Ivy
W mieszkaniu było przeraźliwie cicho. Miałam wielką nadzieję, że Milo po prostu przespał większość dnia, i nawet nie zauważył jak późno wróciłam. Nie chciałam mu się narażać, nie miałam siły na kłótnię, na siłowanie się z nim. Zresztą nie było szans bym wygrała potyczkę słowną czy starcie fizyczne, to już tym bardziej.
W powietrzu jak zwykle roznosił się zjełczały zapach. Zmarszczyłam nos z odrazą i naciągnęłam na niego sweter, żeby nieco zatrzymać opary starego alkoholu. Tutaj zawsze tak śmierdziało. A do tego wszędzie walały się puszki po piwie, szklane butelki, w większości puste. Milo z reguły pijał tanie napoje wysokoprocentowe, ale na umór, a więc już całkowicie przesiąkł tym nieprzyjemnym fetorem. Rzadko kiedy brał prysznic. Leżał na tej kanapie, zalany w trupa, a ja jedynie starałam się nie wyprowadzić mężczyzny z równowagi, byle tylko nie miał powodów do podniesienia na mnie pięści. Chociaż i tak je znajdował. Bo sprawianie mi bólu, to dodatkowa przyjemność dla niego. Cholerny sadysta. Sadysta, z którym musiałam żyć, nie miałam prawa narzekać.
Jednak tym razem coś się zmieniło. Kiedy po cichu zdejmowałam buty, usłyszałam głośne szuranie o podłogę. A potem, nim się obejrzałam, wysoka, rozchwiana sylwetka, pojawiła się zaraz przede mną. Podpierał się o ścianę, kiwał na stopach, to w przód to w tył. Mrużył gniewnie oczy. Jego przerzedzone włosy były mokre, a może tłuste. Przylegały do spoconego czoła. Na przodzie brudnej koszulki, widniała plama pokaźnych rozmiarów. Był boso. Teraz obkrajał mnie zimnym spojrzeniem, jego ciemne oczy ciskały gromami. Z trudem udało mi się przełknąć ślinę, gula która uformowała się w gardle, urosła do rozmiarów pokaźnego melona. I byłam przerażona, ale tego po sobie nie pokazywałam. Dobra mina do złej gry, byle się nie domyślił, że coś ukrywałam. Musiałam pokazać po sobie, iż wszystko jest tak jak zwykle.
- Gdzieś ty, kurwa mać, była?!- warknął. Jedną dłoń zacisnął w pięść.
Uderz mnie już, i miejmy to za sobą.
- W pracy, pamiętasz? Mam praktyki.
- Które już dawno powinnaś skończyć.
- Tak, ale… była mała awaria. Musiałam pomóc posprzątać, trochę nam z tym zeszło.
- I nie przeszło ci przez myśl, cholerna suko, żeby mnie o tym poinformować?- wymruczał.
Nie, bo staram się w ogóle o tobie nie myśleć, skurwysynu.
- Nie pomyślałam, przepraszam.
- Oczywiście. Ty nigdy nie myślisz. Przyznaj się, gdzie tak naprawdę byłaś?
- Mówię prawdę, Milo. Nie wiem co więcej mam ci powiedzieć.
Na chwilę zapadła cisza. Atmosferę można było kroić nożem. Bałam się powiedzieć cokolwiek, bo nie chciałam go bardziej wkurzyć. Może i byłam żałosna, ale ja tylko… musiałam się chronić za wszelką cenę. Nawet jeśli beznadziejnie mi szło.
- Kto cię odwiózł?- zapytał złowieszczo spokojnym tonem.
- Nikt. Przyszłam pieszo.
- Kłamiesz!- jego krzyk odbił się echem od ścian mieszkania.
Wzdrygnęłam się, sapnęłam zaskoczona, a wierzch dłoni przytknęłam no ust. Oddychałam coraz szybciej, głośniej.
- Widziałem, mała dziwko. Pieprzysz się z nim? Sypiasz z nami dwoma?
- Nie wiem o czym mówisz.- wyszeptałam.- Nie zdradzam cię, Milo.
- Pytam jeszcze raz, Ivy, i żądam szczerej odpowiedzi. Z czyjego samochodu wysiadłaś, tuż pod kamienicą? Nie mów, że sobie coś ubzdurałem, bo widziałem na własne oczy.
CZYTASZ
Save our tomorrow
RomantikGrady jest po prostu dobrym człowiekiem. Robi tak wiele dla innych, a dopiero potem myśli o własnych potrzebach. Można to nazwać kompleksem bohatera, ale ludzie go ubóstwiają, a tylko z pozoru nie ma problemów. Pomaga osieroconym, chorym dzieciom. P...