Blondyn już po chwili znalazł się przy księciu, chwytając jego ręce za nadgarstki i nieco zdyszany z powodu szybkiego kroku w jakim przemierzył cały pałac w przeciągu minuty przystanął przy nim. Nie chciał wychodzić od razu za tą królewską dwójką, by nie zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi. Zdyszany też był z powodu nerwów, które wyparowały z niego w momencie w którym jego szorstkie dłonie spotkały się z jasną, delikatną i wręcz porcelanową skórą George'a.
Gdzieś po drodze nawet wpadł na Karl'a, ale nie zwrócił na niego większej uwagi będąc zaaferowany uciekającą mu dwójką. Nie miał na sobie maski, więc liczył się z tym, że wysoki szatyn go rozpoznał. Pozostało mu liczyć na to, że za szybko ich nie znajdą.
George stał nieruchomo, czując na swoich nadgarstkach przyjemne ciepło. Poczuł jak przez jego odkryte ramiona i plecy przechodzi dreszcz, a jego twarz na nowo się delikatnie czerwieni. Błyszczyk imitujący taflę wody, który dalej dzielnie trzymał się na jego ustach był dla niego w tym momencie niezwykle irytujący, bo stał nieprzyjemnie lepki.
Blondyn powoli ustabilizował swój oddech i spojrzał prostu w oczy niższego, z uchylonymi ustami. Za cholerę nie mógł przyzwyczaić się do księcia w takim wydaniu. Sam nie wiedział czy chciał widzieć go w takim wydaniu. Owszem, brunet wyglądał przepięknie, ale równocześnie wręcz za olśniewająco. Puścił jego jedną rękę, głupio się przy tym uśmiechając i starł kciukiem błyszczącą substancję z jego wiśniowych, pełnych wargach.
Czuł przez ten gest, że oddech niższego również jest zachwiany. Nie spuścił z oczu jego brązowych tęczówek nawet na chwilę, chłonąc całym sobą ich czekoladową, głęboką barwę. Wyglądały, jakby były zrobione z jakichś wyjątkowo przejrzystych i drogocennych kamieni szlachetnych. Coś jak obsydian brązowy , ale bardziej szklący niż normalny.
-Ale się odpieprzyłeś na bóstwo - zaznaczył blondyn, psując tym samym osobliwy i spokojny klimat jaki do tej pory ich otaczał. W odpowiedzi dostał cichy śmiech starszego i delikatne szturchnięcie w klatkę piersiową -Gapili się na ciebie, jakbyś był z diamentów.
George starał się nie wybuchnąć śmiechem, ale zaraz potem się wyprostował i na powrót spojrzał w zielonkawe tęczówki swojego znajomego.
-Teoretycznie, mam ich na sobie całkiem sporo - odparł brunet, puszczając dłonie młodszego i poprawił wpijającą się w jego szyję obróżkę, z której wychodziły wysadzane diamentami paseczki, był wręcz przekonany, że na jego skórze zostaną czerwonawe, piekące ślady -Uwierz, że nie chciałem się w to ubierać.
-Wierzę ci- odparł blondyn, pomagając niższemu odpiąć ozdobę, jednocześnie całkowicie odkrywając jego plecy i ramiona. Skóra niższego naprawdę była wręcz nadzwyczajnie gładka i jasna, prawie że niemożliwie. Blondyn wcale nie dziwił się, że służki zdecydowały się na taki odkryty ubiór. Przyciągał wzrok nie tylko na swoje bogactwo, ale na właściciela, podkreślając jego porcelanową skórę ozdobioną kilkoma ciemnymi pieprzykami.
George ściągnął ze swojej głowy ozdobny diadem, podając go blondynowi, który schował go do swojej torby, uprzednio wyciągając z niej swój ukochany, zielony płaszczyk. W głębi siebie cholernie się cieszył, że postanowił go jednak ze sobą zabrać.
Narzucił go na ramiona księcia, wiążąc go pod jego szyją, na której rzeczywiście ukazały się zdradliwe czerwone ślady na małą, uroczą kokardkę. Zaskoczony brunet nie sprzeciwiał się, jedynie stał nieruchomo i trochę ogłupiały pozwolił się otoczyć miękkim materiałem pachnącym Clayton'em.
Mimo że noce na Sycylii i tak były ciepłe, podziękował cicho za nakrycie i wtulił się nieco w materiał. Był tak inny od tych wszystkich jedwabnych tkanin z jakimi na co dzień obcował, ale jednocześnie tak przyjemny i wciągający, że nie mógł się powstrzymać przed tym wstydliwym gestem.
-Spacer? - zagadnął Clay, posyłając brunetowi kolejny promienny uśmiech. Teraz już się nie bał. Widział, że George się go nie obawia ani nie ma mu niczego za złe. Zachowywał się w jego towarzystwie dokładnie tak samo jak wcześniej i Clay wiedział, że nie musiał się teraz z niczego tłumaczyć.
Może to i dobrze, chciał podzielić się z księciem swoją przeszłością i realiami obecnego życia, ale jeszcze nie teraz. Teraz chciał się napawać obecnością drugiego. Szkoda byłby zmarnować taką piękną, gwieździstą i promieniejącą sielskim klimatem noc.
Zachowywali się przy sobie naprawdę spontanicznie, a głupie wybuchy śmiechu i ich ciągle rozbawione spojrzenia jasno dawały do zrozumienia, że zwyczajnie czuli się przy sobie dobrze. Clay mógł odpocząć od swojego dennie niebezpiecznego i złośliwego żywota, a George wcale nie musiał udawać przy nim kogoś, kim zwyczajnie nie był. Maniera w towarzystwie blondyna nie była ważna, cichy subtelny chichot zamieniał się w salwę głośnego śmiechu, a sam brunet nie musiał zachowywać się jakby był zrobiony z pieprzonego szkła.
George przytaknął głową, odwzajemniając delikatny uśmiech. Rozpoczęli powolny chód, kierując się w stronę wąskich ścieżek Palermo. Wszystko dalej było cudnie oświetlone, ale nocne niebo dodawało wszystkiemu jeszcze więcej magii niż gdy George obserwował to wszystko za dnia.
Ich przechadzka była niby powolna, ale w gruncie rzeczy całkiem chaotyczna i przyprawiła im obu wypieki zmęczenia na policzkach. Co rusz delikatnie się popychali, szczypali się bądź szarpali za ubrania w żartobliwych gestach. George wcale nie był delikatnym księciem, a Dream wcale nie był groźnym przestępcą. Przy sobie mieli okazję choć na chwilę zapomnieć o swoich głupich odgrywanych rolach.
Doszli do centrum miasta, a Blondyn narzucił swojemu towarzyszowi na ciemne, gęste kosmyki kaptur, tak by przypadkiem nikt z bawiących się mieszkańców go nie rozpoznał. Dla księcia cała ta sytuacja była nowa i taka dziwna. Jeszcze nigdy nie był bez towarzystwa straży w mieście. Nawet nie był pewien, czy dotknął kiedyś swoimi stopami tej kostki, po której właśnie szedł.
Doszli na środek placyku, gdzie umiejscowiona była duża, majestatyczna i wykonana z białych kamieni podświetlana fontanna. Była lekko obrośnięta bluszczem i udekorowana różnymi kwiatkami. Co jakiś czas podlatywał do niej jakiś zabłąkany ptaszek chcąc się napoić.
Chłopcy usiedli na obramowania fontanny, wpatrując się co raz na przejrzysta wodę, a co raz na siebie nawzajem, posyłając sobie głupie, niewinne uśmiechy. Robiło się już konkretnie ciemno, więc ich skórę oświetlały liczne lampy i blask ognia, bijący od dekoracji wystawionych z okazji bankietu.
Na placyku zaczynało zbierać się coraz więcej ludzi, a na kostce, którą widocznie wszyscy uznali sobie za parkiet co jakiś czas bujały się pary, ciesząc się naokoło rozbrzmiewająca muzyką.
-Kim jest dla ciebie Techno?- dopytał blondyn, gdy na jako myśli nagle znowu wszedł temat różowowłosego mężczyzny, jeszcze tak niedawno nachylającego się tak blisko George'a -Przyjąłeś jego zaręczyny?
Blondynowi przez gardło ledwo przeszły te słowa, ale widząc zaskoczony wyraz twarzy starszego, którym go obdarował, wszelkie jego wątpliwości znikły. George wrócił spojrzeniem na wielkie lilie w fontannie, lekko nachylając się do przodu by dotknąć wody, w której pływało mnóstwo żółtych płatków kwiatów.
-Nie musisz być o niego zazdrosny- zaczął przekomarzać się starszy, ale zaraz tego pożałował, gdyż blondyn popchnął go delikatnie do przodu sprawiając, że ten wylądował w fontannie opierając się rękami o jej dno. Jego całe ręce, buty i skrawek peleryny były mokre.
Fuknął w stronę blondyna, ale na jego ustach już po chwili pojawił się szeroki uśmiech, gdy spostrzegł jak drugi chwyta się za brzuch starając się powstrzymać swój głupi, charakterystyczny śmiech. George niewiele myśląc ochlapał swojego towarzysza wodą, a już po chwili pociągną go również za dłoń sprawiając, że obaj stali teraz w fontannie, która nieustannie pryskała na nich wodą.
Stali po kolana w wodzie, trzymając się za ręce i cicho chichotali, patrząc się sobie nawzajem w oczy.
❀ ❁ ❀
Naprawdę przepraszam za wszelkie błędy, również te logiczne ale trochę się chyba zgubiłam w tej książce, plus jebać matematykę. Buziaczki

CZYTASZ
Blue Flower | Dnf
FanfictionNa urokliwej Sycylii, największej wyspie na morzu śródziemnym, w pewnym królestwie panował król. Zapadłszy na śmiertelną chorobę, pragnął jak najszybciej wydać swojego syna za mąż, gdyż wiedział, że ten przez swoją specyficzną, choć przez wielu uzna...