Ron dobrodziej, Ron łaskawca

519 24 0
                                    


Work Text:
— Parkinson nie umie tańczyć.

Ron wbijał wzrok w gazetę. W zasadzie w „Proroku Codziennym" trochę wiało nudą od czasów wszystkich powojennych pogrzebów i ceremonii. Teraz pisali tylko o przestępstwach i wyborach na nowego ministra — które i tak na pewno wygra Kingsley, co wiadome jest każdemu rozsądnemu człowiekowi — oraz podsycali plotki o rocznicy Bitwy o Hogwart wypadającej za osiem miesięcy.

— W sensie, wyobrażasz sobie, żeby Malfoy był z kimś, kto nie umie tańczyć? Ron? Słuchasz mnie?

— Tak, chociaż wolałbym nie — wymamrotał Ron i oderwał wreszcie wzrok od gazety, akurat w porę, by zobaczyć, jak Harry rozrywa bułkę na strzępy, próbując wysmarować sobie rękę masłem, i zerka na stół Slytherinu. — A skąd ty w ogóle wiesz, że Parkinson nie umie tańczyć? Bal Bożonarodzeniowy był dawno temu.

— Słyszałem, jak jacyś Ślizgoni o tym plotkują. — Harry wciąż patrzył w kierunku Ślizgonów, czy też raczej w kierunku Malfoya i Parkinson, chichoczących i szepczących coś do siebie.

— Aha, no — rzekł Ron i łyknął trochę gorącej herbaty, która ostatnimi czasy stała się dla niego raczej niezbędna. Jeśli nie spędzał wieczorów na randkach z Hermioną, spędzał je na powtórkach do owutemów. Kochał Hermionę, więc przykładał się porządnie do powtórek, ale niestety na sen nie bardzo to pozwalało. Tak jak kiedyś czasami po głowie chodziły mu piosenki Celestyny Warbeck, tak teraz ciągle kołatały mu się kolejne zaklęcia. — Ty też nie umiesz tańczyć. A przynajmniej nie umiałeś na czwartym roku.

Harry podskoczył na siedzeniu i posłał mu jadowite spojrzenie.

— O co ci chodzi?

Ron spojrzał swemu najlepszemu przyjacielowi w oczy. Nie, to nic nie da. Mimo że Harry zaczął gadać o Malfoyu, ciągle się na niego gapić, śledzić go, gdy myślał, że nikt tego nie widzi, i słuchać plotek na jego temat, i tak nie potrafił dojść do oczywistej konkluzji, co to wszystko oznacza. Kiedy Ron wyczyniał podobne rzeczy w odniesieniu do Hermiony, Harry okazał dość bystrości, by wytknąć mu zakochanie, ale jak większość bohaterów wojennych, sądził Ron, nie bardzo umiał zanalizować samego siebie.

(Ron wiedział, że sam też nie umiał siebie analizować, bo Hermiona mu powiedziała, ale to nic nie szkodzi, teraz są razem, a co dwie głowy, to nie jedna).

— O to — odparł ugodowo — że się zmieniłeś od tamtego czasu. Więc ona też mogła.

Harry patrzył na Rona tak, jakby był szalony, ale nie wydawał się zły.

— Nie miałem okazji, by nauczyć się lepiej tańczyć.

— Ale jesteś bardziej... zgrabny — rzucił jedynym argumentem, który przyszedł mu do głowy. Czemu Harry'emu zachciewało się myśleć w najgorszych możliwych momentach? — Więcej grałeś w quidditcha. Więc, yyy, pewnie zgrabniej byś tańczył i pewnie Parkinson trochę też.

Harry spoglądał na niego jeszcze przez chwilę, po czym odwrócił się w stronę stołu Slytherinu. Spiął się natychmiast i zdawało się, że chyba nawet warknął.

Ron przeniósł na nich wzrok. Parkinson odgarnęła Malfoyowi włosy z twarzy i coś powiedziała; ten zaraz się zaróżowił. Roześmiał się sekundę później, dziewczyna przechyliła głowę i zachichotała.

Westchnął. Nie powiedziałby, że Parkinson jest atrakcyjna, ale na pewno była lepsza niż Harry i to jego śmiercionośne spojrzenie. Pomachał przyjacielowi ręką przed twarzą. Nie bez strachu jednak, bo jeszcze mu jakieś bąble wyskoczą czy coś.

— Co? — spytał Harry, odwracając się do Rona.

— Nic — wymamrotał w odpowiedzi. — Ale wiesz, że Hermiona nas zabije, jeśli spóźnimy się na transmutację. — Sama już wyszła z Wielkiej Sali, by zadać McGonagall kilka pytań odnośnie do powtórek, choć mogłaby zostać i robić za tarczę między nim a Harrym.

One shots | Drarry (Harco) +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz