Przebiegłam się korytarzem. To dzisiaj. Dziś Sapnap miał w końcu zacząć chodzić. Szansa, że mnie wpuszczą była nikła, ale nigdy zerowa. Byłam ubrana w dość sportowy strój, o ile tak to można nazwać. W końcu chłopak miał zacząć chodzić w sali do rehabilitacji.
- To jak? Gotowy?
Zapytałam Sapnapa. Oparłam się o parapet w jego pokoju.
- Chyba tak.
Uśmiechnęłam się. Cieszyłam się z tego powodu. Jakoś ciepło mi się robiło na sercu, kiedy widziałam uśmiech na twarzy Sapnapa. Pierwsze dwa kroki z kulami zrobił totalnie jak łamaga. Chciałam się powstrzymać, aby się nie zaśmiać, ale to było silniejsze ode mnie. Wybuchnęłam niekontrolowanym śmiechem. Zaczęłam kasłać.
- Karma! A żebyś wykaszlała płuca.
- Mhm, chciałoby się.
Udało mi się uspokoić i mogłam powrócić do oglądania Sapnapa wraz z kulami, który przemierzał długość sali. Gdzieś tam na korytarzu krążyli lekarze, mogłam to wywnioskować poprzez odgłos kroków. Co jakiś czas zaglądali do nas, by się upewnić, że żadne z nas sobie krzywdy nie zrobiło.
- Dobra, skoro umiesz już tak dobrze chodzić to graj ze mną w berka.
Dotknęłam chłopaka w ramię i odbiegłam dobrych kilka metrów od niego.
- Haha, bardzo zabawne.
Posłałam mu wredny uśmieszek. W odpowiedzi jedynie wystawił mi język. Przewróciłam oczami i podeszłam do niego. Kiedy znalazłam się na wyciągnięcie kuli dotknął mnie nią, po czym krzyknął:
- Berek!
Otworzyłam usta i chwilę stałam w szoku. Dobry był. Jednak dalej miał złamaną nogę, więc dogonienie go nie zajęło mi dużo czasu. Złapałam go kilka metrów dalej. Trochę się poganialiśmy. Nie powiem zmęczyłam się, dlatego od razu walnęłam się na kupę materacy leżących pod ścianą. Leżąc na plecach oglądałam sufit. W tym momencie był na tyle interesujący, że długo zajęło mi podniesienie się do siadu. W końcu kiedy to zrobiłam zobaczyłam rozbawioną twarz Sapnapa.
- A ty co się tak szczerzysz?
- A co? Nie mogę być zadowolony z życia?
- Nie no możesz. Chyba.
Sapnap opadł obok mnie na materace. Usiadłam po turecku. Podparłam się z tyłu na rękach. Zaczęłam kiwać głową na boki. Zostałam trącona łokciem w żebro.
- Aaaa, bolało.
Sapnap parsknął śmiechem.
- Bardzo śmieszne.
- Wiem.
- Aha.
Skrzyżowałam ręce na piersi udając obrażoną. Na ten gest chłopak jedynie zareagował śmiechem.
- No jeszcze popłacz się ze śmiechu.
- Dobra.
Otarł niewidzialną łzę z policzka. Przewróciłam oczami. Przeszłam się jeszcze raz po sali wraz z Sapem. W drodze powrotnej do pokoju kupiłam sobie w automacie wodę. Nie doczytałam etykiety, więc nie wiedziałam, że jest gazowana. Część zawartości oblała mnie i podłogę.
- Świetnie.
Powiedziałam sarkastycznie i trzepnęłam ręką.
- Weź potrzymaj.
Zakręciłam butelkę. Podałam ją Sapnapowi. Podwinęłam swoją koszulkę i wytarłam nią twarz. Narzuciłam ją z powrotem na siebie. Wzięłam od chłopaka swoją butelkę.
CZYTASZ
❀ Ostatnie kwiaty ❀ Dream SMP ❀
FanficMadison choruje na przewlekłą chorobę płuc. W czasie swojego pobytu, w szpitalu również znajduje się jeden chłopak. Co prawda nie inspirowałam się niczyim opowiadaniem, ale napiszę, że "Your new heart" było inspiracją, by nie było problemów 10.06.2...