DRACO MALFOY, WYBAWICIEL

720 33 0
                                    


- To imponujące.
- Wiem.
- Nie musisz być taki zadowolony z siebie. Ja nigdy nie chciałem nim być. Cały ten koncept jest niehigieniczny, jeśli się bardziej nad tym zastanowić. Te rzeczy, których dotykasz rękami i stopami. Ohyda.
- Nie musisz być zazdrosny.
- To absurdalne. Nie jestem zazdrosny.
- Jesteś.
- Wcale nie!
- Nie o mnie. O Pottera.
- Kogo?
- Proszę cię, znowu gapisz się na niego i jego dziewczynę.
- Nie gapię się. I jeśli już musisz wiedzieć, to zerwali.
- Więc nadszedł czas, żebyś się wokół niego zakręcił?
- Nie mam w zwyczaju się kręcić. To specjalność Pottera. Z nas dwóch on jest krętaczem. Niech go szlag.
- Hmm.
- Co?
- Mam dziś taki dobry humor.
- To miłe.
- Dokładnie. Pod koniec dnia może się ze mną zgodzisz.
- Mój drogi, masz ten niebezpieczny błysk w oku.
- O, naprawdę?

*

Dodatkowe punkty. Czy kiedykolwiek obchodziły mnie dodatkowe punkty?, spytał Harry samego siebie. Jeśli byłaby tu Hermiona, z pewnością wytknęłaby mu, że nie zaoferował profesorowi Slughornowi, że nazbiera skrzydełek elfów, aby dostać dodatkowe punkty, tylko w ogóle jakiekolwiek punkty. Bez specjalnej książki Snape'a umiejętności Harry'ego w kwestii warzenia eliksirów zmarły śmiercią tragiczną. Nawet Slughorn musiał przyznać, że Harry jednak nie był tak genialnym warzycielem, za jakiego wcześniej go uważał.
Ale jednak. Propozycja włóczenia się brzegiem jeziora przy skraju Zakazanego Lasu w poszukiwaniu malutkich, błyszczących skrzydełek nie była jego najlepszym pomysłem. Zwłaszcza że jeszcze tylko jeden uczeń zgłosił się do pomocy.
I w ten oto sposób Harry polował na elfy w środku nocy w towarzystwie Malfoya.
Ukradkiem spojrzał na bok. Gdyby tylko ten dupek nie był taki przystojny. Albo jeszcze lepiej, gdyby nie był takim nieznośnym gnojkiem. Jednak Malfoy nie zachowywał się tak źle, jak wcześniej, to Harry musiał przyznać. Ślizgon nie rozwodził się ostatnimi czasy na temat czystości krwi i kiwał uprzejmie głową na widok Harry'ego, Rona czy Hermiony. Ktoś mógłby pomyśleć, że stał się innym człowiekiem. Pomijając fakt, że kiedy Malfoy przechodził obok, uśmiechał się szyderczo i szeptał coś do swoich przyjaciół, a oni śmiali się na całe gardła z tego, co mówił. I Harry złapał go na gapieniu się na niego więcej niż raz. Malfoy zawsze mierzył go wzrokiem z drwiącym lub gniewnym grymasem, a potem uprzejmie kiwał głową, kiedy orientował się, że Harry na niego patrzy. Doprowadzało to Harry'ego do szału.
- Patrz! - szepnął Malfoy nagle, wskazując na gęste krzaki przed nimi. - Tam są. Widzisz je?
Czyli Malfoy zauważył elfy.
Harry wyciągnął różdżkę.
- Ta.
- Och, nie, wcale nie widzisz. - Malfoy również wyciągnął różdżkę. - Ja zobaczyłem je pierwszy. - Błysnął zębami. - Uwielbiam ten moment.
Harry nie mógł się powstrzymać i odpowiedział tym samym, bo najwidoczniej było to zaraźliwe. I ten uśmiech Malfoya mógł być nawet prawdziwy, a nie wymuszony jak cała reszta.
Ślizgon rzucił zaklęcie, krzaki zatrzęsły się mocno i nagle setki błyszczących elfów wzbiły się w powietrze, bzycząc i rozlatując się we wszystkich kierunkach.
Malfoy ponownie się roześmiał.
- Gniazdo! Wiedziałem! Na pewno jest tam pełno skrzydełek. Chodźmy. - Pośpieszył w stronę krzaków, wyglądając na absurdalnie dumnego z samego siebie.
Harry potrząsnął głową z rozbawieniem i ruszył za nim. Ale chwilę potem zamarł. Jakiś ruch po lewej stronie przyciągnął jego uwagę. Odwrócił się na pięcie z wyciągniętą przed siebie różdżką i przyśpieszonym biciem serca. Myślał, że tylko to sobie wyobraził, ale nieważne ile razy mrugał, obraz wcale nie znikał. Wielki, czarny wilk - wilkołak - pojawił się na skraju lasu. Stał w ciszy, wpatrując się w Harry'ego i obnażając kły.
- Malfoy - szepnął Harry. - Uciekaj.
Nie miał pojęcia, czy Malfoy go usłyszał czy nie, ale wilkołak na pewno. Rzucił się w ich kierunku z głośnym warczeniem.
- Drętwota! - krzyknął Harry. Zaklęcie uderzyło wilkołaka prosto między oczy i odbiło się od niego, nie wyrządzając mu żadnej szkody. - Drętwo... - Głos Harry'ego przeszedł w sapnięcie.
Wilkołak doskoczył do niego, uderzając go łapą prosto w pierś. Powietrze uszło mu nagle z płuc. Harry zatoczył się do tyłu, tracąc równowagę, po czym upadł na ziemię z głośnym hukiem.
Głowa mu pulsowała i nie mógł oddychać, przygnieciony ogromnym ciężarem.
- Drętwota! - Krzyk Draco przeszył nocną ciszę. - Złaź z niego!
Stwór ryknął i odskoczył. Harry nabrał drżącego oddechu, zbierając się na nogi. Wilkołak znowu ryknął i Harry zdał sobie sprawę, że Malfoy wyczarował kamienie albo może znalazł je na ziemi i teraz lewitował je w potwora jeden za drugim. Wilkołak warczał, próbując uniknąć nadlatujących kamieni i jednocześnie rzucić się do ataku, ale nie mógł robić tych dwóch rzeczy naraz.
- Drętwota! Drętwota! Drętwota! - wrzeszczał Draco. A potem rzucił się do przodu, prosto na wilkołaka, tak jakby chciał go staranować.
- Malfoy, nie! - Harry stanął niepewnie, siłą woli usiłując pozbyć się bólu głowy.
Malfoy go nie słuchał. Pędził niczym żywioł, a wilkołak - jakimś cudem, jak gdyby sam był tym zszokowany - zamiast wyjść Draco naprzeciw, zaskomlał i umknął do lasu.
Malfoy rzucił za nim kolejnym kamieniem.
- Właśnie tak! Spieprzaj stąd! - wrzasnął dziko.
- Eee, Malfoy? - zdołał wykrztusić Harry. Gardło miał wyschnięte na wiór. Nie mógł uwierzyć w to, co właśnie zobaczył.
Malfoy obrócił się i podbiegł do niego, złapał go za ramiona i przyjrzał się badawczo jego twarzy.
- Wszystko w porządku, Potter? Zrobił ci coś? Ugryzł cię? Podrapał?
Harry zaprzeczył, wciąż osłupiały. Może uderzył się w głowę, stracił przytomność i teraz śnił. Bo Draco Malfoy nie przegonił właśnie wilkołaka.
- Cholerne potwory - prychnął Malfoy. - Co on sobie myślał? Zakradać się tak blisko zamku. Jesteś pewien, że nic ci nie jest?
- Tak - mruknął Harry. - Eee... dzięki. To było... - niesamowite, o mało nie dodał.
Draco machnął niedbale ręką. Sprawiał wrażenie niemal zawstydzonego, kiedy rzucił:
- Cóż, byłem ci to winien. Albo nawet więcej.
- Ale i tak to było... - tym razem Harry nie mógł się powstrzymać - ...niesamowite.
- No cóż. - Malfoy uśmiechnął się nonszalancko i beztrosko, jak gdyby przed chwilą wcale nie znajdowali się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. - Jeśli naprawdę chcesz mieć w stosunku do mnie jakiś dług, to się nie obrażę.
Harry zaśmiał się nerwowo.
- To już jest bardziej prawdopodobne. Wiedziałem, że szukasz jakiejś korzyści - zażartował.
Malfoy nagle spoważniał.
- Może szukałem - powiedział bardzo niskim głosem.
- Eee - zaczął Harry i urwał, bo Malfoy nachylił się i nieśpiesznie pocałował go prosto w usta.
- Proszę - rzucił, odsuwając się. - Dług spłacony. - Harry poczuł mrowienie na całym ciele. Przełknął głośno ślinę. - Powinniśmy pozbierać teraz te skrzydełka. - Malfoy kiwnął głową i puścił Harry'ego. Jego policzki były zaróżowione, gdy odwrócił się bardzo szybko i ruszył w kierunku krzaków.
Harry przez chwilę zbierał myśli, rozglądając się po błoniach i odtwarzając w pamięci to nieprawdopodobne wydarzenie.
Jego wargi rozciągnęły się w uśmiechu, fala ciepła zalała klatkę piersiową. Pobiegł za Malfoyem. Wątpił, żeby tej nocy udało im się nazbierać dużo skrzydełek.

*

Było już późno, kiedy Draco wrócił do zamku. Miał podartą koszulę, obolałe usta i szyję, lepiące się do nóg spodnie, a policzki napięte z powodu utrzymującego się na twarzy uśmiechu.
Znalazł Pansy w pokoju wspólnym, ale poza nią nie było tam nikogo.
- Gdzie jest Blaise? - zapytał.
- Pewnie w Izbie Pamięci - westchnęła Pansy. - Zarobił szlaban, biedaczek. Filch złapał go, kiedy włóczył się bez pozwolenia po błoniach. - Draco skrzywił się. - I, eee... - Pansy zmrużyła oczy. - A co z tobą? Wyglądasz, jakbyś przeżył atak jakiegoś dzikiego zwierzęcia.
Draco przygładził włosy.
- Coś w tym stylu. A teraz, wybacz mi, muszę porozmawiać z Blaise'em.
Pansy wcale nie sprawiała wrażenia, jakby chciała mu wybaczyć, ale Draco był szybszy i wymknął jej się z łatwością.
Znalazł Blaise'a w następnym korytarzu, gdy ten wracał do pokoju wspólnego. Przyjaciel zmarszczył brwi na jego widok.
- Strasznie cię przepraszam - zaczął Draco szybko. - Podaj tylko cenę, a zapłacę. Przysięgam. Kamienie były przesadą, wiem. Ale rozumiesz, to musiało wyglądać wiarygodnie. I szlaban. Merlinie. Co za pech, stary. I mam dobrą wiadomość, zadziałało! To znaczy Potter wszystko kupił. Sądził, że to naprawdę był wilkołak. Nie widział żadnej różnicy, biedaczek. - Draco uśmiechnął się z czułością.
Blaise spojrzał na niego nic nie rozumiejąc.
- O czym ty w ogóle mówisz?
Draco zamrugał.
- O tobie, zmieniającym się w nowo opanowaną postać animagiczną i atakującym Pottera. Tak jak ustaliliśmy? Dzisiaj?
- Ja... - Blaise potrząsnął głową. - Draco, Filch złapał mnie, zanim zdążyłem się przemienić. Miałem szlaban. Przez cztery godziny. Zero czasu na atakowanie kogokolwiek.
- Bardzo śmieszne. Naprawdę. Jesteś przezabawny. Oczywiście, że tam byłeś. Widziałem cię.
- Eee, zapytaj Pansy. Zapytaj Filcha. Złapał mnie jakieś dwie minuty po tym, jak wyszliście z Potterem. - Oczy Blaise'a zrobiły się okrągłe. - Zaatakował was wilk? Prawdziwy wilk?
Żołądek Draco skręcił się ze strachu. Teraz, kiedy dokładniej się nad tym zastanowił, wilk wyglądał bardziej jak wilkołak, choć wtedy myślał, że taka po prostu jest animagiczna postać Blaise'a. Ale...
- Jasna cholera - wykrztusił. Rzucał kamieniami w wilkołaka. Krzyczał na niego i próbował go kopnąć. Kopnąć wilkołaka własną stopą.
- Jest pełnia - zauważył Blaise słabo. Draco wydał z siebie dźwięk, jakby się dusił. - Ale zadziałało? Zakręciłeś się wokół Pottera? Dał się omotać? To świetnie. - Blaise klepnął Draco w plecy.
- Ta. - Draco potrząsnął mocno głową. - Ale całe wieki będę miał teraz koszmary.
- Wszystko ma swoją cenę - stwierdził Blaise mądrym tonem. Zrobił krok, jakby chciał odejść, lecz odwrócił się, marszcząc brwi. - Chwila, myślałeś, że ten wilk to ja i rzucałeś w niego kamieniami? - Jego ręce zacisnęły się w pięści.
- Eee. - Draco cofnął się ostrożnie. - Właśnie przegoniłem wilkołaka, a mój chłopak pokonał Czarnego Pana. Nie chcesz ze mną zadzierać, Zabini.
Blaise zmrużył oczy, a Draco odwrócił się i zaczął uciekać.
Nawet kiedy gnał, jakby od tego zależało jego życie, z Blaise'em depczącym mu po piętach, nie mógł przestać się uśmiechać.

Koniec

One shots | Drarry (Harco) +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz