Capitolo 6.

290 37 9
                                    




Jak wiecie, w niedzielę zmarł mój dziadek. Nie mogłam się z nim pożegnać z powodu odległości jaka nas od siebie dzieliła. Dlatego, kiedy w środę pojechałam na pogrzeb, jeszcze bardziej było mi przykro, gdy dowiedziałam się, że w spadku po dziadku dostałam maszynę do pisania. Dowiedziałam się tego od czterech różnych osób, którym dziadek kazał to przekazać.
To cudowne, gdy na świecie jest ktoś kto w ciebie wierzy i chce ci dać kawałek siebie.
Rozejrzyjcie się dookoła, bo myślę, że każdy_a z Was ma taką osobę, nawet jeśli się tego nie spodziewacie. Celebrujcie uczucie jakie jest między Wami tak jak potraficie, bo ważne, aby jedno pamiętało o drugim. <3





Gabriel padł na łóżko w ich wąskim akademickim pokoju i jęknął przeciągle z ulgi. Ostatni egzamin był za nim i mimo że nadal nie zna wyników, to przynajmniej przez kolejne trzy tygodnie ma święty spokój od nauki, książek i wykładów. Nie musiał siedzieć po nocach, nie musiał wstawać skoro świt i w deszczu iść na uczelnię, aby walczyć ze snem przez pierwsze kilka godzin zajęć. Właściwie to nie musiał nic. 

Nie wracał do domu na przerwę zimową, ponieważ jego rodzice postanowili zrobić sobie drugi miesiąc miodowy, a rodzeństwo już dawno opuściło rodzinne ognisko domowe. Zresztą, i tak nie miał by ochoty widzieć się z Carlem i słuchać jego wymądrzania się. Kochał brata, ale zdecydowanie go nie lubił. Kiedyś byli nierozłączni, jednak później cudowny chłopiec poszedł na prawnicze studia, zdał je z wyróżnieniem i osiadł jako wiceprezes kancelarii ojca, co w oczach rodziców Gabriela było największym osiągnięciem. On z kolei był na medycznych stadiach, ale w przeciwieństwie do starszego brata nie było mu śpieszno do stanowiska ordynatora szpitala. Po studiach chciał wyjechać, do Afryki, Azji lub innego miejsca, w którym działają Lekarze bez Granic. Chciał pomagać tym, którzy nic nie mają, skoro on sam od małego miał wszystko. 

Dlatego też mieszkał w akademiku, zamiast w prywatnym mieszkaniu, jakie chcieli mu sprawić rodzice. Dlatego kupował jedzenie i sam sobie gotował, zamiast zamawiać codziennie posiłki w restauracjach. Dlatego wybierał nogi lub rower, żeby się dostać na uczelnię, zamiast jeździć samochodem. Przyzwyczajał się do gorszych standardów życia, które były dla niego nowością. I może dzięki temu, że był „normalny" miał tak wielu znajomych na studiach. 

Thomas wszedł do ich niewielkiego pokoju i spojrzał na rozwalonego na łóżku przyjaciela. 

- Nie za dobrze, księżniczce?

- Nie. - jęknął Gabriel. - Chcę leżeć, jeść niezdrowe żarcie i odpoczywać od całego zła tego jebanego świata.

- Piękne słownictwo, ciekawe czy spodoba się twojej walentynce jutro. - zażartował Thomas, wyciągając z szafy walizkę i rzucając ją na łóżko Tima, który wyjechał z samego rana. - Co by zrobił twój barista jakby usłyszał, że przeklinasz? Chociaż on jest na tyle stary, że pewnie używa określenia „rzucasz mięsem".

- Thomas, kurwa.... mówiłem ci już. To nie jest randka, a Leo nie jest moją walentynką. Nie jest moim niczym.

- Kto normalny spotyka się z facetem czternastego lutego?

- Każdy kto nie ma ochoty na siedzenie w knajpie i gapienie się jak jakaś słodka idiotka robi do ciebie maślane oczy? Ktoś kto nie ma ochoty płacić za kolację i prezenty laski, lecącej tylko na pieniądze.

- Skąd myśl, że Emma leciała na twoje pieniądze?

- Zagadała do mnie tekstem „ej, jesteś tym Gabrielem? Tym, którego ojciec ma LawYears Company? Chcesz gdzieś wyskoczyć w walentynki?". Podejrzewam, że nie chodziło jej o moją osobowość i urok osobisty.

Pasteli ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz