Rozdział 13

925 40 10
                                    


" Nadzieja to najgorsze skurwysyństwo jakie wyszło z puszki Pandory" *


Oliwia


Kolejne dni były jak pieprzona pętla czasu. Cały czas spędzałam przy łóżku Vincenta trzymając go za rękę, lub czytając mu książki. Praktycznie go nie zostawiałam. W pokoju była łazienka i całkiem wygodna kanapa na której spałam, gdy fotel który przywlókł tu Luigi, nie wiem skąd, stawał się zbyt niewygodny. Nawet posiłki przynosiła mi Gośka, albo Angel, bo na samą myśl siedzenia w jadalni z Matteo przy jednym stole traciłam apetyt. Gośka natomiast miała to totalnie w dupie. Z wrodzonym urokiem i nieskrywaną satysfakcją paradowała po domu działając mu na nerwy. Kilka razy dziennie przychodzili lekarze, robili badania i cały czas powtarzali, że wszystko będzie dobrze. Dziś mijał jedenasty dzień od wypadku i powoli zaczynałam mieć dosyć słuchania w kółko tego samego. Pragnęłam, żeby lekarze w końcu powiedzieli coś co doda mi sił.

- Witam pani Russo, jak się dzisiaj miewa nasz pacjent - zapytał doktor wchodząc do sali

Sprawdził coś na monitorze, coś zapisał i zaczął zmieniać opatrunki.

- Doktorze kiedy on się obudzi? To trwa już tyle dni.

- Dzisiaj odłączymy go od aparatury i wybudzimy ze śpiączki. Rany goją się dobrze, a pacjent nabiera sił, proszę być dobrej myśli - uśmiechnął się i wyszedł.

Serce podskoczyło mi z radości na tę wiadomość. Ucałowałam Vincenta w czoło i wybiegłam z pokoju w poszukiwaniu dziewczyn. Gdy wbiegałam na górę, z kuchni wyłonił się Luigi. Przez ostatnie dni widywałam go tylko gdy prosił o jakiś podpis, albo gdy wpadał zapytać o zdrowie mojego męża. Jako żona Vincenta musiałam zająć się sprawami którymi zajmował się on, a o których kompletnie nie miałam pojęcia. Vincent był biznesmenem, prowadził interesy na całym świecie i miał pod sobą setki osób. Dowiedziałam się również, że udziela się charytatywnie przekazując spore fundusze na domy dziecka, szpitale, walkę z rakiem, a nawet uzależnionych od narkotyków. To zaskoczyło mnie najbardziej, nie sądziłam, że człowiek zajmujący się handlem bronią i narkotykami zajmuje się również dobroczynnością. Na szczęście jeśli chodzi o tę ciemną stronę działalności mojego męża, Luigi uszanował moją prośbę i oprócz incydentu z przed kilku dni dotyczącego wojny z tą całą Bratvą nie zawracał mi tym głowy. Wszystkim zajmował się Matteo i z tego co mówiła Gośka chyba ten Benotti, bo podobno bywał w rezydencji praktycznie codziennie. Po zachowaniu mojej przyjaciółki zauważyłam, że chyba wpadł jej w oko, ale nie miałam głowy, by głębiej się nad tym teraz zastanawiać

- Witaj Luigi, nie wiesz gdzie są dziewczyny? - zapytałam

- Witaj bella - przywitał mnie cmoknięciem w policzek. Ostatnio widziałem je przy basenie. Jak się dzisiaj czujesz?

- Świetnie!- prawie wrzasnęłam. Lekarz powiedział, że dzisiaj wybudzą Vincenta ze śpiączki, dlatego szukam Angel, wiem, że też będzie chciała przy tym być.

- Wiedziałem, że z tego wyjdzie, to twardy sukinkot i byle kula go nie powali. Już nie mogę się doczekać, aż stanie na nogi i rozprawimy się z tymi skurwielami, których obedrze ze skóry jak ich dorwiemy - powiedział uśmiechając się i zacierając ręce.

Skrzywiłam się słysząc co powiedział i już miałam zapytać czy on tak na poważnie, gdy z gabinetu wyszli kutas Matteo i elegancik Benotti. Ten pierwszy spojrzał na mnie tak jak bym była robakiem którego trzeba zdeptać, ale nie robiło to już na mnie większego wrażenia, drugi natomiast przyglądał mi się z tym błyskiem w oczach, który przyznam trochę mnie krępował.

- Witaj Oliwio, jak się miewasz? - zapytał ujmując moja dłoń i całując jej wierzch.

Poczułam się bardzo dziwnie pod wpływem jego dotyku. Cofnęłam rękę dość szybko, chyba za szybko, bo uniósł brew i uśmiechnął się z rozbawienia.

- Dziękuję, wszystko dobrze. Przeproszę was, ale trochę się spieszę. Dzisiaj lekarze wybudzą Vincenta, szukam jego siostry i chce jak najszybciej znaleźć się przy nim - powiedziałam chcąc ulotnić się z tego miejsca.

- Bardzo sie cieszę, chciałbym jednak zamienić z tobą słówko, na osobności, jeżeli nie masz nic przeciwko - wskazał dłonią na gabinet

- Może innym razem, naprawdę się śpieszę - powiedziałam

- Nalegam, to zajmie tylko chwilę.

Dotknął dołu moich pleców popychając mnie lekko w stronę gabinetu, co oznaczało, że "jego prośba" takową była tylko z grzeczności. Przepuścił mnie pierwszą, wskazując bym usiadła i zamknął za nami drzwi. Zajęłam miejsce na kanapie, myśląc, że on usiądzie za biurkiem Vinca, jednak zaskoczył mnie siadając obok. Rozparł się wygodnie rozpinając marynarkę. Założył nogę opierając kostkę o kolano, a rękę ułożył na oparciu tuż za moja głową. Był wyluzowany, wręcz bezczelny, roztaczał wokoło siebie dziwną aurę. Niby uprzejmy, elegancki, ale z jego spojrzenia można było wyczytać, że to zdecydowany i niebezpieczny człowiek. Odsunęłam się nieco i czekałam co takiego pilnego chciał mi powiedzieć, bo odkąd weszliśmy do środka nie odezwał się słowem, tylko gapił się na mnie. Widziałam go raptem kilka razy i za każdym razem było tak samo, jego wzrok palił mnie żywym ogniem, ale nie było to pożądanie, raczej czułość i troska.

- Więc słucham, co tak pilnego musimy omówić - zapytałam przerywając tą niezręczną ciszę.

- Chcę żebyś wiedziała, że Vincent jest dla mnie jak brat i jeśli będziesz potrzebowała czegokolwiek, możesz zwrócić się do mnie bez wahania

- Jestem wdzięczna pnie Benotti, ale myślę, że nie ma takiej potrzeby. Mamy wszystko czego nam potrzeba, ale dziękuję.

Podniosłam się z miejsca dając mu do zrozumienia, że zakończyliśmy rozmowę, jednak złapał moją dłoń i spojrzał na mnie tym przeszywającym wzrokiem.

- Zamierzasz z nim zostać, gdy wyzdrowieje? - zapytał

Wyrywałam mu swoją rękę. Co za bezczelny dupek!

- Wydaje mi sie, że to nie pana sprawa. Pana zachowanie jest niestosowne i proszę wybaczyć, ale uważam tę rozmowę za zakończoną - warknęłam

Podniósł się zapinając marynarkę, a jego twarz zdradzała, że moja reakcja go rozbawiała.

- Źle mnie zrozumiałaś Oliwio ale widzę, że nie jesteś jeszcze gotowa. Poczekam, aż sama do mnie przyjdziesz i wtedy dokończymy te rozmowę.

Odwróciłam się żeby opuścić gabinet i uciec od tego popaprańca jak najdalej. Za plecami usłyszałam jeszcze jak wzdycha i dodaje

- To niesamowite, ale masz w sobie ten sam ogień, nie pozwól by zniknął

Trzasnęłam głośno drzwiami i wyszłam. Co to miało znaczyć? Jaki ogień? Facet zachowywał się, sama nie wiem jak to nazwać i ten jego wzrok który, aż palił moją skórę. Miałam ochotę walnąć go w gębę, za kogo on się ma? Jednak mimo całej popieprzonej sytuacji, poczułam przy nim coś dziwnego, rozbudzał we mnie czułość i ciekawość. Pokręciłam głową na swoją głupotę i ruszyłam w stronę ogrodu. Nad basenem wylegiwała się Gośka, a Angel siedziała na leżaku ze stertą dokumentów i nerwowo tłumaczyła coś do osoby z którą rozmawiała przez telefon.

Sidła Namiętności - Odrodzenie #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz