Rozdział 2

962 41 1
                                    


" Musimy się przyzwyczaić do tego, że przed najważniejszymi skrzyżowaniami naszego życia nie ma żadnych znaków ostrzegawczych" *

Oliwia

Obudziły mnie ciepłe promienie słońca wpadające przez okno. Przeciągnęłam się leniwie na łóżku i po omacku zaczęłam szukać pilota, by zasłonić rolety. 

- Kochanie, zasłoń okno, jest tak strasznie gorąco.

Nie usłyszawszy odpowiedzi sięgnęłam ręką za siebie, ale miejsce było puste. No tak, już wstałeś, powiedziałam pod nosem sama do siebie i nagle moje oczy zrobiły się wielkie jak spodki. Zaklęłam pod nosem, jebana mać! I wtedy z.. podłogi? Po drugiej stronie łóżka usłyszałam bełkoczącą Gośkę. 

- No się, kurwa, zgadzam, też się czuję, jakby mnie autobus rozjechał. 

To było jedenaście dni pełnych bólu, łez i strachu. Vincent nie odezwał się do mnie ani razu, choć miałam cichą nadzieje, że to zrobi. Gdzieś na dnie serca łudziłam się, że mimo iż jego pobudki nie były czyste, to, co nas łączyło już tak. Niestety wygląda na to, że ten mężczyzna nic nie czuł, a wszystkie jego słowa i gesty skierowane w moja stronę były dokładnie zaplanowane i nie miały nic wspólnego z prawdziwym uczuciem. Zawsze wydawało mi się, że jestem silna, ale ostatnie wydarzenia pokazały mi, że wcale tak nie jest. No i oczywiście pozostawała jeszcze kwestia Luki. Wiedziałam, że muszę z nim porozmawiać i nawet chciałam to zrobić, pragnęłam zobaczyć jego błękitne tęczówki i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, że przejdziemy przez to razem i będziemy dzięki temu silniejsi, ale zwyczajnie nie mogłam, jeszcze nie. Jego ból był wręcz namacalny, już kilkanaście razy dobijał się do mojego mieszkania błagając, bym go wpuściła. Moja przyjaciółka oczywiście nie obierając jego strony również wierciła mi dziurę w brzuchu tłumacząc, że to i tak nie uniknione i nie mogę się zamknąć w domu do końca życia. Ja jednak na razie obstawałam przy tym, że mogę, a nawet powinnam. I tak minęły kolejne trzy dni. W końcu Gośka pękła, a ja uśmiechnęłam się pod nosem, bo i tak długo znosiła moje humorki.

- Oli, ja już nie wiem, co mam mu mówić. On wygląda jak wrak człowieka. Wiesz, że on śpi w samochodzie pod naszymi oknami odkąd wróciłaś? 

Spojrzałam na Gochę, jakby jej słowa nie były skierowane do mnie i nalałam sobie kawy do filiżanki. Przez ostatnie dwa tygodnie praktycznie nic nie jadłam, natomiast wlewałam w siebie kawę całymi litrami. Próbowałam spać, ale gdy tylko zamykałam oczy, moją głowę zalewały niechciane wspomnienia i mnóstwo innych obrazów jak z horroru. Gdy już nie dawałam rady, kładłam się na kanapie w salonie, a potem budziłam z krzykiem cała mokra od łez. Schudłam chyba z pięć kilogramów, moja cera zrobiła się szara, pod oczami widniały wyraźne sińce, a włosy... szkoda gadać. Jak miałam spotkać się z mężczyzną, który cierpiał skoro sama byłam wrakiem człowieka. 

- Potrzebuję jeszcze trochę czasu - powiedziałam siadając nad filiżanką i wpatrując się w nią jak zombie.

- Dość tego! Tak dłużej nie można! - warknęła Gośka wyrywając mi filiżankę i wylewając jej zawartość do zlewu.

Spojrzałam na nią jak na wariatkę.

- Co ja mam zrobić? 

- Po pierwsze, weź prysznic, śmierdzisz. Po drugie, spal ten dres, bo wyglądasz w nim jak bezdomna.

Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, jednak Gośka uniosła dłoń, by mnie uciszyć i z determinacją w oczach mówiła dalej. 

- Po trzecie, spotkaj się w końcu z Luką. Twój mąż to dupek, może przystojny i seksowny, ale dupek. Siedzisz tu dwa tygodnie i co? Żadnego telefonu, esemesa, nic. Pogódź się z tym, że facet ma cię gdzieś i żyj dalej. Luka sterczy pod domem jak pieprzony pies, dzwoni, błaga, bym przekonała cię, żebyś chociaż odebrała od niego telefon jeśli nie jesteś gotowa na spotkanie, a ty co? Nie widzisz, jak on cię kocha?

- Powiedziałaś mu? - zapytałam niepewnie.

- O mężu dupku, czy o tym, że go kochasz?

Przewróciłam oczami na jej komentarz.

- O utracie pamięci i o mężu dupku.

- O twoim ślubie nie puściłam pary, ale o utracie pamięci mi się wymknęło, przepraszam, ale on myślał, że ty jesteś z Vincentem, a jego nienawidzisz i nie mogłam tego słuchać, a potem palnęłam bez sensu, przepraszam. Po prostu uważam, że nie możecie tak dłużej, musicie wszystko sobie wyjaśnić.

- Ale ja nie dam rady spojrzeć mu w oczy.

- Kochanie, nie możesz tak dłużej egzystować, strach na ciebie patrzeć. To, co się stało, to nie twoja wina, zrozum to wreszcie.

- Ale to, co czuję już tak - powiedziałam zakrywając dłońmi twarz. 

Czułam się cholernie źle z tym, że mimo iż okazało się, że Vincent kierował się zemstą poślubiając mnie, ja nadal kochałam go tak samo jak tego dnia, gdy patrząc sobie w oczy składaliśmy przysięgę na Dominikanie. Cały czas siedziały mi w głowie jego słowa, gdy opuszczałam rezydencję "Pamiętaj, że kocham cię nad życie, tylko ty możesz zdecydować o naszej przyszłości". Moja przyjaciółka teatralnie wzruszyła ramionami i wzięła ze stolika mój telefon kładąc go przede mną.  

- No co się patrzysz? Pisz do niego. 

Uniosłam brwi ze zdziwienia. Gośka chwyciła komórkę i wystukała coś szybko, a potem położyła aparat przede mną. Spojrzałam niechętnie na ekran, na którym widniała gotowa do wysłania treść "Przyjadę do ciebie jutro o piętnastej, wszystko wyjaśnię. Oliwia" . Spojrzałam w oczy przyjaciółki i znowu na ekran. 

- Nie wiem, czy to dobry pomysł, może jeszcze trochę zaczekam.

- Na co? Aż twój seksowny mąż dupek przybędzie na białym koniu, wyzna ci miłość i pomkniecie razem ku zachodowi słońca. Dziewczyno, obudź się! Gdyby cię kochał już by tu był. Nie marnuj czasu na kogoś, kto na to nie zasługuje i skup się na tym co masz na wyciągnięcie ręki. 

- Nie mów tak, nie znasz go, on jest... - powiedziałam, a w moich oczach stanęły łzy.

- Pieprzonym egoistą i draniem, który cię wykorzystał i porzucił - dokończyła.

Gośka założyła ręce na piersi i patrzyła na mnie gniewnym wzrokiem, a mnie ogarnęło poczucie winy. Mój umysł mówił mi, że ma rację, ale serce... Nacisnęłam przycisk wyślij i zakryłam rękami twarz. Stało się, teraz nie ma odwrotu. 

- No i świetnie. Jutro z samego rana idziemy do kosmetyczki i fryzjera, trzeba cię doprowadzić do kultury, bo straszysz wyglądem - zaśmiała się Gośka.

Byłam pełna obaw i wątpliwości, jednak coś musiałam w końcu zrobić. Skinęłam tylko głową na znak, że się zgadzam i poszłam pod prysznic. Ciepła woda spływała po moim ciele razem ze łzami, które mogłam ukryć teraz nawet przed sobą. Nie wiedziałam jeszcze, co powiem i co stanie się dalej, ale wiedziałem jedno, jeśli Luka jest mi pisany, zobaczę to w jego błękitnych tęczówkach stając z nim twarzą w twarz i nawet mój mąż nie będzie w stanie nas rozdzielić.  

~~~~~~~~~~~~~~~~~~
* Ernest Hemingway

Sidła Namiętności - Odrodzenie #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz