Obudziłem się przez moją głupotę, która doprowadziła do niedokładnego zasunięcia rolet. O ja głupi. Nienawidzę słońca. Znaczy, jest spoko, ale nie kiedy się przez nie budzę!
W każdym razie.
Na dole słyszałem charakterystyczne dla mojej rodziny trzaski i krzyki. I śmiechy. Boże, jak ja dawno się nie śmiałem...
Podjąłem jednak decyzję, że przynajmniej tam do nich zejdę, może odwidzi im się zapisywania mnie do psychologa.
Schodziłem cicho po schodach. Wszyscy siedzieli w kuchni, byli szczęśliwi i pełni życia. Ja moje straciłem, wraz z nią...
- Ross? - spytała moja mama, gdy przekroczyłem próg. Wszyscy zamilkli i utkwili we mnie swoje spojrzenia. Zaczerwieniłem się. Odzwyczaiłem się od bycia w centrum uwagi.
- Nie przerywajcie sobie, idę tylko po wodę - mruknąłem. Otworzyłem lodówkę. Mleko, sałata, marchewki, więcej mleka, jakaś stara surówka...
- Skończyła się - oznajmił Riker, mój starszy brat, na widok mojej skonfundowanej miny.
- Jak to 'skończyła'? - spytałem oburzony. - Co ja mam teraz pić?
- Jest mleko... - zaczęła Rydel.
- Nie denerwuj mnie - warknąłem, a ona opuściła głowę i zaczęła wpatrywać się w talerz. - Przepraszam Delly.
- Nie szkodzi.
Mimo wszystko, było mi głupio. Jak nigdy.
- Może... zostaniesz z nami na śniadaniu? - zaproponowała mama. - Zrobiłam naleśniki...
- Ale z czekoladą? - zapytałem.
- Z czym zechcesz - uśmiechnęła się do mnie, a ja odwzajemniłem gest. Mój drugi starszy brat, Rocky, ustąpił mi nawet miejsca przy stole.
- Dzięki - mruknąłem, a on poklepał mnie po ramieniu i poszedł po krzesło dla siebie. Gdy tylko naleśniki pojawiły się na stole, wyciągnąłem widelec po jeden. Później wysmarowałem go czekoladą i chciałem ugryźć, ale odrzuciłem go na talerz piszcząc: "gorące gorące gorące", czym wywołałem śmiech mojej rodziny i własny uśmiech. Nie moja wina, że lubię ich uszczęśliwiać.
W takim razie skończ być takim zdołowanym osłem mruknęła moja podświadomość. Uśmiech spełzł z mojej twarzy tak szybko, jak się pojawił. Nie mogę. Nie potrafię zapomnieć. Minęło zbyt mało czasu...
Mało? Człowieku, minął miesiąc! Nie moja wina, że to tak boli.
Zawsze wierzyłem jej, gdy mówiła, że jestem dla niej ważny, że będziemy razem na zawsze, jak to ona mnie kocha itp. Gdybym wiedział, że tak się to skończy, to nie angażował. Byliśmy razem prawie trzy lata. Trzy lata!
- Ross? Wszystko dobrze? - spytała Ryd.
- Jasne - burknąłem. Nie lubiłem kłamać, ale stało się to poniekąd moją codziennością. "Nie jestem głodny", "Wszystko okay", "Nie, naprawdę nie muszę iść do lekarza" i "Kocham rysować czerwone kreski" były najczęściej używanymi podczas rozmów przez drzwi z rodziną zdaniami, jakich używałem. Było jeszcze kilka, ale to nie ważne.
Marzyłem o tym, żeby móc się pozbierać. Z tego, co zdążyłem zauważyć, ona miała już nowego chłopaka i świetnie się z nim bawiła. Koleś, współczuję ci za trzy lata, kiedy powie ci, że do siebie nie pasujecie. Wtedy pewnie zabierze wasze dzieci i wyprowadzi się do którejś ze swoich durnych przyjaciółeczek i będzie rządać od ciebie kasy na dziecko którą bedzie wydawać na kiecki albo lakiery do paznokci. Ewentualnie na kosmetyczkę.
CZYTASZ
Another Love - Raura
FanfictionRoss to dziewiętnastolatek którego całkiem niedawno rzuciła bardzo ważna dla niego dziewczyna. Chłopak popadł w lekką depresję i nie potrafi z niej wyjść, mimo tego, że rodzina stara się mu pomóc. Gdy udaje im się przekonać go, by wyszedł z domu poz...