Rozdział 20

282 28 4
                                    

Skakałam, biegnąc sobie po budynkach szukając kogoś komu mogę pomóc. Dość często to robiłam. Nazywałam to "patrolem". Wolałam być przy potrzebujących zawsze gdy zajdzie taka potrzeba. Rozglądałam się przy okazji czy w pobliżu nie ma jakiegoś bohatera. Nie chciałam zostać złapana. Nic nadzwyczajnego się nie działo. Żadnych złodziei kradnących różne przedmioty czy kogoś kto próbował by ich złapać. Podejrzewałam, że to cisza przed burzą. Nie myliłam się. W pewnej chwili usłyszałam huk. Wiedziałam co było źródłem dźwięku. Już kiedyś go słyszałam. Był to odgłos oddawanego z pistoletu strzału. Pobiegłam w kierunku, z którego dobiegał. Wyjrzałam poza krawędź budynku.

Zamarłam gdy zobaczyłam mojego senseia, który trzymał się za brzuch. Musiał zostać tam postrzelony. Miecz wypadł mu z ręki, a on sam cofał się do tyłu. Osoba, która do niego strzeliła szykowała się do kolejnego strzału. Była ubrana w czarny strój oraz białą maskę na całą twarz. Nie mogłam na to pozwolić. Choć już raz rzuciłam się na pomoc Stainowi i zostałam dźgnięta. Zniosłabym to drugi raz byle by tylko mu pomóc. Odbijając się od ścian dostałam się do posiadacza pistoletu i wytrąciłam mu go z ręki. 

- No, no, no. - powiedział - Czego tu szukasz Dark Curer. Nie wtyka się nosa w nie swoje sprawy.

- Zostaw go. - próbowałam zmienić barwę mojego głosu, żeby w wypadku gdy spotka mnie bez maski nie mógł mnie rozpoznać.

- A, jeśli nie to co mi zrobisz? - odpowiedział.

Zaatakowałam go. Nie miał już broni, a ja nie czułam potrzeby używania sztyletu więc walczyliśmy na pięści. Nie udało mu się trafić mnie ani razu. Może z pistoletem szło mu dobrze ale bez niego nie miał szans na pokonanie mnie. Trafiłam go moim kolanem w brzuch z taką siłą, że zachwiał się i upadł. Podbiegłam do Staina i zobaczyłam, że jego rana nie przestała krwawić. Pocisk wciąż był w jego ciele więc nie mogłam od tak zszyć jego rany. Musiałam zanieść go w jakieś ustronne miejsce i dopiero wtedy zająć się opatrywaniem. Gdy miałam już się schylać by go podnieść usłyszałam głos przeładowywania broni. Odwróciłam się w jego stronę w samą porę by zobaczyć jak osoba, z którą przed chwila walczyłam pociąga za spust. Poczułam ogromny ból w udzie. Jednak mimo, że był on nieznośny i tak podbiegłam do posiadacza broni. Wciąż leżał na ziemi. Jakimś cudem musiał doczołgać się do pistoletu. Byłam wkurzona i nie do końca panowałam nad moimi czynami. Uderzyłam go w głowę tak mocno, że zemdlał.

Czy ja właśnie kogoś pobiłam? Przecież chciałam pomagać, a nie ranić innych. Ale on zranił Staina. Należało mu się. O czym ja myślę?

Teraz jednak musiałam zająć się senseiem. Wzięłam go na ręce. Nie był dla mnie jakoś specjalnie ciężki. Dostałam się na dach budynku i zaczęłam szukać miejsca, w którym mogę go opatrzeć. 

Stary, opuszczony blok mieszkalny powinien być odpowiednim miejscem. Znalazłam pomieszczenie, które było całkowicie puste. Położyłam złoczyńcę delikatnie na ziemi. Musiałam wyciągnąć nabój z jego ciała. Znalazłam pęsetę w jednej z moich apteczek.

- To może trochę zaboleć. - powiedziałam do Staina.

Musiałam działać natychmiast. Delikatnie zaczęłam wkładać przedmiot w jego ciało. Chwyciłam nabój i zaczęłam go wyciągać. O dziwo nie był on aż tak głęboko. Gdy pęseta wraz z nabojem były już poza ciałem przycisnęłam czystą chustę do rany i jedną ręką zaczęłam ją uciskać. Druga natomiast wyjęłam igłę i nitkę z apteczki. Poczułam jak ktoś chwyta mnie za rękę, która uciskałam ranę. Jak się okazało był to Stain.

- Izumi, poczekaj. - powiedział.

Ściągnął moja rękę wraz z chustą ze swojego brzucha. Choć wciąż znajdowała się na nim krew, po postrzale została mało widoczna blizna. Gdzie jest rana? Jakim cudem zniknęła? 

- Jak? - zapytałam. Sama już nie wiem czy siebie czy jego.

- Izumi, dar. Masz dar. - powiedział złoczyńca.

- Ale lekarze... - nie mogłam uwierzyć w to co mówi.

- Mogli się mylić. - przerwał mi - Twoja indywidualność musiała objawić się później niż u innych, albo ktoś ci ja dał.

Choć wciąż ciężko było uwierzyć w jego słowa, wszystko nabierało sensu. Moja moc musiała polegać na leczeniu i regeneracji. Wyjaśniałoby to dlaczego u cywila, którego uratowałam przed szaloną dziewczyną zdiagnozowano szybsze leczenie ran. Tłumaczyłoby to również dlaczego moje rany leczyły się szybciej oraz to czemu tak mało się męczyłam. Przecież żaden normalny człowiek nie wyrobiły sobie kondycji w kilka dni.

Z tą mocą mogłabym zostać znanym lekarzem. Nie mam zamiaru jednak rezygnować z pomagania złoczyńcom. Zaczynam nowy rozdział w byciu Dark Curerem.










Dziękuję za czytanie i zachęcam do komentowania.



Nieobdarzona (Bnha/Mha)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz