Capitolo 4.

303 42 2
                                    


- Wesołych świąt, kochany. - powiedziała panna Store, wychodząc jako ostatnia klienta wigilijnego dnia. Zamknął za nią drzwi na klucz i spojrzał na pustą kawiarnie. Udało mu się! Wyrobił się ze wszystkim! Każdy dostał ciasto na świąteczny stół, parafia została zaopatrzona, dzieci z niewielkiego domu dziecka także dostały swoje ukochane ciasteczka. Boże, wreszcie mógł odpocząć!

Udał się w stronę socjalnego, stwierdzając, że podłogę posprząta po świętach albo wpadnie na chwilę w ich trakcie. Teraz, marzył tyko o ciepłej kąpieli, lampce lub butelce wina i świętym spokoju. Gdy zeszło z niego napięcie, poczuł jak bardzo jest zmęczony. Stawy ledwo się poruszały, a mięśnie ramion piekły go za każdym razem, kiedy podnosił je do góry. Już nie mówiąc o poparzeniach, których ilość przez te cztery dni osiągnęła apogeum.

- Już koniec... - powiedział sam do siebie, nie chcąc wierzyć, że jego piekło dobiegło końca.

Kończył pakować rzeczy, gdy zadzwoniła do niego Irene, chcąc się po raz setny upewnić, czy na pewno nie chce z nimi spędzić Wigilii. Tak jakby w tym stanie miał ochotę na jakieś świętowanie. Po raz milionowy odpowiedział jej, że jedyne o czym marzy to sen, a kobieta, ze smutkiem w głosie złożyła mu życzenia. Wiedział, że nie jest zła na niego, że ominął tak ważny dzień. Martwiła się, że będzie sam, z dwójką kotów, robiąc jakieś destrukcyjne dla zdrowia rzeczy. I nie myliła się.

Przeszedł się po kawiarni, sprawdzając czy nic nie zostawił włączonego, po czym gasząc świąteczne lampki, zamknął lokal i wyszedł na zaśnieżony chodnik. Zima wciąż się utrzymywała, co go cieszyło równie mocno, co denerwowało. Z jednej strony kochał śnieg, jego skrzypienie pod butami, jego lodowatość, gdy wpadał pod skarpetki i roztapiał się tam. Uwielbiał obserwować przyrodę, kiedy jest pokryta białym puchem, ale jednocześnie nie znosił tego, jak zmienia się w błoto, gdy samochody po nim jeżdżą, jak robi się niezidentyfikowaną breją, gdy wymiesza się go z piaskiem. A najbardziej nie znosił tego, że musiał ubierać się na cebulkę. Dziesiątki podkoszulków, swetrów, kalesony!, grube skarpety... to wszystko sprawiało, że zima po kilku tygodniach przestawała być cudowną, magiczną porą roku, a stawała się upierdliwa.

Zarzucił plecak, którego zawartość robiła za jego szafę, kuchnię i sypialnię w ciągu ostatnich dni i uważając, aby nie skręcić kostki na lodzie ruszył w stronę parku.

Na ulicach były pustki. Ludzie pochowali się już dawno w domach, świętując z rodzinami i bliskimi ten szczególny dzień w roku. Co kilka kroków dobiegały go zapachy potraw świątecznych, wylatujące przez uchylone okna oraz śmiechy dorosłych i dzieci. Wigilia była chyba jedynym dniem w ciągu całego roku, gdzie wszyscy się radowali i byli dla siebie uprzejmi. Dawne nieprzyjemności na chwilę były zawieszane, a dawne przywary zapominane.

Wchodząc do parku, poczuł wibrację na udzie, a gdy wyjął telefon, zauważył dwie nieprzeczytane wiadomości. Jedna była od siostry, prosta, z życzeniami, taka którą mogłaby wysłać koledze lub koleżance. Odpisując jej uśmiechnął się smutno. Wszyscy się godzili, tylko jego rodzina nie mogła odpuścić. Suche życzenia siostry miały mu dać do zrozumienia, że rodzice patrzą jej w telefon, prawdopodobnie znowu zarobiła szlaban, a oni mimo jej wieku założyli jej kontrolę rodzicielską.

Poczuł jak żal ściska mu serce. Chciałby być między nimi. Uśmiechać się, tańczyć do muzyki granej przez matkę na pianinie, jeść przygotowane przez ojca potrawy i śpiewać razem kolędy. Znów usłyszeć od babci, że jego głos stworzyły anioły i że powinien zostać piosenkarzem oraz poczuć poklepywanie dziadka na plecach, gdy ten huczał, że Leo, jest jego najlepszym wnukiem.

Kolejna wiadomość również nie poprawiła mu humoru. Marco znowu próbował się z nim skontaktować, chociaż zaraz po jego wyjściu napisał mu wyczerpującą wiadomość, w której szczegółowo wyjaśnił, że nie chce mieć z nim nic wspólnego. Jak widać nie zrozumiał. Treść wiadomości była taka sama jak mężczyzna, którym był Marco: powierzchownie miła, ale jednocześnie sugerująca, że jeśli Leo mu nie ulegnie, to zmarnuje sobie całe życie. Jak mógł tego wcześniej nie zauważyć? Jeden kontakt z Gabrielem i Marco został prześwietlony jak promienie rentgena, podczas gdy jemu zajęło to wiele miesięcy i nadal nic nie dostrzegł.

Pasteli ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz