Capitolo 8.

264 34 5
                                    


Obudził się czując, że jeśli zaraz nie dostanie powiewu chłodnego powietrza to umrze z przegrzania. Stopy paliły mu się żywym ogniem, przygniecione przez rozciągnięte ciało Franciszka, a na klatce piersiowej rozpanoszył mu się drugi kot, sprawiając, że ledwo oddychał. Nie miał serca ich z siebie zrzucać, ale jeszcze nigdy nie były tak okropnie gorące.

Do jego zaspanego mózgu zawitało pytanie, że może oba jego zwierzaki są chore i mają gorączkę, ale wtedy dostrzegł, że to, co wziął za kota, było czyjąś ręką, obejmującą go przez całą szerokość klatki piersiowej.

Zmrużył oczy, przyglądając się pomieszczeniu, na szczęście bardziej zaspany niż pijany. Zobaczył dwa puste łóżka, konsolę do gier leżącą na zawalonej podłodze i wtedy go olśniło. Spędził Walentynki u Gabriela. Pełen obaw zerknął przez ramię, a jego przegrzany organizm prawie nie dostał wylewu.

Był tak blisko! Tak kurewsko blisko, że czuł jego ciepły oddech na swoim karku! Czuł ciepło drugiego ciała, przytulającego się do niego i ciężar nogi, którą na niego zarzucił. Nie było mowy o tym, że śni – żaden z jego snów nie był aż tak rzeczywisty. Nie było też możliwości, aby miał omamy, lub że to jakiś brat bliźniak Gabriela! To był on! Najbardziej rzeczywisty i najbardziej uroczo śpiący człowiek na ziemi.

Powoli, aby go nie obudzić, obrócił się, zamierając za każdym razem, gdy student pomrukiwał przez sen, ale jedyne co zrobił to przysunął się jeszcze bliżej, przez co ich twarze dzieliły od siebie centymetry. Nawet mniej. Gdyby się pochylił o długość włosa, stuknęliby się nosami. A jakby przesunął się jeszcze bardziej, to mogliby się dotknąć wargami, niby przez przypadek. Gdyby się obudził, to Leo mógłby udawać, że śpi. Wystarczyłoby szybko zamknąć oczy...

Kogo on stara się oszukać? Nie zrobiłby tego, nawet jakby miał zielone światło od samego Boga. Nie był typem, który molestuje heteroprzyjaciół. Homoprzyjaciół też nie molestował dla jasności, ale częściej lądował z nimi w łóżku. Właściwie, to dlaczego leżą razem?

Gabriel miał dwa inne łóżka do wyboru. Czemu zamiast swobody i wygody, wybrał ciasnotę? Gdyby był głupszy to pomyślałby, że może jednak ma u niego jakieś szansę, ale nie był aż tak naiwny, aby sobie wmówić tego typu rzeczy. Mimo że Saya by to bardzo chętnie zrobiła.

Nie wierząc w to co robi, wyciągnął dłoń i delikatnie przesunął palcami do wargach chłopaka. Były okropne w dotyku. Przesuszone, z popękanymi skórkami, błagające o peeling i nawilżanie. Musi mu kupić pomadkę ochronną. Najlepiej z apteki, a nie z drogerii, aby na pewno zadziałała. Nie miał pojęcia jak Gabriel mógł funkcjonować z tak zaniedbanymi ustami. Nie bolały go, gdy pękły na mrozie?

Uśmiechnął się, nie odrywając od nich ani oczu ani dłoni. Co z tego, że są najgorszymi wargami w kraju, skoro tylko je miał ochotę całować? Dolna warga odchyliła się delikatnie, a on sam prawie dostał palpitacji z podniecenia. Odsunął palce pośpiesznie, widząc jak powieki chłopaka zaczynają drżeć, aby po chwili się otworzyć i spojrzeć na niego zaspanym wzrokiem.

- Dzień dobry. - mruknął cicho, kierując oddech w stronę kołdry. Ostatni raz mył zęby przed przyjściem do akademika, więc tylko mógł sobie wyobrazić jak bardzo cuchnęło mu z ust.

- Cześć. - stęknął Gabriel, obracając się i wpuszczając między nich trochę powietrza. - Jak ci się spało?

- Nie pamiętam kiedy usnąłem. - odpowiedział szczerze, przewracając się na plecy. Teraz nie było możliwości wymiany śmierdzącymi oddechami. - Ani kiedy wszedłem na łóżko.

- Nie wszedłeś. Wniosłem cię.

Leo parsknął śmiechem.

- Jakim cudem dałeś radę? Nie jestem taki lekki jak można sądzić.

Pasteli ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz