first meeting

817 115 28
                                    

Przez ciało Dream'a przelatywały irytujące dreszcze, a krople potu powoli skraplały się na jego czole. Czuł jak mimowolnie w jego gardle wytwarza się duża gula i coraz bardziej trudniej mu się oddycha. Jego plecy były już całkiem mokre od stresu, ale starał się zachowywać pozory spokoju.

Mimo wszystko było to cholernie trudne, zważając na fakt, że na swoim ciele ciągle czuł uważne, badawcze spojrzenie czekoladowych tęczówek księcia. George siedział na huśtawce, która okazała się być sprawczynią tajemniczego dźwięku, a Dream niemal od razu rozpoznał z kim ma do czynienia. 

Pomijając cały drogi, ozdobny i odrobinę wymyślny ubiór osoby jaką właśnie miał okazję podziwiać, na pierwszy plan wybijały się właśnie oczy bruneta. Oczy, o których zdążył się już nasłuchać tyle legend i historyjek z ust okolicznych, zamieszkujących obrzeża Palermo panien, że miał wrażenie, że rozpoznałby je z kilometra. Zresztą, w końcu miał okazję zobaczyć księcia już wcześniej. Musiał jednak przyznać, że owe panienki miały co do jednego rację. Oczy George'a z bliska były hipnotyzujące i niebezpiecznie wciągające. Clay czuł się, jakby ich posiadacz właśnie rzucał na niego jakąś klątwę. 

Ciemne, gęste i odrobinkę zawinięte na końcówkach do góry włosy bruneta lekko okalały jego twarz, kontrastując z jasną cerą. Jasna koszula nadawała mu delikatności, choć gorset opinający jego talię zdawał się dodawać mu nutkę zadziorności. 

Blondynowi w końcu udało się przełknąć ślinę i odzyskując chociaż minimalną władzę nad swoim umysłem oraz ciałem, uklęknął na jedno kolana pochylając głowę nisko do ziemi. Już miał zamiar oddać księciu należyty szacunek i odpowiednio go powitać, gdy usłyszał delikatny, chociaż dalej męski i  odrobinę zachrypnięty głos. Zupełnie tak, jak George nie odzywał się od dłuższego czasu. 

- Proszę, wstań -zagadnął brunet, podnosząc się z ławki i obejmując się lekko dłońmi swoje ramiona - Nie ma potrzeby klękać i robić tego przestawienia, nie przepadam za tym. 

-Oh, mój błąd - zreflektował się blondyn, podnosząc się z klęku i stając na przeciwko swojego rozmówcy. Był o wile wyższy od księcia, a mimo wszystko jednak czuł się przy nim jak mały, nic nie znaczący robak. Od George aż biło bogactwo, delikatność i klasa, a jednak blondyn miał wrażenie, że ten nie jest aż taki nienaganny i zadufany jak na stereotyp kogoś z rodziny królewskiej powinien. W końcu oszczędził mu tej marnej próby płaszczenia się przed nim poprzez powitanie w klęku. 

-Bardzo przepraszam, już śpieszę z wyjaśnieniami - zaczął blondyn, widząc ciekawski wzrok księcia analizujący całą jego sylwetkę. George ewidentnie był zaciekawiony jego postacią - Jedna najpierw chciałbym jednak oddać należyty hołd.

Blondyn podszedł odrobinę chwiejnym, ale dalej na pierwszy rzut oka pewnym krokiem i złapał go za dłoń, jednak nie składając na niej żadnego buziaka. Zresztą, takiemu jak on zwyczajnie się nie godziło, jednak też nie chciał wprawiać starszego w zakłopotanie. Starszego, bo jednak książę urodził się kilka lat przed nim, a mimo wszystko wyglądał o wiele młodziej i świeżej. Zamiast dotknąć ustami gładkiej, zadbanej i niebywale jasnej dłoni, jedynie przyłożył do niej czoło, ale również nie na długo, nie chcąc sprzeciwiać się woli księcia wiedząc już, że ten nie przepada za takimi akcjami. 

George ewidentnie się go nie bał, a może i powinien. Nie zareagował na jego dotyk w żaden sposób, jakby jednak był całkowicie przyzwyczajony do tego typu działań całkowicie obcych mu osób. Niemniej jednak przez to zachowanie Clay już wiedział, że jedno głośniejsze słowo bruneta i zostanie otoczony przez sztab strażników. Starał zachowywać jak jak najbardziej spokojnie i pewnie siebie, zresztą jak to miał w zwyczaju. W końcu nie mógł pokazać, że właśnie przed chwilą już raz uciekł z rąk królewskiej straży. 

-Nazywam się Clayton, jestem przyjacielem pułkownika straży do którego wpadłem w odwiedziny - starał się jakoś usprawiedliwić swoją obecność w tym miejscu, nawet nie do końca za bardzo kłamiąc. Rzeczywiście jakby nie patrzeć, był w odwiedzinach u Quackity'ego - Niestety odrobinę zabłądziłem szukając wyjścia.

George pokiwał głową, wyrywając swoją rękę z uścisku o wiele wyższego chłopaka. Analizował od jakiegoś czasu jego posturę i ubiór. Ewidentnie nie wyglądał na kogoś z wyższych sfer, bardziej przez liczne tobołki, pasy na broń i charakterystyczną zieloną pelerynę George'owi przychodził na myśl jakiś podróżnik, wojownik bądź złodziej. Cóż, nie dane było mu się o tym dowiedzieć, ale w gruncie rzeczy to się nie pomylił. 

-Zrozumiałe, pozwolę sobie ci pomóc z odnalezieniem drogi - powiedział George, ruszając z miejsca i niemo każąc chłopakowi iść za sobą. Blondyn niemal od razu pognał za jego śladem, jednak nie podchodząc zbyt blisko i trzymając umowny dystans. Choć i tak był on o wiele mniejszy, niż do George'a zazwyczaj dopuszczona obcych mu osób. 

-Powiedz mi proszę, kim jesteś, czym się zajmujesz? - Zagadną George, będąc zaciekawionym nowym znajomym. Rzadko miał okazję porozmawiać z kimś kto nie był Karl'em bez nadzoru i rzadko też mógł rzeczywiście wyjść z jakimś pytaniem od siebie. Zwykle było mu szczegółowo tłumaczone co ma mówić i jak się zachowywać.

Blondyn podrapał się za uchem, starając się wymyślić coś odpowiedniego. W końcu przecież mu nie powie, że tak właściwie to zajmuje się plądrowaniem, złodziejstwem czasem zabójstwami i nie do końca legalnymi zleceniami tak na dłuższą metę. 

-Może to niezbyt wyniosłe zajęcie - westchnął blondyn, wypuszczając powietrze z ust - Jestem podróżnikiem.

Nie skłamał jakoś bardzo, rzeczywiście miał okazję w życiu zobaczyć już wiele miejsc i doświadczyć w nich różnych rzeczy i przygód. Blondyn zatrzymał się, widząc jak George przystaje w miejscu. Zdenerwowany zaczął się rozglądać z obawą, że powiedział coś złego i zaraz wyskoczy na niego straż. Jakie było jego zdziwienie, gdy spostrzegł jak niższy z iskrą w oku obraca się w jego stronę z lekko uchylonymi malinowymi ustami. 

George'a od zawsze fascynowały takie rzeczy. Nie miał zbytnio okazji do oglądania z bliska różnych miejsc przez większość życia siedząc w pałacu i mając tylko widok na panoramę Palermo. Co prawda nie był zamykany pod kluczem pod kategorycznym zakazem wyjścia z zamku, ale jego wolna wola i zakres obszaru po jakim mógł się poruszać i tak był znacząco wąski. 

- To genialne zajęcie - westchnął książę, spoglądając z uwagą w zielonkawe oczy blondyna - Zawsze chciałem podróżować. 

Blondyn pokiwał ze zrozumieniem głową, dostrzegając jednak nutkę smutku odbijającą się w brązowych oczach księcia, z którym o dziwo rozmawiało mu się całkiem spontanicznie. Sądził raczej, że osoby z rodziny królewskiej to wyniosłe buce, a zamiast tego było mu całkiem miło i czuł się niemal jakby rozmawiał z kimś z runku, mimo tlącego się w jego klatce piersiowej stresu. W końcu cały czas miał przed sobą następcę tronu. 

- Mogę ci trochę poopowiadać - stwierdził blondyn, posyłając w stronę bruneta ciepły uśmiech. Sam był zaskoczony jak szybko przemógł się w jego towarzystwie na zwracanie się do niego na "ty". 

Blondyn wciągnął powietrze do swoich płuc, gdy poczuł dotyk chłodnej dłoni księcia na swojej ręce, która zaczęła ciągnąc go w stronę pałacu. Mówiąc, że może mu coś opowiedzieć, może niekoniecznie chodziło mu o to, że zrobi to w tym momencie, ale nie miał siły i odwagi by odmówić radosnemu spojrzeniu jakie podarował mu niższy. 

No i też nie śmiał nie wykorzystać tej sytuacji na swoją korzyść, w końcu zbliżenie się do bruneta może okazać się dla niego bardzo opłacalne, jeszcze tylko ciągle się zastanawiał, skąd miałby wytrzasnąć niebieską różę. 

Blue Flower | DnfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz