𝐜𝐡𝐚𝐩.𝐗𝐈𝐗✍︎

1.9K 83 16
                                    


- Oddawaj to! - Krzyknął zdezorientowany Bucky, gdy to ja uciekałam przed nim drąc ryja.

- Błagam nie krzywdź mnie, nie wiem jak to się stało! - Odkrzyknęłam już sama nie wiedząc, czy mam się skulić i umrzeć ze śmiechu, czy umrzeć ze strachu.

- Co tu się do jasnej ciasnej odwala? - Do holu wreszcie wszedł Stark, patrząc na nas jak na zwierzęta. To ja byłam ofiarą, okej?

- Wujku... Pomóż! - Wydarłam się i omal nie zabiłam o jakąś cholerną półkę.

Dostrzegając iż Bucky stracił siły, także spowolniłam i schowałam się za szeroką kolumną. Łapczywie łapałam powietrza, wychylając przy tym głowę zza kolumny.

- Te... Barnes gdzie ci rękę wcięło?? - Tony zapytał się i podrapał zaskoczony po głowie.

- No przecież Sarah z nią przed chwilą biegła, taki ślepy jesteś? - Bucky zdyszany odpowiedział i spojrzał na mnie. Zmrużył swoje oczy i nakazał mi placem wskazującym abym wyszła zza kolumny.

Przełknęłam ciężko ślinę i niepewnie ukazałam się mężczyzną, z lewą metalową ręką, należącą do Bucky'ego.
Mnie i mężczyzn dzieliło mniej więcej 10 metrów odległości, w razie czego powinnam zdążyć spieprzyć.

- Okej, to od początku bym prosił. Co Wy robicie? - Zapytał Stark, uważnie nam się przyglądając.

- Twoja bratanica ukradła mi rękę, podczas gdy JA odsypiałem sobie nockę. - Wydęłam usta.

- Jak tyś to zrobiła? - Stark zwrócił się do mnie nie dowierzając.

- Nie wiem, nie wiem kompletnie jak to się stało. - Odpowiedziałam twardo, być może nie do końca mówiąc prawdę. Ten bardzo przydatny sekret mogę znać tylko ja.

- Jak to nie wiesz, gadaj no. - Bucky burknął i zaczął się zbliżać. Nie wiedziałam z początku, iż znajdę się w takiej sytuacji.

- Okej okej, spokojnie. - Trzymając jego metalowe ramię pod pachom, uniosłam swoje dłonie w akcie samoobrony. - Nie wiedziałam do czego to dojdzie, więc zróbmy tak... Ja powoli odłożę twoją własność w tym o to miejscu i ulotnie się do wyjścia, wtedy ty podejdziesz i ją weźmiesz, w porządku? - Zapytałam.

- Przystanę na tą propozycję, ale tylko z tego względu, że na prawdę cię lubię paskudo. - Mruknął, więc w ten czas zaczęłam się zbliżać do wyjścia.

Na koniec odwróciłam swój ostrożny wzrok od mężczyzn i zaczęłam biec, jednak przywaliłam nosem w czyjś umięśniony tors.

- Loki? Stałeś tu cały czas? - Zapytałam gdy uniosłam na niego wzrok i złapałam się za pulsujący z bólu nos.

- Tak. - Przejechał szybko językiem po dolnej wardze i zaśmiał się. - Prawie umarłem ze śmiechu, gdy widziałem jaka przerażona byłaś, gdy biegłaś z tą ręką... Rzec bym mógł, większą od ciebie. - Stwierdził i pokręcił rozbawiony głową.

- Ona nie jest ode mnie większa. - Zmarszczyłam brwi. - Po za tym to nie było takie śmieszne, myślałam że tego nie przeżyje. - Mruknęłam i szybko spojrzałam za siebie.

Na szczęście Bucky był zajęty mocowaniem swojego ramienia, bynajmniej próbowaniem.

- Po za tym co z ciebie za mężczyzna, który zamiast ratować damę w opałach, stał w rogu i się przyglądał. - Wskazałam na niego palcem, którym zaraz po tym, tyknęłam go w klatkę piersiową.

- Nie moja wina, że znalazłaś się w takiej sytuacji. - Wzruszył ramionami. - I nie radziłbym podważać mojej męskości. - posłał mi szeroki uśmiech.

Kneel~Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz