Rozdział 12

269 18 50
                                    

Grady

- To nie jest takie trudne, Finn. Po prostu się skoncentruj. Cały czas coś, bądź ktoś, cię rozprasza. Skup się na zadaniu.

- Tłumaczysz mi to od godziny, a ja słyszę jakiś matematyczny bełkot, ale nic nie rozumiem.- jęknął z frustracji.

- Kiedy masz ten sprawdzian?- uniosłem brwi pytająco.

- W poniedziałek.

- Przez weekend to ogarniemy. Dzisiaj po pracy jestem już umówiony, to ważne, ale jutro wrócimy do nauki. Tylko sam też musisz porozwiązywać kilka zadań, zgoda?

- Mogę spróbować.- wymruczał, chociaż nie słyszałem przekonania w tonie jego głosu.- A co ty, masz dzisiaj randkę czy coś?

- Może.- zaśmiałem się cicho.- Jak już mówiłem, młody. Lepiej żebyś się nie zagłębiał w pewne sprawy, okej?

- Ale widzę, Grady.

- Co widzisz?

- Masz na sobie czarną koszulę, zamiast zwykłej koszulki, no i te ciemne spodnie na miejsce dżinsów.- zauważył. No tak, mogłem się domyśleć, że uzna to za dziwne.- To chyba oczywiste, że zamierzałeś się gdzieś wybrać.

- Nie mogę się wystroić, od czasu do czasu?

- Nie.- teraz on się zaśmiał.- Koszule... rzadko kiedy je nosisz.

- Ale noszę, a jako szef takie instytucji jak New Hope, muszę się jakoś prezentować.

- Ale ściemniasz.- Finn prychnął i zabrał się za zbieranie swoich książek.- Nieważne. Dzięki za pomoc, nie będę cię dłużej zatrzymywać. Potem możesz dać mi znać, jak tam przebieg... Nie randki.

- Zapomnij. Masz czternaście lat, i nie zamierzam ci o tym opowiadać.

- Czyli jednak randka?

- Nie! Boże, dzieciaku. Wykończysz mnie, wiesz?

- Ja tylko stwierdzam fakty. Baw się dobrze, Grady.

**

Siedziałem w biurze. Miałem jeszcze dwie godziny do skończenia pracy. Nie widziałem jeszcze dzisiaj Ivy, ale dużo na jej temat myślałem. To powoli, bardzo powoli, robiło się nieco przerażające.

Nagle ktoś wparował do mojego biura, jakby się paliło. Tym samym wyrwał mnie z zamyślenia. Zobaczyłem Kenta, chłopaka kilka lat starszego ode mnie, którego przyjąłem bardzo niedawno.

- Grady, nie uwierzysz.

- Powiedz, to się przekonamy.

- Przyszedł pewien mężczyzna, myślałem, że mam zwidy, ale on stoi przy recepcji i chce się z tobą widzieć. Powiedział: Muszę porozmawiać z Gradym Prestonem, w sprawie jego kolejnej fundacji.

- Kto to?- zaczął się podnosić.

- Musisz zobaczyć na własne oczy, szefie. Przyjechał z córką, i wychodzi na to, że chce sporo kasy włożyć w fundację. Wszyscy go znają, więc wiadomo, że gość ma kasę.

Ruszyłem za Kentem, nie będąc do końca pewnym, kogo powinienem się spodziewać. Gdyby mi powiedział teraz, mógłbym się jakoś przygotować. Chociaż po części. A tak to szedłem w zupełnej nieświadomości. Rzeczywiście za niedługo miało odbyć się przyjęcie charytatywne, przed mediami i w ogóle, gdzie mieliśmy zebrać kolejne pieniądze na dzieci. A pierwszy raz mi się zdarzało, że inwestor zgłaszał się osobiście. Zwykle musiałem zabiegać o pozyskanie jakiegoś, a tym razem nie. To mnie zaciekawiło. Skoro Kent uważał, że to ktoś znany, ważny w świecie, to pozostawało mi... zaufać mu.

Save our tomorrowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz