Rozdział 10

297 18 51
                                    

Grady

  Finn wysiadł z mojego samochodu, a ja chwilę później. Właśnie przywiozłem go do siłowni, w której Aaron prowadził zajęcia z krav magi. Miał chwilę popracować z chłopakiem. Właściwie nie tylko z nim, ale jeszcze kilkoma innymi osobami. Raczej niewielka grupka. A teraz akurat miał na to trochę czasu.

Weszliśmy do środka. Był lekki tłok, więc trzeba było się przepychać. Pchałem Finna przed sobą i starałem się nadążyć. W końcu jednak dostrzegłem blond czuprynę. Biegał między dzieciakami, ale po chwili się zatrzymał, przywarł plecami do ściany, jakby to miało go w jakiś sposób ukryć.

Zetknąłem palec wskazujący z kciukiem, docisnąłem nimi język, po czym zagwizdałem. Głośno i przeciągle. Aaron poderwał od razu głowę, a wcześniej, zanim to zrobił, to się uśmiechnął. Jakby już bez patrzenia mógł poznać mój gwizd. Wszak często to robiłem i zawsze się wkurzał, że on tak nie potrafi. A Anton mi świadkiem, iż próbowałem jego brata tego nauczyć. Jest słabym uczniem, bądź też za wolno łapie.

Zobaczyłem jak się przedziera, żeby się do nas dostać. Kiedy mu się to udało, zwarliśmy się w krótkim, męskim uścisku.

- Cześć, Obrońco Uciśnionych.

- Cześć, Blondyneczko.- wywróciłem oczami.- Co tu, kurde, taki tłok?

- Jest akcja.- wymruczał. Potem spojrzał na chłopaka obok mnie.- Przepraszam, Finn, ale nie sądzę by dzisiaj dało się ćwiczyć. Zapomniałem zadzwonić.

- Co się dzieje?- zmrużyłem lekko oczy.

- Będzie spore wydarzenie. Potrzebujemy nieco funduszy na to miejsce. Ostatnio… nie działo się dobrze. Będziemy organizować walki bokserskie. Jason podobno zwerbował jakiś zaprawionych bokserów, którzy się zgodzili nam pomóc. Facetów, ale również kobiety. Zamierzamy to rozgłosić, sprzedać sporą ilość biletów. Możemy zarobić niezłą kasę. Oczywiście, załatwię ci wejściówkę za darmo, żebyś mógł zobaczyć, jak kopię tyłki.

- Ty też zamierzasz walczyć?

- Jestem tutaj jednym z najlepszych.- wzruszył ramionami.

- Aaron czy ty…

- Spoko, stary. Nie stracę kontroli. Ja bym się martwił o kogoś innego.

- Kogo?- uniosłem brwi, aż do linii włosów.

- Vivian też będzie walczyć.- wymruczał.- Nie obawiam się o moją żonę, ale raczej o jej przeciwnika.

- To będzie na poważnie, czy raczej pokazówki?

- Jasne, że na poważnie.- prychnął.- Rozlew krwi, gwarantowany. Jason ściąga bokserów z prawdziwego zdarzenia. Sporo na tym zarobimy. Rozmawiał z jakimiś prawnikami, którzy uważają to za świetną inwestycję. Szczególnie jeśli zaszczycą nas bogate, grube ryby, które opróżnią swoje portfele.

- Kiedy to by miało się odbyć?

- Pierwsza tura, za dwa tygodnie.

- Pierwsza?- zapytałem.- Czyli… będzie więcej?

- Jeśli tylko ta najbliższa odniesie sukces, to owszem. Wyluzuj, stary. Już to robiłem, jestem w formie. Tylko teraz nie jestem pod szczególną presją, nikt nie wpycha mnie w ogień siłą. Teraz sam zadecydowałem, że chciałbym powalczyć. Tak samo jak Vivian. Podjęliśmy tą decyzję w pełni racjonalnie, nikt nam nie kazał.

- I co?- uśmiechnąłem się cierpko.- Moja rola znowu będzie taka sama? Stanę z boku z wodą, ręcznikiem, i będę ocierać ci krew z twarzy?

Save our tomorrowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz