Rozdział 20

276 16 35
                                    

Grady

- Co robisz, do kurwy nędzy?!- warknąłem, kiedy tylko Aaron usiadł, oparł ramiona na linach. Oddychał ciężko, mrużył oczy. Dostał z taką siłą w ucho, że na pewno zamroczyło go na jakiś czas.- W taki sposób, zaraz cię wypierdolą z ringu, złamasie. Myślałem, że chciałeś pokazać klasę. A wcale się nie starasz, kurwa.

Podałem mu wodę, otarł twarz ręcznikiem. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała w rytm chrapliwych oddechów.

- Nie wiem co się stało. Nie musisz być taki brutalny, Grady.

- Staram się cię zmotywować. Skoro już się porwałeś do walki, to lepiej weź się w garść.

- Yhm.- potaknął niemrawo.

Obok nas pojawiła się Vivian. Ja byłem na ringu, a ona wsunęła twarz między liny. Aaron teraz walczył z dość łagodnym przeciwnikiem, ale potem miała przyjść kolej na Dragona. Musiał dać z siebie wszystko, a jeśli nie, to lepiej od razu zrezygnować.

- Dobrze ci idzie, kochanie.- wymruczała Vi.- Chociaż chyba coś jest nie tak. Za często opuszczasz gardę i odsłaniasz twarz.

- Wiem. Naprawię to.

- Teraz walczysz dalej, lepiej niż do tej pory. Pokaż na co cię stać. Trzymaj kościołamacza w ukryciu, ale jednak... weź się w garść, brachu. Gotowy?

- Teraz dopierdolę.- warknął głośno.

- To chciałem usłyszeć.- uśmiechnąłem się.- Wstawaj.

Zeskoczyłem z ringu i stanąłem obok Vivian. Aaron wstał, uderzył rękawicami o siebie i poszedł na środek maty. Ja zrobiłem dwa kroki w tył. Patrzyłem na przyjaciela. Nigdy mi nie odpowiadało, że Aaron walczył w klatkach, ale zawsze byłem jego skrzydłowym gdy to robił. A wtedy motywowałem go w dość brutalny sposób. Dużo przekleństw, krzyków, bo jedynie to mogło zmusić Aarona do wzięcia się w garść. Jeśli już się za coś takiego brał, to musiał wygrać. Nawet jeśli teraz nie walczył ani o kasę, ani o żadną inną nagrodę. Jednak wszyscy go znali jako bezwzględnego wojownika z klatki, zawsze tak się prezentował. A teraz za bardzo się zmienił, poważnie.
Jednak to nie znaczyło, że stracił siłę w pięściach. Po prostu czasami się dekoncentrował, a to wpływało na niekorzystny dla niego przebieg walki. A ja jedynie chciałem mu jakoś pomóc. Był ze mnie naprawdę zajebisty skrzydłowy.

Jestem jedynym przyjacielem Aarona, nie miał zbytniego wyboru, ale to nieważne. Wiele osób obstawiało, że nasza przyjaźń szybko dobiegnie końca, ponieważ tak się od siebie różnimy. Właściwie mamy mało rzeczy, które nas łączą, ale to nie stanowi problemu. Ważne, że jakoś się dogadujemy. Czasem mniej, czasem bardziej, jednak za każdym razem dochodzimy do porozumienia.

Patrzyłem na ruchy Aarona, próbowałem się skupić na tym co robił. Był jakiś dziwny, na początku wydawał się spięty. A teraz, kiedy na nowo podjął walkę, jego ruchy były bardziej wyważone, ciosy- precyzyjne. Zaciskałem dłonie w pięści, patrzyłem jak przyjmuje gardę, a potem celuje. Kiedy trafił przeciwnika w szczękę, dwa razy, wyrzuciłem ręce w powietrze i wiwatowałem tryumfalnie.
Był skupiony. A ja cały czas pełniłem straż. Sprawdzałem czy czasem nic złego się z nim nie działo. Jednak nie widziałem tego diabelskiego błysku w oczach Aarona, jego spojrzenie nie ciemniało. Oczy nadal miał błękitne, niemal przejrzyste. Także wszystko grało. Mogłem na jakiś czas odetchnąć, ale musiałem trzymać rękę na pulsie.

Anton pojawił się obok mnie znikąd. Objął mnie ramieniem, wyrzucił pięść w górę i zaczął coś krzyczeć do swojego brata. Coś co zawierało dużo przekleństw, ale miało dodać Aaronowi otuchy.

Save our tomorrowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz