Epilogo

378 50 18
                                    


Leo czuł jak imadło zaciska mu się na żołądku, powodując nieprzyjemne skurcze. Mdłości co jakiś czas wracały, chociaż nie miał czym wymiotować, ponieważ wszystko już zdążyło opuścić jego wnętrze. Dlatego teraz tylko zacisnął usta, oddychając powoli przez nos, aby uspokoić organizm. Szum silnika, wolna muzyka lecąca z płyty wpływały na niego kojąco, ale świadomość jaki jest cel ich podróży sprawiała, że ponownie zaczynał się stresować.

Kiedy Gabriel powiedział mu, że dostali zaproszenie do rodzinnego domu studenta, Leonardo prawie zwariował z przerażenia. Wizja spotkania z rodzicami swojego chłopaka wprowadziła go w popłoch. Wiedział o kolacji od tygodnia i od siedmiu dni nie myślał o niczym innym. Poszedł do kosmetyczki i fryzjera, kupił sobie nowe ubrania i nawet zainwestował w markowe buty, aby mieć pewność, że w sobotę będzie się prezentował godnie.

Wypytał Gabriela o Carla, jego brata, a także o rodziców. Wpisał ich nawet w wyszukiwarkę, ale świadomość jak bardzo dobrze usytuowany jest jego chłopak, nie dodała mu animuszu. Przeciwnie, poczuł jeszcze większy niepokój.

Co on sobą reprezentował? Był zwykłym baristą, prowadzącym niewielki biznes. Bez szkoły wyższej, bez żadnego tytułu przed nazwiskiem. Mały przedsiębiorca z jeszcze mniejszego miasteczka. W porównaniu z wielkim prawnikiem, sam był małym żuczkiem.

Dodatkowo, to było jego pierwsze spotkanie z jakimikolwiek rodzicami. Nigdy nie poznał rodziny żadnego ze swoich partnerów, przeważnie dlatego, że z żadnym nie był wystarczająco długo.

Spojrzał na Gabriela, ze spokojem kierującego wynajęty samochód i uśmiechnął się do profilu chłopaka. Byli ze sobą dziewięć miesięcy. Dziewięć miesięcy pełnych pocałunków, trzymania się za rękę, czułych wyznań, seksu, wiadomości o poranku i miłości. Były między nimi również kłótnie i spięcia, ale ani razu nie doszło do takiej awantury, by któryś z nich przestał być pewny tego, czy chce dalej być z drugą osobą. Byli w sobie zakochani na zabój. Czasami aż za bardzo.

Do tej pory pamiętał stres jaki mu towarzyszył, gdy wsiadł do samolotu lecącego do Peru. Dwadzieścia jeden godzin przelotu pełnego niepewności co zastanie na miejscu. Czy spotka chłopaka całego i zdrowego po trzęsieniu ziemi, czy może jedyne co po nim zostanie to zwłoki? Napięcie jakie mu wtedy towarzyszyło, odbiło się na jego wyglądzie. W brązowych włosach pojawiło się kilka siwych kosmyków, które najchętniej by wyrwał, ale Gabriel uważał, że dodają mu seksownego wyglądu.

Pamiętał, jak wielka była jego ulga, gdy wysiadł z rozklekotanego samochodu, płacąc kierowcy kilka dolarów, które dla niego były niczym, a dla tego mężczyzny stanowiły prawie miesięczną pensję. Kiedy zobaczył między namiotami, biegnącego w jego stronę studenta, padł na kolana i się rozpłakał, nie mogą uwierzyć, że to prawda. Jak bardzo był szczęśliwy, że żyje! Nie da się opisać słowami, tego ogromu spokoju jaki go ogarnął. Płakał, wtulony w chłopaka, całując go po twarzy, ciesząc się, że może go ponownie trzymać w ramionach.

- Co tak patrzysz? - zapytał Gabriel, przerywając milczenie. Sprawnym ruchem ściszył spokojny głos Troye Sivana.

- Wspominam Peru. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że nic ci się nie stało.

Chłopak złapał dłoń Leo i nie odrywając oczu od jezdni pocałował końcówki palców baristy.

- Też się cieszę. Bałem się, że cię stracę. - przyznał. - Obiecałem sobie wtedy, że jeśli przeżyję, to będę odważny.

- I dlatego dzisiaj jedziemy do twoich rodziców?

- I dlatego dzisiaj jedziemy do moich rodziców. Nie martw się, skarbie. Wiedzą, że jesteśmy razem, więc nie musisz się martwić. Sam słyszałeś jak nonszalancko podeszli do mojego wyznania. Aż poczułem się lekko zdegustowany.

Pasteli ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz