Jutro

496 21 0
                                    


But will my heart be broken
When the night meets the morning sun?

Niebo mieniło się czerwienią i szybko ciemniało, gdy wieczór przeistaczał się w noc.
Harry nie był pewien, co dokładnie przywiodło go na błonia podczas jego ostatniej nocy w Hogwarcie. Nie sądził, żeby ktokolwiek zauważył, jak wymyka się z pokoju wspólnego Gryffindoru, gdzie alkohol lał się strumieniami, podsycając atmosferę szaleńczej zabawy. Ogólnie rzecz biorąc, w momencie, w którym zakończyły się egzaminy, przestał być uczniem. Na uczcie pożegnalnej, która odbyła się tego wieczoru, profesor McGonagall wygłosiła przemowę z powagą, która udzieliła się zgromadzonym tam osobom. Każdy z nich wiedział, co ten moment oznacza. Zdawali sobie sprawę z tego, iż jutro przyniesie coś więcej niż tylko zwykły powrót pociągiem do domu.
W ciągu siedmiu lat Harry nigdy nie wychodził tylko po to, by podziwiać zachód słońca, jednak udało mu się zobaczyć wiele wyjątkowych wschodów. Często budził się przed świtem z powodu nawiedzających go od lat koszmarów, które wzmogły się w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Zbyt rozbudzony, by ponownie zasnąć, wymykał się z wieży, by pospacerować po błoniach. Tego pierwszego dnia dotarł na kamienny brzeg jeziora akurat w momencie, kiedy słońce rozpoczęło swą wędrówkę za wschodnimi wzgórzami. Hogwart położony był w malowniczej dolinie, gdzie słońce wschodziło powoli, zalewając swym blaskiem wzgórza i odbijając się w jeziorze, zatrzymując się na chwilę, jakby chciało wstrzymać oddech, zanim ponownie wzejdzie nad horyzont. Harry usiadł na brzegu, oparł głowę na kolanach i z zainteresowaniem przyglądał się tafli wody, mieniącej się różnymi kolorami, aż do momentu, gdy promienie słoneczne dotknęły złotych kręgów na wodzie. Chłopiec westchnął cicho, po czym wstał i skierował swe kroki w stronę zamku.
Od tego ranka stało się zwyczajem, że za każdym razem, gdy z bólu i cierpieniu budził się ze snu, wymykał się nad jezioro, by odpocząć w ciszy i spokoju. Kiedyś, gdy siedział skulony na wietrze, przyglądając się, jak blady świt zalewa czerwienią jezioro, usłyszał odgłos kroków na prowadzącej na brzeg kamienistej ścieżce. Nie obrócił się jednak, by sprawdzić, kto nadchodzi. Gdy przybysz skręcił, odgłos stał się głośniejszy, a potem ucichł. Harry wstrzymał oddech, czekając, aż ta osoba zawróci i odejdzie, lecz ona po chwili podeszła i usiadła obok niego.
- Cóż za spotkanie, Potter. - Harry usłyszał znajomy, drwiący głos. Odwrócił się i zobaczył kpiące spojrzenie szarych oczu i wykrzywione w grymasie usta, niewątpliwie należące do Malfoya.
- Zamknij się - powiedział Gryfon, po czym spojrzał w stronę jeziora.
- Co jest, Potter?
- Po prostu się zamknij. Przyszedłem tu po chwilę spokoju. - Harry odwrócił głowę i zobaczył zdziwienie na twarzy chłopaka. - Mam przeczucie, że ty również.
Malfoya najwyraźniej zatkało. Odwrócił wzrok bez słowa, a jego surowy profil kontrastował z czerwoną poświatą. Pogrążeni w całkowitej ciszy, wpatrywali się w delikatny ruch fal. Ponieważ słońce unosiło się już nad wschodnimi wzgórzami, Malfoy wstał i powoli skierował się w stronę zamku. Harry siedział trochę dłużej, obejmując rękoma kolana. Dopiero po chwili zdecydował się wracać. W ciągu tego dnia żaden z nich nie wspomniał o tym wydarzeniu, nawet podczas wspólnych eliksirów. Jednak Harry w ogóle nie zdziwił się, gdy następnego dnia usłyszał cichy odgłos kroków, powoli zbliżających się do niego. Spojrzał tylko w stronę, z której dobiegał dźwięk. Malfoy powoli usiadł po jego prawej stronie i wpatrywał się w jezioro, w ogóle nie zwracając uwagi na Harry'ego. Tego ranka nie wymienili nawet jednego zdania, kolejnego również. Ani żadnego innego w ciągu miesiąca.
Jednak któregoś dnia, podczas ogromnej ulewy, Harry'ego z zamyślenia wyrwało głośne warknięcie Malfoya:
- Co ty, do cholery, robisz, Potter?
Harry obrócił się i zobaczył za sobą drugiego chłopca, zupełnie suchego i niezziębniętego, pomimo tego, że niebo zaciągnięte było ciemnymi chmurami, z których lały się strumienie deszczu.
- Co? - zapytał Harry.
- Żałosna namiastka czarodzieja - burknął pod nosem Malfoy, podchodząc bliżej. - Ty naprawdę lubisz moknąć? Czy może próbujesz złapać zapalenie płuc? - zapytał zdenerwowany. - Chociaż to drugie byłoby mi na rękę, bo przegapiłbyś finały Quidditcha.
Harry obrócił się gwałtownie.
- Cholerni Gryfoni - wymamrotał Draco, wyciągając swoją różdżkę z szat. - I właśnie dlatego świat potrzebuje Ślizgonów. Ktoś musi chronić mieszkańców pozostałych domów przed ich własną głupotą. - Szybko wypowiedział zaklęcie. Harry z zaskoczeniem stwierdził, iż nagle stał się zupełnie suchy, a spadające krople deszczu nawet go nie dotykały.
- Hej, co to było? - spytał zdziwiony Malfoya, który w międzyczasie zdążył usiąść obok niego.
- Doprawdy, Potter, nawet dziecko potrafi rzucić zaklęcie odpychania wody - zadrwił z niego Ślizgon.
- Być może niektórzy z nas nie czarowali w dzieciństwie.
- Och, jakże mogłem zapomnieć o twoim mugolskim sławetnym pochodzeniu.
Harry zmarszczył brwi i odwrócił się. Chłopcy przyglądali się, jak ciężkie krople deszczu bębnią rytmicznie o taflę jeziora.
Dopiero po chwili Harry zdecydował się odezwać.
- Eee... Dzięki.
- Nie myśl sobie, że zależy mi na tym, by utrzymać cię w dobrym zdrowiu - powiedział Malfoy, nawet się nie odwracając. - Po prostu nie chcę słyszeć, jak twoje tanie buty chlupoczą po zamku przez cały dzień.
Na twarzy Gryfona pojawił się uśmiech.
- Moje tanie buty są ci niezmiernie wdzięczne za troskę.
- Lepiej, żeby tak było, nie mam w zwyczaju dbać o czyjeś interesy - odpowiedział mu podirytowany Ślizgon.
- Chcesz mi powiedzieć, że wszystko, co słyszałem o twoim wewnętrznym puchoństwie, to kłamstwa? - zażartował chłopak.
- Sarkazm do ciebie nie pasuje - odgryzł się Draco.
Przez chwilę Harry miał wrażenie, że zauważył uśmiech na twarzy blondyna. Pierwszy raz cisza, która ich otaczała, była przyjemna.
Następnego ranka, choć niebo było zachmurzone, a powietrze chłodne, nic nie zapowiadało deszczu. Chłopak zerknął na Malfoya, kiedy ten przyszedł i usiadł obok niego bez słowa. Blondyn tylko uniósł brwi, jednak się nie poruszył.
- Dzień dobry - powiedział Harry, wpatrując się w jezioro.
- Czyżby? - odpowiedział Draco.
- Czyżby co? - zapytał Potter.
- Czy to naprawdę dobry dzień?
- Ee... A czemu by nie? - wyjąkał Harry.
- Nie wiem - odpowiedział chłodno Malfoy, nadal nie patrząc na Pottera. - Może dlatego, że jesteśmy na zewnątrz o szóstej rano, zamiast leżeć w ciepłych, wygodnych łóżkach?
- Nikt cię nie zmuszał, byś tu przychodził - odparł Harry, marszcząc brwi.
Malfoy nie odpowiedział, tylko zaśmiał się gorzko.
- Więc dlaczego tu jesteś? - spytał podirytowany Harry.
Tym razem Ślizgon odwrócił się do niego, a jego oczy w jakiś tajemniczy sposób odzwierciedlały wzburzone wody jeziora.
- Nie twój interes, Potter - odpowiedział powoli, przeciągając głoski. Spojrzał na jezioro. Teraz na jego twarzy, nawet widzianej z profilu, widoczne było napięcie nadające mu surowy wygląd.
- Malfoy - odezwał się Harry. Ślizgon nie zareagował w ogóle, jeśli nie liczyć lekkiego zmarszczenia brwi. - Malfoy - powtórzył, przysuwając swoją dłoń tak blisko jego, że ledwie włos je dzielił, a jednak jej dotykając. Blondyn wciągnął powietrze i wstrzymał oddech, lecz nie odsunął swojej dłoni. I także się nie odezwał.
- Niech będzie - oznajmił pogodnie Harry. - Dzisiejszy dzień nie jest taki dobry, ale może jutro będzie lepiej?
Malfoy prychnął. Harry ukrył uśmiech i więcej się nie odezwał.
Od tamtej pory ranki rozpoczynały się od wymiany pozdrowień chłodnych jak powietrze przed świtem.
- Malfoy - zwykł mówić Harry, nie odwracając spojrzenia od odległego brzegu jeziora, gdy pojawiał się Ślizgon.
- Potter - odpowiadał tamten z wysoko uniesionym podbródkiem, siadając obok Harry'ego ze wzrokiem wbitym w szare fale.

One shots | Drarry (Harco) +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz