Rozdział 35

947 35 21
                                    


" Pamiętaj: najlepszą zemstą jest zemsta" *

Vincent

Odstawieni w smokingi szykowaliśmy się właśnie do wyjścia.

- Wyglądam kurwa jak pierdolony kelner. Po chuj się tak stroić skoro jedziemy tam zrobić rozpierduchę - warknął Matteo poprawiając muszkę.

- Bo jak pojedziesz tam wyglądając jak luj spod sklepu to cię odjebią zanim przeliterujesz swoje imię - zaśmiał się Luigi

Matteo zgromił go wzrokiem

- Sam jesteś luj, chuju złamany. Ja zawsze dobrze wyglądam.

Miałem już dość ich pierdolenia więc warknąłem

- Zamknijcie te japy! Zachowujecie się jak idioci! Nie jedziemy tam nikogo zabijać, no chyba że nie będzie innego wyjścia - uśmiechnąłem się chytrze

Schowałem broń do kabury ukrytej pod marynarką i w asyście dziesięciu ochroniarzy udaliśmy się odwiedzić mojego braciszka. Ten złamas miał na Manhattanie ponad stu metrowy apartament z ogrodem i basenem na dachu. Kazałem chłopakom prześwietlić dokładnie jego interesy. Wyglądało na to że łapy mojego braciszka nie są tak czyste jak sądziłem. Dobrze to ukrywał, ale moi ludzie są najlepsi więc miałem już prawdziwy obraz choć części jego interesów. Okazało się że spora część burdeli w Nowym Jorku i okolicach należy do niego, oczywiście nie oficjalnie. Sam prowadziłem takie interesy, więc nie potępiałem go, wręcz przeciwnie zaimponował mi, ale moje lokale zatrudniały pełnoletnie dziwki które same decydowały jak duży licznik mają na piździe, miały ochronę i dobrze zarabiały. Lokale należące do mojego braciszka były równie luksusowe, ale kobiety które tam pracowały nie koniecznie robiły to z własnej woli. Często były to nieletnie jeszcze kobiety. Zastanawiałem się czy on o tym wie, a jeśli tak to oznaczało że nie znałem braciszka tak dobrze jak sadziłem. Podjechaliśmy pod apartamentowiec i udaliśmy się do środka. Pięciu ochroniarzy zostało na dole, pozostała piątka ruszyła razem z nami. Uprzejmy starszy portier pokierował nas do apartamentu na samej górze. Wjechaliśmy windą, a gdy ta się otworzyła na naszej drodze stanęło kilkudziesięciu  ochroniarzy. Uśmiechnąłem się nie dając tym samym poznać po sobie jakie mam zamiary. Chciałem wyglądać na wyluzowanego człowieka który zwyczajnie przybył na przyjęcie, niestety w środku aż się gotowałem. Obawiałem się że gdy tylko zobaczę Oliwię w ramionach tego kutasa nie wytrzymam i zrobię coś głupiego. Gdy zobaczyłem Juria byłem zaskoczony. Podobno Iwanow był na tak zwanym chorobowym z dala od Nowego Jorku, więc jakim kurwa cudem jego zaufany człowiek znajdował się tutaj. Poprawiłem marynarkę i skinąłem chłopakom by trzymali się blisko. 

- Dzień dobry, przybyliśmy na uroczystość ślubną pana Russo, by życzyć mu wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia - powiedziałem pewnie robiąc krok w stronę rosyjskich ochroniarzy. 

Popatrzyli na siebie, a potem na Juria który podszedł pewnie w nasza stronę. 

- Witaj Vincent. Niestety nie możecie wejść na przyjęcie. Twój brat jasno zaznaczył że nie jesteś mile widziany, tak więc będzie lepiej jeśli udacie się do wyjścia. Przekażę mu twoje życzenia - powiedział gestem ręki wskazując nam windę.

- Co ty tu robisz? Podobno Iwanow udał się na zasłużony odpoczynek. Nie chciałbym żebyś i ty musiał odpoczywać po naszym spotkaniu - powiedziałem ukazując broń pod marynarką

- Panie Russo proszę nie robić problemów i opuścić budynek po dobroci w przeciwnym razie będziemy musieli użyć siły - powiedział pewnie, a jego ton stał się bardzo oficjalny. 

- Przestań pierdolić i nas przepuść, nie myślisz chyba że nas spławisz jak jakiś pierwszych lepszych kretynów - warknął Matteo za moimi plecami

- Mam wyraźne polecenia - powiedział chłodno

- Polecenia? A kto teraz wydaje ci polecenia - zapytałem zaciekawiony jego postawą.

Juri zmieszał się lekko jakby wiedział że powiedział za dużo, lecz szybko otrząchnął i skinął by jeden z ochroniarzy odprowadził nas do windy.  Normalnie bym wpadł w szał, ale w tej chwili po głowie chodziły mi słowa Juria i jego obecność w tym miejscu. Wsiedliśmy z powrotem do windy i gdy byliśmy już na dole wyjąłem z kieszeni telefon i przyłożyłem go do ucha. 

- Gdy odjedziemy zastrzelicie kilku ludzi Iwanowa, a potem pojedziecie prosto na lotnisko i wrócicie do Włoch - powiedziałem do jednego z chłopaków którzy czekali w samochodzie na ulicy. 

- Co ty kombinujesz? - zapytał Luigi gdy wsiadaliśmy do auta

Sidła Namiętności - Odrodzenie #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz