15

582 44 96
                                    

Odbywałam właśnie drzemkę po wyjściu Joego, kiedy drzwi do sali otworzyły się z hukiem. Otworzyłam natychmiast oczy i podparłam się na łokciach by lepiej widzieć.

- Mad!

Do mojego łóżka przykuśtykał Sapnap. Wciąż zbyt dobrze nie wychodziło mu chodzenie o kulach, ale dawał radę. Uśmiechnęłam się szeroko widząc chłopaka. Chciałam wstać, ale od razu zostałam posadzona przez dwudziestolatka.

- Nie powinnaś wstawać, tak mi się wydaje. Nie jestem lekarzem.

Sapnap usiadł obok mnie na łóżku. Od razu go przytuliłam. Powiedziałam mu, że przez kilka dni i tak będę musiała tu jeszcze leżeć. Kiedy Sapnap wyszedł wreszcie dostałam swój telefon. Mogłam być teraz ciągle w kontakcie z ludźmi. Po trzech dniach wróciłam już do swojego pokoju. Mogłam zacząć znów chodzić, gdzie chciałam. Prawie. Prawie, ponieważ na drodze do sukcesu stał Scott.

- A ty gdzie idziesz?

- Przejść się. Jak zwykle z resztą.

- No to nie idziesz, bo ci leki muszę dać.

- Pół godziny temu miałeś być. Teraz to ja sama sobie wzięłam leki. Mam własny plan i umiem o siebie zadbać.

Minęłam Scotta. Przeszłam przez dyżurkę. Spotkałam się wraz z Sapnapem. W sumie zrobiłam mu niezapowiedziany wjazd do pokoju. Otworzyłam z rozmachem drzwi na oścież.

- To jest niezapowiedziana wizyta!

Weszłam do pokoju. Sapnap podniósł wzrok znad książki. Patrzył się na mnie jak na debila.

- Co czytasz?

Usiadłam obok niego. Po kilku sekundach stwierdziłam, że to nic ciekawego. Pokręciłem się po pokoju. Potem Sapnap zaproponował wyjście do kafeterii. Raczej wiadome było, że przyjmę propozycje.

- Idziemy przez oddział muko, czy na około?

- Jak chcesz. Mnie to obojętne.

Wzruszyłam więc ramionami i wybrałam drogę na około. Faktem było iż po prostu miałam ochotę się przejść. W kafejce zamówiłam sobie mój standardowy zestaw od lat. Znajdowały się w nim takie rzeczy jak koktajl oraz ciastko czekoladowe. Było dość spore, więc połowę dałam Sapnapowi.

- Co się patrzysz? Jak pan bóg przykazał, należy biednych karmić.

- Ale ja-

- Cicho, nie psuj momentu w którym pokazuje, że znam Biblię chociaż trochę.

Chłopak parsknął śmiechem. To w sumie dobrze. Przynajmniej mogłam być pewna, że go nie uraziłam. Również parsknęłam śmiechem, ponieważ wcześniej się od tego powstrzymywałam.

- No to co? Wracamy się spacerkiem do pokoju?

- Możemy.

Wstałam z miejsca. Zasunęłam za sobą krzesełko. W rękę wzięłam kubek z koktajlem. Popijając napój szliśmy przez korytarze. Wraz z Sapnapem posiedziałam jeszcze w swoim pokoju.

- W ogóle, kiedy cię wypuszczają?

- Za dwa tygodnie. A ty?

- Za tydzień. Już dłużej mnie tu nie chcą.

- Ewidentnie musiałeś sobie przeskrobać, skoro cię nie chcą.

Wraz z Sapnapem parsknęliśmy śmiechem. Potem chłopak się ze mną pożegnał i poszedł do siebie.

*

Następnego dnia nie miałam okazji spotkać Sapnapa. Za to kolejnego dnia uznał, że możemy się spotkać i przejść po parku.

❀ Ostatnie kwiaty ❀ Dream SMP ❀Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz