciła puszkę. Pobiegł po nią.
- A nie boisz się tak po prostu rzucać mu tej puszki? Jeszcze się zgubi - martwiła się Delly.
- Właśnie Ross, to jest jeszcze dziecko - dołączyła się Laura.
- Dobrze, więcej mu jej nie rzucę - mruknąłem przysypiając. Nagle coś małego i mokrego wskoczyło mi na nogi. Pisnąłem i otworzyłem oczy. Przede mną siedział cały przemoczony Snickers z puszką w pyszczku i wzrokiem: "bawimy się jeszcze?".
- Nie, mój drogi, na dzisiaj ci wystarczy - oznajmiłem, a on opuścił uszy. Zgarnąłem go i posadziłem sobie na kolanach. Wyglądał... śmiesznie. Przez to zmoknięte futro wydawał się być mniejszy, w dodatku rozglądał się na wszystkie strony z wywalonym językiem. Laura zachichotała i podrapała go za uchem. Potem ja zacząłem głaskać go pod szyją, a on już wpadał w trans. Co tam, najwyżej zaniosę go do domu.
- O JEZU! - pisnęła Rydel, a Snick spojrzał na nią przerażony.
- Czy mogę spytać, co jest tak niesamowicie przerażające, że musiałaś obudzić mi psa? - syknąłem.
- Jest już osiemnasta. a przypomniało mi się, że mama też chciała Laurę poznać - zauważyła, na co ja przywaliłem sobie w twarz, a Laura zrobiła wielkie oczy.
- Mnie?
- Nie, babcie Gienię. Tak, Ciebie - wyjaśniłem.
- Ale czemu? - dopytywała.
- Skąd mam wiedzieć? Przyszedłem raz do domu i odpowiedziałem na pytanie Rydel, która myślała, że byliśmy na randce.
- Ooooj - jęknął Calum i wstał. Chyba chciał się wycofać.
- Worthy, wracaj - zarządziłem.
- Wybacz, moja mama chce żebym wracał i no...
- Nie mieszkasz z matką.
- Powiedziałem mama? Ahaha - zaśmiał się nerwowo. - Miałem na myśli... babcie! Miałem dzisiaj do niej przyjść w odwiedziny i no wiesz...
- Przecież cię nie walnę, nie? Chciałem tylko spytać, kto dał ci pozwolenie na mówienie o tym z moją siostrą?
- No eee nikt ale... ona chciała żebym jej powiedział, gdzie idziesz i no... eee...
- Hmm. Dobra. Więc może będziemy się zbierać? - zaproponowałem.
- Może.
- Wstawaj - podałem Laurze rękę, którą złapała. Podniosłem ją i wziąłem wielce zadowolonego psa na ręce. Rozglądał się dookoła z dumą. Trochę panikowałem, przyznaję. W końcu, ostatnia dziewczyna, którą przyprowadziłem do domu okazała się być tylko głupią, fałszywą s... A przynajmniej tak powiedziała moja mama próbując mnie pocieszyć, kiedy ze mną zerwała.
Cóż, miała rację.
Ale Laura jest inna, powinna ją polubić. Jest jedną z nielicznych osób, które lubię, nie wliczając w to mojej rodziny. Potrzebuję jej, albo zwariuję.
Nawet nie zauważyłem, a już byliśmy przed moim domem...

Another Love - RauraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz