" Życie przypomina grę w pokera. Nie masz wpływu na to, jakie dostaniesz karty - ale tylko od Ciebie zależy, jak rozegrasz partię" *
Olivia
Cały lot siedziałam jak odrętwiała. W głowie miałam słowa, które Luigi przekazał Angel zanim wsiadłyśmy do samolotu. Jego stan jest krytyczny, macie mało czasu. Nie zastanawiałam się nawet sekundy, złapałam torebkę i wybiegłam z mieszkania. Nie mogłam w to wszystko uwierzyć, jeszcze wczoraj był przy mnie, czułam jego dotyk, a teraz mogłam już więcej go nie zobaczyć. To wszystko co wydarzyło sie między nami przez ostatnie tygodnie przestało mieć znaczenie. Nie czułam złości, pretensji czy żalu, czułam pieprzony strach, że tym razem stracę go na zawsze, że nigdy więcej nie powiem mu jak bardzo go kocham. Wylądowaliśmy na prywatnym lotnisku w Palermo, gdzie czekały już na nas dwa suvy. Razem z Gośką i Angel wsiadłyśmy do jednego, do drugiego zaś Carlo i Enzo, którzy przylecieli razem z nami. Angel co chwila nerwowo spoglądała na telefon, jakby czekając na najgorsze. Złapałam jej dłoń, ściskając ją w pocieszającym geście, choć sama byłam w totalnej rozsypce. Podjechaliśmy pod rezydencję, a ja poczułam jakbym cofnęła się w czasie. Jeszcze kilka tygodni temu uciekałam stąd zalana łzami z pękniętym sercem, a teraz dałabym wszystko, by cofnąć czas. Przed wejściem czekał na nas Luigi, a po całym terenie kręciło się tak wielu mężczyzn, że można by pomyśleć, że szykują się na jakąś wojnę.
- Gdzie on jest? - zapytałam gdy otworzył nam drzwi
Weszliśmy do salonu w którym siedziało kilku mężczyzn. Luigi odprawił ich skinieniem głowy, wyjął zza paska spodni broń, odłożył ją na barek i nalał sobie drinka. Zabawne, ale ten widok jeszcze jakiś czas temu napawał mnie przerażeniem, lecz teraz nie robił na mnie zupełnie wrażenia. Podeszłam do niego i wyrwałam mu szklankę.
- Tylko mi nie mów, że on... - urwałam, bo te słowa nie mogły przejść przez moje gardło.- Trzech najlepszych lekarzy, operuje go, już trzy jebane godziny
- To co tu robimy? Musimy jechać do szpitala
- On jest tutaj - powiedziała Angel dotykając mojego ramienia
Spojrzałam na nią przerażonym wzrokiem. Został postrzelony, jego stan jest krytyczny, a oni nie zawieźli go do szpitala?
- Czy wy wszyscy powariowaliście? Trzeba go natychmiast zawieźć do szpitala, on potrzebuje fachowej opieki - wykrzyczałam- Uspokój się, mamy tu wszystko, lekarzy, sprzęt, a chłopaki właśnie oddają krew, bo potrzebna będzie transfuzja. Mamy tu własny szpital, kilkunastu najlepszych lekarzy w kraju, a kilku nawet ze Stanów. Jesteśmy organizacją przestępczą, chłopaki codziennie dostają kulkę, albo cios nożem, nie możemy przecież za każdym razem latać do państwowego szpitala, to by zwróciło uwagę władz i nawet wpływy mogłyby nie pomóc - powiedział Luigi przeczesując włosy.
Usiadłam na sofie i objęłam rękami głowę. Obok usiadła Gośka, obejmując mnie pocieszająco. Angel krążyła po salonie, a Luigi co chwila wchodził i wychodził nerwowo przeklinając pod nosem. Dopiero teraz zauważyłam, że jego biała koszula pokryta jest krwią. Chciałam zapytać czy jest ranny, ale wtedy do salonu wszedł Matteo i jakiś elegancki mężczyzna. Spojrzałam na Gośkę która na widok Matteo zapłonęła ze złości. Szczerze mówiąc mnie też nie ucieszył jego widok. Od początku nie krył niechęci skierowanej w moja stronę i jak widać nic sie nie zmieniło, bo uściskał Angel, a potem minął nas jakbyśmy były zgniłym powietrzem.- Francesco, jak dobrze, że jesteś - krzyknęła Angel rzucając się na szyje mężczyzny.
Ujął jej twarz w dłonie i przyciągnął do swojej piersi. Pociągnęła go w naszą stronę, ujmując pod ramię. Widać było, że znają się bardzo dobrze i darzą dużą zażyłością. Zaryzykuje nawet stwierdzenie, że facet patrzył na nią jakby była dla niego kimś więcej niż zwykłą znajomą.
![](https://img.wattpad.com/cover/272255200-288-k720555.jpg)
CZYTASZ
Sidła Namiętności - Odrodzenie #2
RomancePo odzyskaniu pamięci Oliwia jest zdezorientowana i zraniona. W myśl zasady "co cię nie zabije to cię wzmocni" postanawia patrzeć w przyszłość z nową nadzieją. Jednak jak żyć, gdy bolesna przeszłość nie daje o sobie zapomnieć, a mężczyźni, którzy wy...