Krzyczałam gdy byłam coraz bliżej tafli wody. Nie chciałam umrzeć. Nie chciałam tracić wszystkiego co miałam. Staina, rodziny i mojego obecnego życia. Zamknęłam oczy, bo nie miałam zamiaru patrzeć na mój koniec. Moje ręce i nogi przestały się ruszać. Czekałam na ból ale go nie poczułam. Przecież powinnam już być martwa. Powoli otworzyłam jedno oko, a później drugie. Zamiast spadać szybowałam. Spojrzałam na moje skrzydła. Były rozłożone i to dzięki nim jeszcze żyłam. Choć przed chwilą bałam się, że zginę teraz rozkoszowałam się tym przyjemnym doświadczeniem lotu. Wiatr rozwiewał mi włosy co było naprawdę przyjemne. Machnęłam skrzydłami, by wyrównać mój lot. Gdy mi się udało zaczęłam próbować wznieść się wyżej. Skoro już byłam w powietrzu to czemu by tego nie wykorzystać.
Umiałam już szybować, wznosić się i skręcać. Zostało mi jednak jeszcze dużo do nauczenia. Musiałam opanować startowanie, lądowanie, manewrowanie, latanie w miejscu... Cieszyłam się jednak tym co miałam na razie. Używanie moich skrzydeł sprawiało mi teraz taka radość, że nie chciałam by się skończyło. Gdy ja byłam w powietrzu i cieszyłam się nowo odkrytą umiejętnością, Stain patrzył na to wszystko i uśmiechał się pod nosem.
- Ta dziewczyna kiedyś doprowadzi mnie do zawału serca.
Gdy słońce zaczynało zachodzić mój sensei powiadomił mnie, że czas wracać. Już prawie miałam lądować gdy uświadomiłam sobie, że nigdy tego nie robiłam. Skończyłam więc leżąc na brzuchu ubrudzona ziemią. Mimo, że latałam wiele godzina prawie w ogóle nie byłam zmęczona. Zapewne dlatego, że używałam mojej mocy by odnawiać swoją energię. Chyba będę częściej tu przychodzić.
Teraz jednak musiałam iść za Stainem i uważać na gałęzie. Gdy szłam myślałam o tym co się dzisiaj działo. Pomyśleć, że nauczyłam się "latać" dokładnie tak jak robią to niektóre ptaki, ryzykując życie.
* * *
Jadłam zrobioną przez Staina kolację. Siedzieliśmy w ciszy przy stole do czasu aż zaczął rozmowę.
- Gdy spadłaś bardzo się przestraszyłem. Nie chciałem żebyś umarła. - powiedział.
Jego słowa mnie zdziwiły, bo nieczęsto wprost mówił o swoich uczuciach. Jednak to, że się o mnie martwił wywoływało ciepło w moim sercu. Na początku naszej znajomości miałam tylko brać od niego nauki, nic więcej. Przywiązałam się do niego bardziej niż mogłam przewidzieć. Kiedyś gdyby został złapany zapewne nie obchodziło mnie by to. Teraz gdyby coś mu się stało wpadłabym w panikę, byłabym smutna i możliwe, że chciałabym się zemścić na osobie, która coś mu zrobiła.
- Dziękuję.
- Hm. Za co? - zapytał złoczyńca.
- Nie wiem. Za wszystko. - odpowiedziałam.
Jakby nie patrzeć Stain naprawdę wiele dla mnie zrobił. Stał się ważną osobą w moim życiu i bardzo je zmienił. Gdybym go nie spotkała pewnie wciąż byłabym zwykłą nastolatką, która ciągle się jąka i nie potrafi poradzić sobie z dręczycielami. Gdyby nie on nigdy nie ratowałabym złoczyńców i nie odkryłabym jaką wielką sprawia mi to radość. Nie wspominając już o tym, że moje skrzydła i moc to też po części jego zasługa. Mój kompleks niższość również zniknął. Choć dzięki złoczyńcy stałam się odważniejsza wciąż nie byłabym w stanie powiedzieć mu tego co o nim naprawdę myślę. Nawet przed sobą nie chcę tego przyznać. Wracając jednak do kolacji...
Gdy skończyłam jeść udałam się do mojego miejsca na kanapie. Kiedy byłam w domu Staina to właśnie na niej spędzałam większość czasu. Położyłam się... To znaczy, próbowałam ale z moimi skrzydłami trochę ciężko było mi znaleźć wygodną pozycję. Zwłaszcza, że kanapa nie była za duża. W końcu udało mi się położyć tak, żeby było mi wygodnie.
Zaczęłam myśleć o czasach gdy nie miałam jeszcze skrzydeł. Jak nie nosiłam bluzek z dziurami i nie musiałam unikać ludzi by mnie nie zobaczyli. Jak prawie o nic nie zahaczałam. Zmieniłam znów pozycję. Zdziwiło mnie, że nie poczułam skrzydeł. Gdy dotknęłam ręką pleców również ich nie wyczułam. Pobiegłam do małej łazienki i spojrzałam w niewielkie już lustro. Moje skrzydła po prostu zniknęły! Spojrzałam na odbicie moich odsłoniętych już pleców (nie są przez cały czas odsłonięte. Izumi po prostu trochę podwinęła bluzkę). Był na nich taki jakby tatuaż. Przedstawiał on białe skrzydła. Dokładnie takie jak moje tylko, że w zminimalizowanej wersji. Czyli, że wystarczyło, że pomyślę, że wolę ich nie mieć, a one znikają? Skoro tak to działało postanowiłam pomyśleć, że chcę je mieć. Tak jak podejrzewałam znów się pojawiły.
Choć może posiadanie skrzydeł miało minusy nie chciałam ich tracić. Chciałam znów móc wzbić się w powietrze.
Dowiedziałam się dzisiaj, że mogę kontrolować pojawienie się moich skrzydeł siłą woli.
Mam nadzieję, że podobał wam się rozdział.
CZYTASZ
Nieobdarzona (Bnha/Mha)
FanficW społeczeństwie, w którym większość ludzi rodzi się z mocami Izumi Midoriya jej nie posiada. Od kiedy inni się o tym dowiedzieli musi zmagać się z szkolnymi dręczycielami. Co się stanie gdy pewnego dnia spotka pewnego złoczyńcę? Czy postanowi do ni...