Rozdział XI

37 0 0
                                    

Na mieście w ciągu tygodnia numerem jeden był temat o zamachu na fabrykę biednego maestro zegarków, któremu zniszczono jego dorobek życia i oczywiście oskarżono alterów o tę robotę, toteż każdy, kto nim był, musiał jeszcze bardziej się kryć z tą informacją. Raven chodziła więc do pracy z Arturem, raz zastąpiła go Margot, by dziewczyna nie była sama, dzieciaki natomiast musiały obowiązkowo zostać w domu i niańczyć młodsze dziewczynki - Margaret i Marie.


-Ugh! Why are we doing this? - spytała Véronique budując babki z piasku z Marie.

-Nie chcesz się ze mną bawić? - spytała Marie z oczami pełnymi smutku. Widząc to, Camille postanowiła, że przejmie zabawę z młodszymi dziewczynkami zamiast blond kuzynki.

-Ja się z tobą pobawię - wzięła więc łopatkę i wiaderko, po czym zaczęła budować zamek. - Zrobimy największy zamek dla księżniczek, jaki widziała ta piaskownica!

-Ale super! - krzyknęła Marie i wzięła swoją lalkę. - Będziesz miała zamek!

-Ja też mogę? - spytała Margaret odchodząc od przemienionego w pumę Ashtona, który woził ją przez blisko pół godziny na plecach.

-I ja? - Hope również chciała dołączyć do zabawy odpuszczając głaskanie Mruczka, który postanowił w formie kota pilnować dzieciaków na wwypadek, gdyby coś niepokojącego się stało.

-Jasne! - Camille była jak zwykle pełna entuzjazmu.

-Czemu nie możemy wyjść? - spytał Lucio głaszcząc Murielle po brzuszku siedząc na ławeczce przy piaskownicy mieszczącej się za domkiem Monsoon.

-Ponieważ jest niebezpiecznie - przypomniał Ashton wracając do ludzkiej formy. - Ojciec kazał nam siedzieć przynajmniej dopóki sytuacja się nie ustabilizuje. W gazecie pisał, że będą robić strajk przeciwko alterow za to, że wysadzili fabrykę zegarków.

-Czemu ludzie powariowali na punkcie nich? - spytała Camille podsłuchując rozmowę.

-Because te dają zwykłym NPC nadprzyrodzone moce równe naszym - odpowiedziała Véronique siadając obok Lucia.

-W sumie, to czemu oni nie mogą mieć ich? - zauważyła brunetka zastanawiając się. - Co nam to przeszkadza?

-A to, że nas atakują - Lucio przestał głaskać Murielle, przez co suczka nie była zadowolona. - Wybacz Murielle, ale wrócę do siebie.

Nastolatek był wyraźnie przybity, jednak nikt nie wiedział, z jakiego powodu. Od tygodnia odkąd zostali uziemieni, odpowiadał wszystkim lakonicznie lub siedział w swoim pokoiku unikając towarzystwa innych. Kiedy Lucio odszedł, Murielle zaniepokojona tym, postanowiła pójść za nim. Podreptała swoimi krótkimi nóżkami, jednak na schodach postanowiła ułatwić sobie sprawę i wrócić do ludzkiej postaci. Po wejściu na piętro, wzięła wdech i zapukała do pokoju.

-Lucio, to ja, Murielle. Chcę porozmawiać.

-Odejdź... - Lucio postanowił jednak pozostać sam. - Proszę...

-Co się dzieje, Murielle? - z pokoju naprzeciwko wyściubiła nos Monsoon.

-Z Lucio jest coś nie tak - stwierdziła Murielle poprawiając pogniecioną sukienkę. - Od tygodnia jest nie swój.

-Zaraz z nim porozmawiam - szatynka zapukała do drzwi nastolatka. - Lucio, proszę, otwórz mi drzwi.

-Czego? - spytał nieprzyjemnie brunet wychodząc na chwilę. 

-Widzę, że coś cię trapi - dziewczyna usiłowała w matczyny sposób podejść do chłopaka. - Chcesz o tym porozmawiać?

-Nie - i znów zamknął drzwi.

HEADSPACEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz