colorful stories

817 113 95
                                    

Po kilku minutach marszu przez puste pałacowe korytarze ozdobione mnóstwem roślin i długim bordowym dywanem, podczas których blondyn uważnie obserwował bogate zdobienia ścian i wysadzane złotem donice czy okazjonalne meble i lustra w końcu doszli do sporej, ale nie największej sali z prostokątnym, masywnym drewnianym stołem.

Leżał na nim biały obrus ze złotymi frędzlami na zakończeniach. Stół otaczały wygodne, zabudowane poduchami krzesła, które tak właściwie w oczach blondyna wyglądały bardziej jak fotele. Usadowił się na jedynym z nich, które gestem dłoni wskazał mu George i obserwował jak chłopak wychodzi na chwilę z pomieszczenia, by po chwili wrócić ze strażnikiem, który niemal od razu zabrał się za odpalanie ognia w kominku. Gdy już to uczynił wyszedł z pomieszczenia, jednak Clay doskonale czuł, że został on pod drzwiami uważnie nasłuchując co działo się w komnacie.

Blondyn uśmiechnął się pod nosem, widząc jak przyjemny klimat do pomieszczenia wprowadził ogień. George zajął miejsce obok niego, uśmiechając się do niego delikatnie, ale jednak sztucznie i nieszczerze. Jakby przybierając swój standardowy wyraz twarzy, którego używał zawsze gdy był zmuszony do przebywania z kimś ważnym.

Clay uważnie na niego spojrzał, dalej ze swoim ciepłym uśmiechem na buzi. Spojrzał na księcia wzrokiem wertującym go od stóp do głów, jakby chciał zajrzeć w głąb jego duszy. Widział jak George poczuł się z tym niekomfortowo, odrobinę zaciskając dłoń na materiale swojej koszuli i wciskając swoje ciało trochę dalej w wielkie krzesło. Clay odpuścił, śmiejąc się cicho.

Atmosfera była specyficzna, obaj na coś czekali. I rzeczywiście już po dwóch minutach do sali weszła blondynka ubrana w kremowy fartuszek pchając wózek na którym postawiony był duży ceramiczny dzbanek, dwie filiżanki i różnego rodzaju słodkości. Dziewczyna rozłożyła wszystko na stole, uprzednio uprzejmi się z nimi witając. Rozlała do filiżanek słodko pachnącą herbatę i mimo wszystko wyjęła ze swojego fartuszka pudełeczko z cukrem w kostkach uzupełniając cukierniczkę.

-Dziękuję Niki - powiedział George, posyłając dziewczynie szczery, subtelny uśmiech. Tak inny od tego, którym przed chwilą raczył Clayton'a.

Dziewczyna wyszła z pomieszczenia, uprzednio kiwając głową na podziękowanie chłopaka z pozytywnym wyrazem twarzy. Zamknęła za sobą wrota, tym samym tworząc cichy hałas. George upił łyka swojej herbaty, jednak jej nie słodząc. Spojrzał w stronę Clay'a z wymownym wyrazem twarzy.

Dla blondyna był to jawny znak, że powinien zacząć mówić. Na początku zaczął od czegoś mało ekscytującego i w miarę normalnego, by nie nastawiać chłopaka na jakieś opowieści ze smokami, ale z upływem czasu i z wiedzą na temat tego, jak podekscytowany George był coraz bardziej wraz z każdym jego wypowiadanym słowem, opowiadał mu już jedne ze swoich najbardziej niebezpiecznych i odrobinę nierealnych przygód. Oczywiście sprawnie wymijał fakt, że większość tych historii zawdzięczał swoimi zleceniom i często swojej nieciekawej sytuacji życiowej.

Blondyn opowiadał, nie mając serca przestać. Doskonale widział jak na księcia działały jego słowa. Brunet wpatrywał się w jego jak zaczarowany. Światło bijące od ognia odbijało się od jego bladej skóry dodając jej kolorytu, który zresztą odrobinę się pogłębił za sprawą malinowych rumieńców ekscytacji na jego policzkach. Książe siedział uchylonymi ustami i rozszerzonymi powiekami. Jego oczy były szklące, a brązowe, intensywne tęczówki wydawały się wręcz widzieć to wszystko o czym opowiadał blondyn.

George uważnie słuchał, chłonąc sobą każde słowo blondyna. Z niedowierzaniem przysłuchiwał się barwnym historiom, zazdroszcząc blondynowi tego wszystkiego co przeżył. Spędzili tak dobre dwie godziny, a na dworze już do reszty zrobiło się całkowicie ciemno.

Historie Clay'a tak w gruncie rzeczy nie były jakoś bardzo ekscytujące, ale chłopak opowiadał to w taki sposób, jakby rzeczywiście takie były. Taka drobna koloryzacja jeszcze nikomu nie zaszkodziła, a tylko sprawiła, że George spędził miło czas i konkretnie pobudziła jego wyobraźnię. Chciał zaimponować brunetowi, sprawić, żeby się nim zainteresował.

Blondyn po raz pierwszy był w pałacu tak od wewnątrz. Po raz pierwszy przemierzał długie korytarze i już wiedział , że chciał dostać to wszystko w swoje ręce, a jego szansa by tego dokonać właśnie siedziała naprzeciwko niego i jak gąbka chłonęła wszystko to o czym mówił.

Lubił to swoje trudne, skomplikowane i przygodowe życie, które jednak na dłuższą metę było strasznie męczące. Psychicznie i fizycznie. Nigdy nie był pewny, czy będzie miał za co kupić sobie jedzenie w danym miesiącu. Życie w takim pałacu zdecydowanie było czymś, czego Clay właśnie zapragnął i był w stanie dużo poświęcić by to dostać. Tak właściwie, nie miał za wiele do stracenia.

Przy okazji opisywał chłopakowi dokładnie krajobrazy wszystkich miejsc w jakich był, chcąc by ten mógł wyobrazić sobie również zachwycające miejsca. Piękno natury oślepiało nawet czasem Clay'a, który spędził na niej praktycznie całe swoje życie, a co dopiero musiało robić z George'm zamkniętym za pałacowymi murami. Jednak przy opisywaniu kolorów coś mu nie pasowało. Brunet wydawał się wtedy na chwilę wracać do rzeczywistości, jakby starając się coś sobie uzmysłowić. Blondyn spytał, czy wszystko w porządku widząc ten stan rzeczy.

-Jestem daltonistą - zaśmiał się brunet, przekrzywiając głowę w bok.

Blondyn parsknął śmiechem, zakrywając sobie usta dłonią nie chcąc wyglądać za głupio. I tak prawdopodobnie przestraszył księcia swoim dosyć charakterystycznym śmiechem. Zdziwił się lekko gdy brunet dołączył do niego chichotając razem z nim. Jednak jego śmiech wydawał się taki lekki i odświerzający.

- Rzeczywiście, chyba już kiedyś obiła mi się ta informacja o uszy - powiedział, przeciągając się lekko na krześle - Przepraszam.

- Nie masz za co - odpowiedział George, odkładając na stół filiżankę, którą do tej pory trzymał w dłoniach. Również się przeciągnął, ale o wiele subtelniej i prawie że niezauważalnie. Ziewnął cicho, zakrywając swoje usta dłonią - Powiedz mi, masz w ogóle czas na sen mając tyle przygód?

-Tak właściwie, to miałem moment gdzie zapragnąłem nigdy już nie spać - napomniał blondyn, przypominając sobie dobrze znane mu uczucie adrenaliny. Te wszystkie godziny, które zmarnował, a podczas których mógł zrobić tyle rzeczy i zarobić tyle pieniędzy. Sen zawsze był jego największym przekleństwem i jednocześnie przyjacielem - Bo to strata czasu.

Sen był jednocześnie czymś co go ograniczało i czymś co pozwalało mu oderwać się na chwilę od tego ciągłego biegu. Kochał go i nienawidził i od tego właśnie wzięło się jego przezwisko, które od jakiegoś czasu niezmiennie widniało na plakatach gończych z jego podobizną, a raczej z białą maską z wydrapanym i zamalowanym czarną farbą uśmieszkiem.

Blondyn się zaśmiał, ale rzeczywiście bardzo żałował, że ograniczają go jego ludzkie potrzeby. I z tego co aktualnie widział, to nie tylko jego. Oczy księcia już powoli się kleiły, a sam chłopak nagle wydawał się bardzo senny. Clay go nie winił, w końcu pewnie i tak zaburzył już jego regularne godziny senne.

- Będę zmuszony skończyć już nasze spotkanie - westchnął Clayton, podnosząc się z siadu. Mimo wszystko nie chciał, by książę był przez niego niewyspany. Jeszcze nie teraz.

George pokiwał mizernie głową, posyłając w stronę swojego nowego i chyba tak właściwie drugiego znajomego, z którym mógł pogadać w tak luźny sposób ciepły, szczery uśmiech. Zebrał się na tyle by odprowadzić blondyna w towarzystwie dwóch strażników, którzy jak się okazało stali przy drzwiach do głównej bramy.

Dla nich obu ta noc będzie ciężka. Dla Clay'a ponieważ miał do rozstrzygnięcia jeszcze jedną ważną kwestię i dla George'a, ponieważ w jego głowie jeszcze przez długi czas będzie trwała myśl o blondynie i jego historiach.

Blue Flower | DnfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz