Rozdział 11

155 4 0
                                    

Przeszukali pobliskie szpitale dla czarodziejów, lecz w żadnym nie znaleźli Newta. Doszli do ostatniego. Był to mugolski szpital, ale stwierdzili, że warto zajrzeć i tam. Weszli do wielkiej sali i mijali po kolei kolejne łóżka. Byli tam ludzie z różnymi stanami zdrowia. Jedni mieli połamane ręce lub nogi, drudzy liczne poparzenia, a inni całkowicie sparaliżowani. Porpentina rozglądnęła się szybko po sali lecz nie zauważyła Scamandera. W rogu pomieszczenia, zauważyła starszą pielęgniarkę z tacą pełną lekarstw. Była to lekko przygarbiona kobieta, a swoje
siwe włosy miała upięte w koka. Podeszli do niej i zapytali o bruneta. Podrapała się tylko po karku i dała im znak aby poczekali po czym odeszła. Wróciła po chwili i oznajmiła, że nikt taki nie jest tutaj zarejestrowany. Wyszli z ośrodka przytłoczeni tą całą sytuacją. Poczuła nagle, że ktoś ją ciągnie za płaszcz. Spojrzała w dół a jej oczom ukazało się małe, zielone i do tego bardzo dobrze jej znane stworzonko. Był to ... Pickett? Zaraz ... Pickett? Przecież on nigdy nie odstępuje Newta na krok, bo tylko z nim czuje się bezpiecznie. No właśnie... bezpiecznie. A co jeżeli teraz nie czuje się bezpiecznie? Coś musiało się stać. Mały stworek ciągle ciągnął Tinę za płaszcz i wskazywał gdzieś palcem, na znak aby z nim szła. Dotarli do knajpy ,,Pod ślepym wieprzem" i usiedli przy wolnym stoliku, kiedy podeszła do nich kelnerka, aby przyjąć zamówienie.

- Dla mnie tylko Kremowe Piwo - powiedziała brunetka

- A ja chętnie napiję się ,,Chichacza" - zaśmiał się Jacob

Kobieta odeszła zapisując ich zamówienie na kartce. Po chwili, napoje były gotowe i przyleciały prosto w ich ręce. Kowalski uniósł kieliszek z przezroczystą cieczą i opróżnił jego zawartość po czym zaczął się głośno śmiać. Brązowooka popatrzyła na zielonego stworka, który teraz siedział w jej kieszeni. Nie rozumiała dlaczego kazał jej tu przyjść i pić w momencie, kiedy jej narzeczony zniknął i nie wiadomo czy w ogóle żyje. Wskazał na stojący w rogu regał z gazetami od ,,Proroka Codziennego" i wydał charakterystyczny dla siebie dźwięk.

- Vingardium Leviosa - szepnęła Porpentina, przywołując do siebie jedną z gazet

Na pierwszej stronie widniało zdjęcie Albusa Dumbledora lecz szybko zmieniła stronę. Jej uwagę przykół napis z grubą i krzywą czcionką:

,,Pani Prezydent - Seraphina Picquery, wydała zarządzenie, które nakazuje aby Zouwu, chiński kot, należący do czarodzieja - Newtona Scamandera, pod zarzutem śmiertelnego pogryzienia jednego z aurorów, został stracony dziś wieczorem na dachu budynku należącego do ,,Magicznego Kongresu Stanów Zjednoczonych Ameryki"

Z poważaniem:
MACUSA"

Pod spodem widniało także zdjęcie ich przyjaciela.
Przyjaciele popatrzyli po sobie i wybiegi z knajpy, wywracając wszystkie krzesła. Szli przez wąskie ulice Ameryki, nic do siebie nie mówiąc. W pewnym momencie wpadli na zgarbionego, wąsatego staruszka. Popatrzył na nią zmęczonymi oczami po czym przeniósł wzrok na zdjęcie w gazecie.

- Szukacie tego mężczyzny? - zapytał staruszek zachrypniętym głosem i wskazał kościstym palcem na zdjęcie

Czarnowłosy pokiwał głową

- Chodźcie ze mną - powiedział starzec i skinął głową

Weszli w ciemny zaułek, a mężczyzna rozglądnął się dookoła, sprawdzając czy na pewno nikt ich nie widzi.

- Revelio - wypowiedział i przyłożył sobie różdżkę do skronii

Przed nimi pojawił się mężczyzna w szarym płaszczu i z brązową czupryną

- Newt?! - zapytała Tina, wciąż nie mogąc w to uwierzyć

Podbiegła do narzeczonego i mocno go przytuliła.

- Newt... słyszałam o Zouwu i.... bardzo mi przykro - powiedziała brunetka po czym spojrzała mu w oczy, które teraz przepełnione były smutkiem.

- Pamiętam jak dorastał. Dostałem go dawno temu od mojego dawnego znajomego. Zouwu był wtedy taki mały... A teraz będę musiał patrzeć jak cierpi - powiedział i uronił pojedynczą łzę

Brązowooka bez zastanowienia przytuliła go do swojej piersi. On złapał ją mocno za biodra i wymusił płacz. Porpentina pogładziła go po jego brązowych włosach.

- Dziękuję, że ze mną jesteś. Kocham Cię Tina - szlochał, załamując głos

- Ja Ciebie też - odpowiedziała, nadal głaszcząc jego włosy

Koniec rozdziału 11! Mam nadzieję, że się spodoba. Jeśli tak, to pamiętaj aby zostawić po sobie jakiś ślad - gwiazdkę, komentarz, twoją opinię itd. ❤

Perły są drogą do szczęścia |Fantastyczne Zwierzęta| - Emi_0505Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz